niedziela, 31 sierpnia 2014

Zapis Andre- amnezja na życzenie

W końcu wyrzuciłem z siebie to wielkie brzemię. Teraz liczę, że Carol mi pomoże. Skoro złożyła obietnicę, musi mi pomóc. Sam ją o to prosiłem. Wiem, jak będzie trudno być sobą.  Ządałęm wyjaśnień od Maner. I dobrze się złożyło, że wezwała mnie do gabinetu. Od razu po rozmowie z Carol poszedłem do niej. Byłem ciekawy, co ma mi do powiedzenia. Usiadłem naprzeciw niej, patrząc na duże okno przed sobą. Zwróciłem też uwagę  na  pomarszczoną twarz i jej niezadowolenie. Coś zrobiłem? Albo coś się stało. Nie prosiłem o kłopoty, więc czekałam aż zacznie mówić. Byłem nieco poddenerwowany. Ręce mi drżały z nerwów, a może to przez te jej leki. Na biurku leżała sterta różnych dokumentów. Jedna teczka była podpisana moim imieniem i nazwiskiem. Przez chwilę skupiłem się na tej teczce. No i wtedy zaczęła swoje przesłuchanie.

-Andre Strifer. Chyba pamiętasz jeszcze jak się nazywasz?- spojrzała na mnie

-Tak. Pamiętam. Czego pani ode mnie chce?- spytałam, licząc na szybko odpowiedź

Otworzyła teczkę z moimi danymi osobowymi. Pokazała mi kawałek pewnego dokumentu, świadczący o dowodzie mojej tożsamości.

-Kojarzysz, co się stało ostatniej nocy? Pewnie już domyślasz się, do czego doszło?- zapytała znów wbijając we mnie wzrok.

Co mam wiedzieć? Byłem zakłopotany. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nic z tego nie rozumiałem.

-Ale ja nic nie rozumiem. Proszę mi wyjaśnić- żądałem kolejnych odpowiedzi

Wtedy wyjęła z szafki buteleczkę z jakimiś lekami. Kiedy to zobaczyłem, doznałem wielkiego wspomnienia. Znowu rozbolała mnie głowa. Upadłem na ziemię. Nie pomogła mi wstać, tylko patrzyła na mnie, czekając, aż wrócę do rzeczywistości. A ja błądziłem myślami po wspomnieniu. Widziałem żywego Marco na korytarzu w nocy. Po kilku sekundach zobaczyłem go w kałuży krwi z wbitym nożem. Potem kolejne chwile były już mi znane. Carol i May przyszły tam,a  potem dołączyła ta mała Lucia. Powoli odzyskiwałem świadomość. Znowu znajdowałem się w gabinecie Maner. I już nie leżałem na podłodze, tylko luźno na krześle.

-Trochę ci to zajęło. Teraz już pamiętasz?- znowu wbiła we mnie swój wzrok

Chciałem już wyjść i zapomnieć, co widziałem, ale w porę zablokowała mi drzwi swoim ciałem.

-Chcę wrócić do pokoju. Puść mnie!- krzyknąłem, siłując się z jej oporem

Maner odepchnęła mnie na biurko. Szarpnęła za bluzkę i znowu pokazała mi tę buteleczkę.

-Ile chcesz?- zadała mi dosyć dziwne pytanie

-Czego?- zdziwiłem się

-No lekarstw. Sam chciałeś zapomnieć o tamtej nocy. Widzę, że nie wszystko sobie przypomniałeś. Pięć tabletek to za mało, czy wystarczy?- dopytała, wskazując palcem moją głowę.

-Czyli to naprawdę ty mnie trujesz ?- byłem wściekły, że rzuciłem się na nią z pięściami

Znowu mnie odepchnęła. Powoli uspokoiłem swój oddech i stałem spokojny. Jednak nie ukrywałem zdumienia.

-Andre, sam chciałeś zapomnieć o tamtym dniu. Sam się zgodziłeś na leki.  Czasami mi się wydaje, że nie powinnam ci wtedy pomagać.- powiedziała prawdę

Byłem w szoku. Nie pamiętałem tamtego wieczora. Wydawało mi się,że spałem. Spałem? Zaczynam mieć wątpliwości. W czym mi pomogła?

-A czemu mi to teraz mówisz?- spytałem

-Bo widzę, że zaczynasz popadać w ciężkie zaniki pamięci, kończące się na całkowitej utracie świadomości. Chcę ci pomóc, więc nic mi nie rób. Wkrótce i tak będziesz świadomy. Przypomnisz sobie tą koszmarną noc.

Nie chciałem już nic wiedzieć. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Wróciłem do swojego pokoju. Pozwoliła mi na wzięcie kopii dowodu tożsamości. I Maner mi pomogła, a teraz żałuje? Coś mi tu nie gra, ale jedno wiem. Nikt nie może wiedzieć, czego się dowiedziałem. Poszedłem do Carol, by jej powiedzieć o lekach, które mi daje Maner. Niestety nie było jej w pokoju. Poszedłem do May. Jej też nie było, a Lucia? Uchyliłem lekko drzwi. Ona spała. Gdzie one poszły? Czyżby coś odkryły i nie powiedziały mi tego?




No to przyznaję, nie mam dzisiaj głowy do myślenia. Przez to, że jutro zaczyna się dżungla zwana szkołą. Myślę, że chaosu nie wprowadziłam do tej notki, ale nie bardzo myślałam co pisze i jeśli spowodowałam czyjś mętlik w głowie, przepraszam. Macie jakieś pytania? Pytajcie.

sobota, 30 sierpnia 2014

Zapis May- dom sekretów

Normalnie zwariuję w tym sierocińcu. Najpierw strzeliła mi szklanka w ręce, a potem Andre potwierdza obecność pułapek. Co jest grane? Coraz bardziej mam złe przeczucia i jeszcze te słowa Carol. Ktoś zabił specjalnie Marco? Nie wierzę w to, ale może mieć rację. Musimy też zająć się pułapkami i rozbroić je, by nie przeszkodziły nam w ucieczce. Najpierw trzeba je znaleźć. Andre się tym zajmie.  Jednak widzę, że coś się z nim złego dzieje. Prawie mu głowa pękła przez ból. A skoro już wspominam o bólu, moja ręka powoli się regeneruje. Całe szczęście, że szkło nie wbiło się do dłoni. Miałam więcej szczęścia niż rozumu. Teraz traktuję poważnie zasadę, dotyczącą bezpieczeństwa w nocy.
Kiedy wyszłam z biblioteki, poszłam do łazienki, by zmienić bandaże. Nikogo tam nie było, tylko ja .
Ostrożnie odwinęłam zużyty bandaż, psiknęłam aerozolem na ranę. Cholernie szczypało, ale sama mam za swoje po myszkowaniu w kuchni. Jednak to mnie nie zniechęciło do dalszych poszukiwań. Cała Colia chciała znać tajemnicę "Lagoony" i pani Maner. Wiedzieliśmy, że ona coś przed nami ukrywała. Tylko co? Czy naprawdę zabiła rodziców Carol? Albo skrzywdziła Marco? Sama nie potrafię myśleć. Nie mam żadnych dowodów na jej winę i dopóki ich nie znajdę, nie będę jej bezpodstawnie oskarżać o cokolwiek. Po zmianie opatrunków, wyrzuciłam stare bandaże do kosza i wyszłam z łazienki, kierując się do swojego pokoju. Tam była Maner. Co ona tu robiła? To mój pokój. Czego tu szuka, albo kogo? Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam. Trochę bałam się, że znajdzie coś, co ukrywam. Gdy stanęłam naprzeciw niej, żądałam wyjaśnień.

-Co pani tu robi?!- krzyknęłam ze złością

-Szukam Carol. Nie widziałaś jej?- spytała, podchodząc do mnie bliżej

-Nie. A czemu pani tu jej szuka?- spytałam ją, a ona po prostu opuściła pokój

Tchórzostwo, tak? Coś mi to nie pasowało. W pośpiechu sprawdzałam, czy nie zginęło nic z pokoju. Przejrzałam półki, szafki, a nawet w moich skrytkach. Nic nie zginęło. Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że odkryje moja tajemnicę. Gdyby znalazła to, co chowam, od razu, by mi to zabrała. I mogłaby wykorzystać przeciwko mnie . W sumie to Carol też to ukrywa, a jedynie Andre tego nie ma i Lucia.
Chociaż też powinni to mieć dla bezpieczeństwa, ale Lucia nie powinna. Jest na to zdecydowanie za mała. Kiedy złość ze mnie wyparowała, chciałam spotkać się z Carol i ją ostrzec. Poszłam do jej pokoju i znowu zastałam Maner. Znowu szukała, ale już nie mogła nic kręcić. Szukała w każdym pokoju. Czego? Zginęło jej coś? Lub wie, co chowamy? Widząc znowu jej zmarszczoną twarz, wycofałam się. Musiałam ją znaleźć. Gdzie ona mogła być? Sprawdziłam w bibliotece, łazience, kuchni, a nigdzie jej nie było. Zmartwiłam się i odchodziłam od zmysłów. Nawet miałam mroczne myśli. Bałam się, że Maner coś jej zrobiła. Po przeczesaniu każdego zakątka budynku, odnalazłam drzwi do jakiegoś pomieszczenia z napisem: Nie wchodzić! Co to jest? To Maner coś ukrywa. I to na pewno za tymi drzwiami. Niestety drzwi były zamknięte. Odeszłam stamtąd i poszłam dalej szukać Carol. Dopiero, jak usłyszałam jej głos w pokoju Lucii, uspokoiłam się. Wbiegłam do środka i mocno nią przytuliłam.

-Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Martwiłam się o ciebie. Szukałam cię wszędzie. Czemu nie poszłaś do pokoju? Bo ona tam jest?

-Kto? Maner jest u mnie?- zdenerwowała się

-Schowałaś to dobrze?- zapytałam

-Ale co?- wtrąciła się Lucia

Szeptem odpowiedziała mi, że jest dobrze ukryte i nie ma szans, by ktoś oprócz niej to znalazł. Całe szczęście.

-Muszę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne.- chwyciłam ja za rękę, kierując się do swojego pokoju

Nie chciałam, by Lucia była bardziej przerażona sytuacją w sierocińcu. Trochę niewiedzy jej nie zaszkodzi. Carol była ciekawa, co miałam jej powiedzieć.

-To jaka sprawa?- spytała i usiadła na łóżku, gdzie też usiadłam

-Maner coś ukrywa. Znalazłam drzwi z zakazem wejścia. Jestem pewna, ze tam znajdziemy odpowiedź na temat tych zabójstw i całej sytuacji w "Lagoonie"- opowiedziałam jej o odkryciu

-Przekonamy się , jak tam zajrzymy. Kiedy chcesz tam zjeść?- spytała, gotowa na przeszpiegi

-Tylko my i bez Andre i tej małej.- powiedziałam z powagą, patrząc na nią

-Zgoda. Najpierw trzeba te drzwi jakoś otworzyć. Trzeba zdobyć klucze. Nim Maner pójdzie spać, trzeba to załatwić. Zejdziemy wieczorem- zaplanowała Carol

-A co z pułapkami?- wspomniałam jej o zagrożeniu

-Damy radę- odpowiedziała pewna siebie

Po tej rozmowie wróciła do siebie, a ja zostałam w pokoju. Czekałam na porę obiadową. Leżąc na łóżku zastanawiałam się, co znajdziemy za tymi drzwiami. Tak mnie korci, by tam zejść. Zdobędziemy klucze i pójdziemy tam.





Jeśli zauważyliście chaos, to przepraszam. Pisałam to w pośpiechu. Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami. jak sądzicie, co kryje się za tajemniczymi drzwiami? Co ukrywa Carol i May? Więcej w następnej notce.


piątek, 29 sierpnia 2014

Zapis Carol- obietnica

Znowu nie potrafiłam spokojnie zasnąć. Ciągle myślałam o Marco. Nadal pamiętałam każdy z nim wspólny spędzony czas, ale nie mieszałam go w organizację. I Colia była jedynym sekretem, który przed nim ukrywałam.  A tak to nie miałam przed nim żadnych tajemnic. Od kiedy wiem, że jestem sama bez niego, czuję się, jakby ktoś zniszczył mi sens istnienia. A w dodatku miałam wrażenie, że jego śmierć nie była przypadkiem. Ktoś chciał to zrobić. Ktoś chciał mi go zabrać. Ale kto? Ufałam moim przyjaciołom, ale Lucia? Jakoś nie bardzo potrafiłam jej ufać, chociaż sama ją wzięłam do Colii. Może May ma rację. Nie powinnam jej brać w nasze szeregi, ale nie chciałam jej zostawić samej. Użerała się z Maner od początku i jako jedyna najwięcej tu żyje w "Lagoonie". Nie mogłam jej skazać na śmierć. To jeszcze dziecko. Ktoś musi ją chronić, nawet przed nią samą.
Kiedy wstałam wcześnie rano na śniadanie, ubrałam się w czarną bluzkę i ciemnoniebieskie dżinsy. Spięłam włosy w kucyk, a z szafki wzięłam czarno-białe trampki. Kiedy ogarnęłam swój wygląd, pomaszerowałam do łazienki, by umyć twarz. Po oczach było widać, że byłam zmęczona i niewyspana. Akurat w łazience też była May. Od razu rzuciły mi się w oczy jej bandaże na ręce.

-Co ci się stało w rękę?- spytałam

-Pułapka- odparła szybko ,wycierając twarz ręcznikiem.

-Jaka pułapka?- dopytałam ją ze zdumieniem

-W kuchni strzeliła mi szklanka. Kiedy mamy spotkanie grupy?- spytała, odkładając mokry ręcznik na wieszak przy ścianie.

-Po śniadaniu. Na pewno nic ci nie jest?- spytałam zmartwiona

-Nic. Mogło być gorzej. Pogadamy po śniadaniu- wyszła z łazienki, opuszczając głowę

Czyli May nie czuje się najlepiej. Mam nadzieję, że pozostali są cali i zdrowi. Czeka nas trudna rozmowa. Kiedy umyłam twarz i wytarłam ją ręcznikiem, poszłam do kuchni, gdzie zjadłam jedną kanapkę z serem i pomidorem. Trochę wypiłam wody i poszłam do biblioteki. Tam czekałam na pojawienie się reszty. O dziwo wszyscy byli przede mną. Andre miał ze sobą laptop i czekał, aż będzie mógł się wypowiedzieć. May pisała coś na telefonie,a Lucia siedziała, czekając na rozpoczęcie spotkania. Na środek biblioteki wzięłam obrotową tablicę,a do ręki zabrałam trochę kredy. Kiedy zauważyli, ze byłam już gotowa, odłożyli swoje "zabawki".

-Witajcie na kolejnym spotkaniu naszej grupy. Colia!- krzyknęłam na powitanie

-Colia!- krzyknęli wspólnie,  unosząc rękę przed siebie

-Dzisiaj chciałabym poruszyć dość ważną sprawę. A mianowicie zasady sierocińca. Zwłaszcza zasadę numer jeden. Nie opuszczać pokoi, kiedy jest noc.  Wiecie, że to niebezpiecznie chodzić samemu w nocy, dlatego, jeśli naprawdę będzie konieczność opuszczenia pokoju, idziemy z drugą osobą. Bezpieczeństwo przede wszystkim.- napisałam im zasadę na tablicy, podkreślając słowo "bezpieczeństwo"
Kolejna część spotkania zaczął prowadzić Andre. Usiadłam na krześle i słuchałam , co miał do powiedzenia.

-Dobrze powiedziane. Carol. Bezpieczeństwo jest najważniejsze, zwłaszcza, kiedy wiemy o pułapkach. To już nie jest żadne nieporozumienie, tylko oficjalne potwierdzenie. W całym sierocińcu są pułapki, które aktywują się w nocy.- zaczął rysować plan budynku

-Czyli one są tylko w nocy?- spytała May

-Tak, dlatego te podejrzane morderstwa mogą być z tym związane. Pewnie stąd ofiary ginęły głównie w nocy.- odparł Andre

-A te pułapki to wszystkie mogą zabić?- spytałam go

-Nie wszystkie. May wczoraj natrafiła na szklankę, która wystrzeliła jej w ręce. Tylko ją zraniło, ale nie zabiło.- stwierdził, odpowiadając na moje pytanie

-Jak widać żyję, Carol- uśmiała się May

Przez większość spotkania mówiliśmy o pułapkach, a ja chciałam powiedzieć o moich podejrzeniach.

-Ale Marco nie zginął przez jedną z pułapek. To musiał ktoś to zrobić

Andre znowu chciał na mnie krzyczeć, ale silny ból głowy go powstrzymał.

-Nie spiskuj. Marco nie żyje. Nikt go nie zabił.- odparł, trzymając się za głowę, bo ból go rozsadzał od środka

Kiedy upadł na ziemię, podbiegłam do niego.

-Andre, co się z tobą dzieje?- przeraziłam się jego stanem, a on mi nic nie powiedział, nawet, jak krzyknęła na niego May, a Lucia stała, jak słup soli. Dopiero po dziesięciu minutach wrócił do nas.

-Andre?- poklepałam go po policzkach, by się ocknął

-Już jestem. Wybaczcie- wstał o własnych siłach

Po jego ataku, zakończyliśmy spotkanie. Postanowiłam wrócić do pokoju, ale on mnie zatrzymał. Chciał ze mną porozmawiać. Tylko czemu ze mną? Zostałam z nim. Usiadłam obok niego.

-Co się stało?- spytałam go, patrząc na jego bladą twarz

-Musisz coś wiedzieć Tylko nikomu nie mów ok?- poprosił Andre, skupiając się na mnie

-Nikomu nie powiem. Obiecuję.- złożyłam mu obietnicę

-Dobra, Miałem ci to wcześniej powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Musisz mi pomóc. Jest coraz gorzej. Tracę pamięć, rozumiesz? Musisz mi pomóc- wyznał tajemnicę

Byłam w szoku. Nikt nie miał amnezji w sierocińcu. Był jedyny i ja musiałam mu pomóc. W końcu to mój przyjaciel. Było mi go żal, aż zachciało mi się płakać.

-Pomogę, Tylko powiedz mi, jak to się stało?- przetarłam oczy

-Ona mi coś dosypuje. Nie mogę zapomnieć , kim jestem. Nie chcę!-przytulił mnie ,a ja odwzajemniłam ten ruch

Nagle poczułam się jakoś inaczej. Pojawiły się rumieńce na twarzy. Nie . Tak nie może być. Nie mogę znowu zakochiwać się na nowo. Nie mogę, ale Andre jest moim przyjacielem i mu pomogę. Nawet znajdę jakiś specyfik na jego pamięć lub zlikwiduję te leki, które daje mu Maner. Obiecałam i słowa dotrzymam.

-A co z pułapkami? Nie możemy ich rozbroić?- spytałam go , wstając z krzesła

-Możemy, ale to niebezpieczne. Nie będziemy ryzykować życiem. Musimy jeszcze poczekać. Mieć strategię i znać położenie każdej z pułapek. Nie martw się. Jakoś stąd uciekniemy.- poklepał mnie po ramieniu i wyszedł




I ja wam się podoba ta notka? Brak chaosu i błędów? Macie jakieś pytania? A może czekacie na coś, czego tu brakuje? Piszcie, czy mam dodać więcej akcji, miłości lub innym waszych widzimisię ;)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zapis Lucii- pułapki są wszędzie

Obiad był smaczny. Praktycznie zjadłam cały talerz. Znowu wrócił mi humor. Już nie byłam taka smutna i przygnębiona. Może to przez panią Maner. Nadal jest troskliwa, ciepła i empatyczna. A ja dałam się Carol. Okłamała mnie. Jak ona mogła tak nią osądzać. Ona nie jest zła, wręcz przeciwnie. Jest dobra. Źle zrobiłam, że dołączyłam do nich. Powinnam oddać im bransoletkę i przestać się z nimi zadawać. Jednak nic nie wyjaśniło się w sprawie tej dziwnej nocy. Mówili o morderstwach. To może być jakaś prawda, ale na pewno? Mam mętlik w głowie. Straciłam zaufanie do Carol, a zyskałam u opiekunki "Lagoony". Kiedy wróciłam do pokoju po skończonym obiedzie, słyszałam krzyk tego starszego chłopaka z Colia. To był Andre. I jeszcze było słychać płacz Carol. Czemu płakała? Nie chciałam do nich się zbliżać, by bardziej nie namącili mi w głowie. Już wystarczy tego. Nie dam się nikomu zmanipulować. Sama się dowiem, co się dzieje w sierocińcu.
Gdy zgasły wszystkie światła na korytarzu, wzięłam latarkę z szuflady. Chciałam rozejrzeć się po budynku i poszukać śladów. Po cichu zeszłam po schodach na dół. Byłam niespokojna. Bałam się, że ktoś mnie nakryje, a ciągle wyczuwałam czyjąś obecność. Ktoś również chodził po nocy. Kto? Po wielkości cienia sugerowałam jakiegoś faceta. Schowałam się za ścianą, by przyjrzeć mu się bliżej. Powoli odwróciłam głowę w jego stronę i ujrzałam znajomą twarz. Andre? Co on tu robił? Wszystko mi zepsuje. Kiedy byłam pewna, że to on, wyszłam z ukrycia naprzeciw niego. No i zaczęły się pytania.

-Lucia, co tu robisz? Nie pamiętasz zasad? - spytał mnie zdenerwowany

Czułam, jak głos mu drży. Był naprawdę nerwowy.

-A ty, co tu robisz?- również go zapytałam, czekając, aż mi wyjaśni, czemu też wyszedł

-Chciałem iść do kuchni- znowu zadrżał mu głos

-Kłamiesz! Wracaj do pokoju. - krzyknęłam na niego

Nagle szarpnął mnie za rękę, ciągnąc do pokoju. Próbowałam się uwolnić, ale był silniejszy. Potem słyszałam, jak tłucze się szklanka.  Andre natychmiast pobiegł tam .I kogo tam znalazł? Nie potrafił powiedzieć. Od razu puścił moją rękę a , ja również pobiegam za nim. Chciałam wiedzieć, co się stało, choć i tak moja ciekawość kiedyś sprowadzi mnie do zguby. Na podłodze leżała May. To ona też musi węszyć? To kogo jeszcze dziś spotkam? Chociaż chciałam już nie mieć nic z nimi wspólnego, nie zostawiłam ich samych. Wyjęłam z dolnej szafki niewielką apteczkę. Andre opatrzył jej rękę. Wyglądała na pociętą. Na całe szczęście nie było to zbyt groźne, bo mogła nią ruszać.

-Powiesz mi, co się stało?- spytał May, opatrując jej rękę

-Nie uwierzysz.- spuściła głowę, wpatrując się w ranę

-Mów, May. Jak do tego doszło?- nalegał

-Chciałam tylko napić się soku. Suszyło mi w gardle no to poszłam do kuchni. Wiem, że w nocy nie możemy wychodzić, ale musiałam...- mówiła ze łzami w oczach.

-Rozumiem. Też chciałem iść się napić.- przyznał się Andre

A jednak mówił prawdę. Teraz mi głupio, że na niego krzyczałam.

-Ale, co ci się stało w rękę?- spytał zatroskany o przyjaciółkę

-Uruchomiłam pułapkę. Przepraszam, Andre. Powinnam być ostrożniejsza. Jak sięgnęłam po szklankę, nagle wystrzeliła mi w ręce- wyjaśniła May

Nie wierzę, co ja słyszę. Tu są pułapki? Tylko po co one są w domu? Czy to Maner je poustawiała? Nie! Znowu to samo. Znowu mi mieszają w głowie.

-Tu są pułapki?- spytałam z zaskoczeniem

-Tak, dlatego Lucia nie wychodź sama wieczorem, dobrze?- poprosiła mnie o posłuszeństwo

-Dobrze- zgodziłam się

Andre pomógł jej wstać i zaprowadził ja do pokoju. Ja też wróciłam do siebie. Musiałam przerwać szukanie. Powinnam nie być sama. May miała rację. Ostrożność. To będzie najważniejsze w przetrwaniu. Po tej akcji ze szklanką postanowiłam nie opuszczać ich organizacji, a jak spotka Carol, to muszę z nią porozmawiać. Wszyscy tu wariują i nie wiedza, co mówią. Naprawdę to dziwne miejsce i chcę z niego uciec. Potrzebuję pomocy i Colia to odpowiednie wsparcie.



No i jak się podobała dzisiejsza notka? Mam nadzieję, że nie ma chaosu, a wszelkich błędów tu nie znajdziecie, No staram się, jak mogę, by było dobrze. Macie jakieś pytania? Nie bójcie się pytać, a  jutro może pojawić się kolejna notka.




środa, 27 sierpnia 2014

Kartka z dziennika Maner- pod opieką

No i znowu muszę wcześnie wstać i zająć się tymi dzieciakami. I tak każdego dnia. Przez nich nie mogłam spać w spokoju. Znowu krążyli po korytarzu, myśląc, gdzie są zwłoki. Dobrze znają zasady. W nocy nie wolno opuszczać swoich pokoi. No i ostrzegałam. Przez własne  nieposłuszeństwo Marco nie żyje.  Nieźle oberwał nożem w brzuch. Szukał czegoś no i wpadł w jedną z pułapek.Nawet nie byłam w stanie wieczorem go schować w piwnicy. Ciągle się kręcili. Muszę ich zatrzymać. Nie mogą odkryć piwnicy. Trzeba coś wymyślić. I tu sprzątanie nie wystarczy.  W dodatku spiskują przeciwko mnie, a do nich dołączyła moja stara podopieczna Lucia. Myślę, że nie zrobili jej jeszcze prania mózgu i myśli normalnie. Jedynie ten Andre robi się coraz bardziej uciążliwy. Nie wiem, po jaką cholerę zwiększyłam mu dawkę leków. Miał być tylko spokojniejszy i nie miał nic podejrzewać. Miał zapomnieć o niezbyt miłych incydentach, które zobaczył w sierocińcu. A teraz chodzi, jakby wszystkiego zaczął zapominać. Udaje amnezję?  Chyba wrócę do wcześniejszej dawki, bo chyba rozpuszczać pięć tabletek to trochę chore. Muszę się opanować.  Niestety May musiała zejść do pralni. Musiała odkryć ciało. Przez nią będę miała większe kłopoty. A jak odkryje piwnicę? Jestem skończona. Nawet, jakbym wyjaśniłam im wszystko, to i tak mi nie uwierzą.  Nie jest łatwo wyjaśnić tyle zgonów. Nawet nie jestem wstanie policzyć, ile moich byłych podopiecznych umarło przez własną głupotę. A ja ostrzegałam i prosiłam. I po szesnastu latach nikt nie przestał robić głupstw. Teraz Marco,a kto potem będzie chodził po nocy?  Zresztą to ich sprawa. Ja ostrzegałam. Oni nie słuchają, niech giną. Może Lucia mnie nie zawiedzie i nadal  będzie posłuszna.
Poszłam do pokoju Luci. Chciałam z nią porozmawiać. Na szczęście była sama. Musiałam zbudować ponownie jej zaufanie. Kiedy otworzyłam drzwi, siedziała na łóżku, kreśląc jakieś rysunki ołówkiem. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie. Ona narysowała moją twarz i twarz dawnych  rodziców. Narysowała, jak nożem zabijam jej matkę i ojca. Czyli jest po praniu mózgu. Teraz muszę zrobić wszystko, by mi zaufała. Wszystko.

-Ładnie rysujesz, ale czemu takie okropne rzeczy?- usiadłam obok niej

-Bo pani jest zła- spojrzała ostrym wzrokiem

-A skąd możesz to wiedzieć? Kto ci tak powiedział?- spytałam, licząc, że wyda mi, kto jej namieszał w głowie

-Carol- spuściła twarz, dorysowując inne elementy do rysunku

A więc jednak? Ta sama, co mnie nienawidzi, kiedy trafiła do sierocińca. Pewnie wbiła jej bajeczkę o tym, jak bardzo źle potraktowałam jej rodziców. Błagam. Kłamie, jak dziecko. Chciałam pójść wybić tej dziewuszce te głupoty z głowy. Chce pozatruwać resztę dzieciaków.

-Uwierz mi. Nie jestem zła. Ja tylko chcę dla was, jak najlepiej. Pamiętaj, że zajęłam się tobą, kiedy twoi rodzice umarli w wypadku. To ja przygotowuję wszystkim posiłki, sprzątam cały dom, by było czysto i przytulnie. Co jest w tym złego?-  wyjaśniłam jej

Zaczęła się zastanawiać. To działa. Wpływy Carol znikają. Dobrze, że jesteś po mojej stronie, Lucia.

-Ma pani rację. To nic złego. Przepraszam- zgniotła kartkę i wyrzuciła ja do kosza.

-Lucia, nie jestem zła. Pamiętaj o tym. Zaufaj mi- podałam jej dłoń

Kiedy również mi podała rękę, oznaczało to, że ma do mnie pełne zaufanie. No to koniec,Carol.  Ona nie będzie już słuchała twojego bezsensownego gadania. Udało mi się. Cel osiągnięty. Teraz była pora na obiad.

-Co dzisiaj zrobiłaś?- spytała z uśmiechem na twarzy

No i wróciła moja dawna Lucia.

-Spaghetti. Lubisz?- również się uśmiechnęłam

-No pewnie- zeszłam z nią do jadalni. Przy stole nie widziała Andre i Carol. Pozostali byli. W sumie to ona nie musi się tu pokazywać. Ma teraz swoją tragedię,a Andre? Jeśli nie jest głodny, niech siedzi u siebie w pokoju. Ja do niczego nie zmuszam. Jednak, jak jeszcze raz Carol kogoś nastawi przeciwko mnie, pożałuje. I skończy się miłe traktowanie. Włączy się plan Tox.



No i tak kończą się pierwsze kartki z dzienników.  Akcja nabiera rozpędu. Jeśli są tu jakieś błędy, macie pytania, lub znowu zauważyliście chaos, nie bójcie się o tym mówić w komentarzu ;)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Kartka z dziennika Andre- bolesne wspomnienia

Nazywam się Andre Strifer. Mam 18 lat. Mieszkam w sierocińcu "Lagoona" po stracie matki. Mój ojciec Torento zmarł na zawał,  a matka Marie?  Nie wiem, jak zginęła. Od kiedy zacząłem żyć w innym otoczeniu, postanowiłem pisać dziennik z każdego dnia życia. Moja pamięć staje się coraz gorsza. Ciągle próbuję pamiętać, kim jestem, ale z jakiegoś powodu cierpię na amnezję. Inni mieszkańcy sierocińca nie odczuwają osłabienia pamięci. Wszystko pamiętają, a niektórzy nie są świadomi, co się dzieje w "Lagoonie". Nie chcę nikogo straszyć, ale to miejsce to jakaś mordownia.  Carol podejrzewa Maner- opiekunkę sierocińca. W dodatku wmówiła sobie, że to przez nią straciła swoich rodziców. Dowiedziała się o śmierci Marco, co ją przybiło. Nie chciałem jej mówić. Wiedziałem, że to on był ofiarą. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Carol to moja najlepsza przyjaciółka no i też May.  Nie chciałem nikogo skrzywdzić jeszcze bardziej. Czasem nie jestem świadomy, co się stało. A to wina tej głupiej amnezji. Powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Gubię się. Częste silne bóle głowy budzą mnie z każdego snu. Nie potrafię dłużej tak żyć. Jednak muszę to wytrzymać. Nikomu nie powiedziałem o moich zanikach pamięci. Jedynie Maner wie, bo sama to robi. To ona mi zabija wspomnienia. Zabija mi moją pamięć. I całego mnie. Chcę wytrwać, aż uwolnimy się wszyscy z tego piekielnego miejsca. A jeśli będzie trzeba zabić Maner, gdy będzie nam stała na drodze ? Zrobię to. I nic i nikt mnie nie powstrzyma. Po spotkaniu Colia poszedłem do kuchni, by napić się wody. Nalałem szklankę do połowy i wypiłem. Potem wróciłem do swojego pokoju. Był naprzeciwko pokoju Carol. Słyszałem jej krzyki i rozpacz. To był znak, że poznała prawdę. Kiedy chciałem pójść do niej, znowu dostałem silnego bólu głowy. Skuliłem się, trzymając się za głowę. Ból był nie do zniesienia, aż dnia na dzień był coraz większy. Kiedy minęło cierpienie, znowu musiałem sobie przypomnieć, gdzie bylem. Otworzyłem pierwsze strony dziennika i trafiłem na słowa:
"Nigdy nie zapominaj, kim naprawdę jesteś"-twoja mama

Uroniłem kilka łez. Doznałem jakiejś dziwnej retrospekcji. Tam była mama i ja. Razem przy naszym kiedyś domu. Miałem tylko 6 lat. To był rok przed zamieszkaniem w sierocińcu. Rok przed śmiercią mamy. A ten dzień był dniem moich urodzin.

-No to już masz 6 lat, Andre. Wszystkiego najlepszego, synku. Pomyśl życzenie- postawiła tort na stole w ogrodzie

Długo myślałem nad odpowiednim życzeniem, aż znalazłem

-Chciałbym nigdy nie być sam- zdmuchnąłem świeczki

Gdy ogień zgasł, przytuliła mnie czule.

-Pamiętaj, że nigdy nie będziesz sam. Zawsze będę z tobą. i nie zapominaj, Andre. Nigdy nie zapominaj, kim naprawdę jesteś

Po tych słowach skończyło się wspomnienie. Zacząłem płakać. Ja facet, który ma 18 lat płacze przez to, co sobie przypomniał. Jak był kiedyś dzieckiem? Po prostu wzruszyłem się. Wstałem z podłogi. Próbowałem się ogarnąć. Chusteczkami wytarłem swoje łzy. Potrzepałem rzęsami, by przestały mi  szklić oczy. Jednak rzadko doznaję takie szoku,. Jeszcze nigdy po bólu głowy nie ujrzałem tego wspomnienia,. To było piękne, ale i też brutalne. Nie byłem na obiedzie i kolacji. Nie byłem w stanie opuścić pokoju. Musiałem dojść do siebie. Nawet, gdyby przyszła Carol i potrząsnęła mną, to nic, by to nie dało. Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Gdy otworzyłem kolejną kartkę z dziennika był zapis.

Nazywam się Andre Strifer. Mieszkam w sierocińcu "Lagoona".

Znowu przypomniałem sobie, gdzie teraz jestem. Jednak obiecałem sobie po tym wstrząsającym wspomnieniu z urodzin, że nigdy nie zapomnę o swojej tożsamości. Chociaż ktoś powinien wiedzieć, co się ze mną dzieje. Powiem to Carol, gdy będzie na to gotowa. Na razie czeka ją kilka niemiłych dni. Musi pogodzić się z utratą Marco.  Zaakceptować jego odejście. I żyć dalej .Koniec zapisu.




Ta notka jest nieco krótsza, gdyż głównie opierała się o wspomnieniach i o samym Andre. Jak reagujecie na jego emocje? Jest tu chaos, lub jakieś błędy? Piszcie. Czekam na wasze opinie.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Kartka z dziennika May- niewinni umierają pierwsi

Dlaczego Carol musiała wziąć pod swoje skrzydła jakąś dziewczynkę, która tylko widziała jedną sytuację i już musi być w naszej grupie? To nierozsądne. Jeszcze więcej sierot dowie się o morderstwach, to pewnie tez weźmie je do Colia, skoro tak postąpiła z Luci. Jakoś zmartwiła się nią, to tylko dlatego, że też była w jej sytuacji. Podobnej nocy widziała gorsze rzeczy. Ciało jakiejś dziewczynki we krwi. I wyglądem przypominała tą nową. Pewnie teraz chce uniknąć innych ofiar. Wiem, że ma poczucie winy, ale to nie może się ciągnąć wiecznie. Wszystko ma pewne granice, nawet zaufanie, czy rozsądek. Po spotkaniu poszłam do pralni , by wrzucić swoje ubrania do pralki. Przyznaję, że zostało ze mnie trochę dziecka. Nadal brudzę się, jak pięciolatek. Cała niebieska bluzka w soku. No nic. Każdemu się zdarza. Kiedy otworzyłam drzwi od pralni, ujrzałam jakiegoś chłopaka we krwi. Nie krzyczałam, tylko zasłoniłam sobie usta. Po chwili sprawdziłam mu puls. Nie żył. Zrobiłam zdjęcie jego twarzy, włożyłam bluzkę do prania i uciekłam do pokoju Carol. Szybko otworzyłam drzwi i w tym samym momencie je zamknęłam. Ona zamknęła od razu laptop , jak niespodziewanie wbiegłam do jej pokoju. Coś ukrywała przede mną, ale niczego nie chciała mi powiedzieć. Wyglądała na spłoszoną. No tak. Przerwałam jej w czymś. Najpierw odwróciła głowę w moją stronę i wydarła się głośno.

-Musisz mi przeszkadzać?! Po co tu przyszłaś?!

Szybko wróciła do spokojnego głosu, jak zobaczyła krew na moich rękach. Zupełnie zapomniałam się umyć.

-Znalazłam ciało ofiary. Jest w pralni. Lepiej tam nie idź. To jakiś chłopak. Mniej więcej miał 17 lat.- powiedziałam jej o odkryciu

Potem podeszłam do niej i pokazałam zdjęcie. Była w szoku. Musiała go znać, skoro od razu zaczęła o nim nawijać

-Wiem, kto to był. Marco. Najcichszy z podopiecznych sierocińca.- wyjaśniła mi, pokazując na zdjęcie.

-Skąd go znałaś? - spytałam zaciekawiona

-Kiedy przenieśli mnie do sierocińca, byłam tylko niewinnym dzieckiem, a potem dorosłam. No a poznałam go w tym samym wieku, ile on miał. Też był trzylatkiem.- spojrzała jeszcze raz na fotografię i poszła do okna, gdzie było widać, jak padał deszcz i nie tylko. Carol rozpłakała się i upadła na dywan. Podeszłam do niej. Musiała go bardzo lubić, skoro stare wspomnienia dały po sobie znać. Bardzo lubić? Czyli ona go musiała go kochać. Spytałam ją o tym wprost.

-Kochałaś go?

-Tak. Bardzo był mi bliski.  Chcę go zobaczyć, nawet, jak już nic nie może powiedzieć.- wstała i szybkim krokiem podeszła do drzwi, zatrzymałam ją przed sobą

-Nigdzie nie pójdziesz. Już to tam nie będzie. Pamiętasz, co zawsze Maner robiła? Sprzątała .

-Jeszcze mam czas. On tam nadal jest.- popchnęła mnie i szarpnęła klamkę.

Nie powstrzymałam jej, tylko pobiegła  za nią. Była wściekła . W pralni  nie było ciała Marco, a wszelkie ślady zostały zmyte. Carol upadła na kolana. Była załamana. Nie potrafiła się pozbierać po jego stracie. Mogłam powiedzieć o tym Andre,a nie lecieć do niej. Dałam rękę na jej ramię. Chciałam, by miała odrobinę wsparcia z mojej strony.

-Carol, uspokój się. Będzie dobrze. Wracajmy do pokoju. I przepraszam, że ci o tym powiedziałam

-Nie mam ci za złe. Dobrze zrobiłaś. Teraz znam prawdę, że nie żyje. To lepsze niż słodkie kłamstwo- objęła mnie ramionami

I tak czułam się podle. Wczoraj umarł jej ukochany. Uspokajała przestraszoną Luci, a sama nie była świadoma, że los zgotował jej horror. Gdy była już sobą, wróciłam z nią do jej pokoju. Wytarłam krew mokrymi chusteczkami i ślady po plamach nie było. Zużyte chusteczki wyrzuciłam do kosza. Bez jej pozwolenia otworzyłam klapkę laptopa. Od razu ujrzałam znajomą twarz. Najpierw opieprzyła mnie, że ruszam jej własność,a potem złożyła wyjaśnienia.

-To Lucia, tak mi się wydaje. No w sensie wygląda, jak ona. A dane się zgadzają. Lucia Corell.

Byłam zszokowana jej odkryciem.

-Tak, to ona. Co pisze?

-Była pierwszą podopieczną Maner. I są zdjęcia, jak się nią zajmuje. Czemu to dała na stronę sierocińca?- zamyśliła się

-By pokazać innym, że tu jest miło i przyjaźnie. Zrobiła sobie reklamę. Podła żmija.

-A czemu podła? Może była kiedyś naprawdę spoko osobą?

-Nie. Nadal wierzę, że to ona zabiła moich rodziców. Nie zmieniam przekonań z dnia na dzień

Carol nadal myślała o swoich rodzicach. Nadal obwinia winę na Maner, a może to nie ona ich zabrała. Może umarli z powodów naturalnych, lub wypadek. Dopóki nie znajdzie dowodów, to tylko puste słowa.




Notka nieco krótka, ale postaram się dodać kolejną jutro. Jest chaos, literówki, czy coś podobnego? Dajcie mi znać ;)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Kartka z dziennika Carol- pomocna dłoń

Kolejna osoba już wie, że ten sierociniec nie jest normalny. Po minionej nocy chciałam porozmawiać z dziewczynką. O godzinie ósmej był czas na śniadanie. Jak zwykle drewniany stół bez okrycia z koszykiem wypełnionym chleba i talerzami z różnymi dodatkami do pieczywa.. Czyli tradycyjnie szwedzki stół. Wszyscy domownicy zasiedli przy stole. Spożywaliśmy pierwszy posiłek poranny, ale nie każdy miał apetyt lub chęć na jedzenie śniadania. Ta dziewczynka nic nie ruszyła. Siedziała całkiem skamieniała. Nic nie mówiła, tylko siedziała i nie spuszczała wzroku spod stołu. Wiedziałam, skąd ma takie dziwne zachowanie. Nie dziwiłam jej się, skoro wczoraj siedziała przerażona na schodach, gdy zobaczyła tę krew na podłodze. Muszę ją uspokoić, ale nie mogę kłamać, że nic się nie dzieje. Kiedy na stole zostały puste talerze, a ludzie poszli do swoich pokoi, podeszłam do niej. Podałam jej rękę. Czekałam na jej reakcję. Musiałam z nią to załatwić na spokojnie. Przecież to jeszcze dziecko, a już musi wiedzieć, czym jest strach. Podniosłam jej głowę, spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczkami.

-Powinnaś zjeść coś. Wyglądasz blado- powiedziałam jej ze zmartwieniem

-Nie jestem głodna- znowu spuściła głowę

-Wiem, co czujesz. Nie masz się, czego bać- uspokajałam ją

-Widziałam, co było na korytarzu. I... jeszcze słyszałam, jak rozmawiasz z innymi o jakiś morderstwach- trzęsła się

Przytuliłam ją do siebie. Po jej policzkach spłynęły łzy. Strach nią zapanował i bezradność. Przypomniałam sobie, jak pierwszego dnia w sierocińcu, czułam pustkę. Brakowało mi matki i ojca. Wiedziałam,że życia im nie przywrócę i żyję z tymi myślami do dziś. Jednak wiem, że to nie był wypadek. Ktoś to zrobił specjalnie. Zaplanował to. To było tak dawno. 13 lat temu...

- Jak masz na imię?- spytałam ją, wyrywając się z przemyśleń.

-Lucia- otarła łzy i stała naprzeciw mnie

-Ładne imię- uśmiechnęłam się

- A ty, jak się nazywasz?- spojrzała na mnie

-Mów mi Carol- znowu podarowałam jej kolejny uśmiech

Kiedy nieco była spokojniejsza, zabrałam ją do biblioteki. Tam już była May i Andre. Tylko oni tam byli no i ja z Luci. Usiadła obok nich. Stanęłam na środku sali, by zabrać głos.

-Witajcie na kolejnym spotkaniu naszej grupy. Dołącza do nas nowa osoba. Lucia, wstań i pokaż się innym- skierowałam na nią swoją dłoń, wskazując, gdzie siedziała.

-Ile masz lat?- spytała ją May, patrząc na nią

-12. A co źle?- odwróciła od niej twarz i zakryła ją rękoma. Siedziała skulona na krześle.

-Jesteś za młoda, by być w naszej grupie. Carol, co ci odbiło?- skierowała swój gniewny wzrok na mnie

-Słuchajcie, była świadkiem wydarzeń ostatniej nocy. Musimy jej pomóc, a ona pomoże nam- zaproponowałam przyjaciołom

-To jeszcze dziecko! Nie mieszajmy jej w to- podszedł do mnie Andre, wskazując na Luci

-Andre, ona potrzebuje naszej pomocy. Musi też żyć. Jest niewinna. Nikt nie jest winny. W dodatku ciało ofiary nie znaleźliśmy, a było słychać krzyk. Lucia może jest dzieckiem, ale widzę w niej potencjał. Wie o naszej wczorajszej rozmowie. To ciekawość zmusiła ją do poznania nas. Niech wejdzie w nasze szeregi, Osobiście ja za nią jestem odpowiedzialna- złożyłam przysięgę, składając rękę na sercu.

Dziewczynka była już spokojniejsza. Wszyscy staliśmy blisko siebie. Dałam jej bransoletkę z kryształem. Każdy pokazał swój znak. Każdy członek naszej organizacji miał taki dodatek, gdyby doszło do tragedii, a ciała nie dałoby się normalnie zidentyfikować. Poza tym to był nasz znak rozpoznawczy.

-Witamy w grupie Colia, Lucia. Nie możesz o nas nikomu mówić, bo będą kłopoty. Wierzymy ci i dołączasz do naszej misji- wręczyłam jej bransoletkę

-Jaka misja i co to za Colia?- spytała zdziwiona

-Colia- odwaga, otwartość, lojalność, inteligencja i ambicja. To cechy, które nas wyróżniamy, To cechy, które prowadzą nas do wolności. To nasza misja.- wyjaśniła May

Kiedy skończyliśmy jej tłumaczyć o naszej organizacji, poszliśmy do swoich pokoi. Do obiadu było sporo czasu i postanowiłam poszukać czegoś o Lucii na laptopie. Miałam wrażenie, że ją pamiętam, ale nie wiem, dlaczego?



sobota, 23 sierpnia 2014

Kartka z dziennika Lucii- sierociniec

Drogi pamiętniczku
Mam na imię Lucia. Od kiedy skończyłam roczek mieszkam w sierocińcu. Na początku nie byłam świadoma, gdzie jestem. Wspomnienia pamiętam przez mgłę. Zupełnie nic, tylko głosy starszej pani. Chyba przedstawiła się jako Maner. Uśmiechała się do mnie i podała mi rękę na powitanie. A ja tylko patrzyłam w jej twarz. Naprawdę była miła. Jednak potem podrosłam i ta sama kobieta stała się kimś złym. Złym? Czemu taka miła pani, co kiedyś się uśmiechała i podawała dłoń to miała się zmienić? Nie wiem, co się stało w jej życiu. Nie zdawałam sobie sprawy, że dla wszystkich była bez empatii, czyli stała się okropną znieczulicą. Dopiero, jak nie obchodziłam swoich kolejnych urodzin, bo to było według opiekunki, wręcz niewybaczalne, poznałam Carol. Wyjaśniła mi, że ta pani jest taka zła od początku, a miłą udaje przy przynoszeniu sierot. Chciałam wiedzieć, dlaczego jest taka niedobra dla wszystkich. Nawet byłam gotowa z nią do rozmowy, ale Carol mnie odciągała od tego pomysłu.

-Nawet nie próbuj z nią rozmawiać. To nic nie da- trzymała mnie za rękę i zaprowadziła mnie do mojego pokoju

Mija kolejny dzień. Wszyscy zasnęli,a moje oczy również chciały się zamknąć. Nagle usłyszałam czyjeś krzyki i dźwięk  ostrego narzędzia. Bałam się. Wyszłam na korytarz. Był tam ktoś? Tak, Carol i inne dzieciaki z sierocińca. na schodach zauważyłam ślady zadrapań drewna, a obok niej była kałuża krwi,. Czy kogoś tam widziałam? Nie, tam nikogo nie było, tylko duża czerwona plama na podłodze. Przeraziłam się. Skuliłam się i usiadłam przy ścianie. Potem podeszłą do mnie Carol

-Powinnaś wrócić do pokoju. Za dużo widziałaś.- podała mi rękę.

-Co tu się stało?- spytałam ja ledwo mówiąc. Nie wiedziałam, jak mam wyrzucić z siebie to, co siedziało we mnie w środku Co się dzieje w tym sierocińcu?

Ona odprowadziła mnie do pokoju. Potem wróciła do dwójki pozostałych osób. Jakiś chłopak i dziewczyna. Nie znałam ich. Jednak coś się we mnie obudziło. Ciekawość. Byłam zainteresowana, co tam mówili między sobą. Lekko uchyliłam drzwi, by słyszeć ich słowa.

-To już kolejna ofiara. May, co mamy zrobić?-  zwróciła się do innej dziewczyny

Kolejna ofiara? O czym oni mówili. Czy tu zawsze ktoś ginął?

-Musimy zadbać o bezpieczeństwo dzieci. Co ta baba zaś wymyśli? Zaraz będzie nas podtruwać, albo jeszcze gorzej- ścisnęła pięści

-To nie może być bezkarne. Musimy działać, bo inaczej to miejsce stanie się i naszym grobem- zamknął oczy, mówiąc z powagą.


O północy poszli do pokoi. Nie wiedziałam,czy zasnę kiedyś spokojnie.  Musze się dowiedzieć, co wiedzą. Może to tylko zły sen i zaraz się obudzę koło mojej matki ? Przytuli mnie i ucałuje na dobranoc.
Ale ona nie wróci. Ktoś mi ją odebrał i dowiem się, kto. Dobrze, że nie widziałam,jak na zawsze zamykasz oczy, mamo. Jednego horroru mniej.

Wstęp

Kilkoro uczniów, Carol, May. Lucia i Andre mieszkają w sierocińcu "Lagoona"
Każdego dnia walczą o przetrwanie, gdyż każdego dnia, trafiają się kolejne ofiary, ginące w tajemniczych okolicznościach. Bez broni i pomocy stają się bezbronni. Tworzą grupę o nazwie"Colia". Nikt nie we, że nastolatkowie chcą uciec ze sierocińca. Za wszelką cenę opiekunka sierocińca- Maner nie pozwala na opuszczenie budynku i w tym celu pozostawiała pułapki.