środa, 26 lutego 2020

Echo przeszłości Eve - nie łudź się


Próbowałam zasnąć, lecz natłok myśli nie pozwalał mi na to. Wciąż zastanawiałam się nad słowami chłopaka. Jeden klucz. Piwnica równa się śmierć. Jedynie co mi przychodziło do głowy to zagrywki Maner. Cały ten ból został w tamtym miejscu. Nie da się zapomnieć tych obrzydliwych kłamstw, którymi karmiła od samego początku sierocińca.  Prawie większość dzieciaków odzyskała rodziców. Nie ja czy Lucia. Ich ciała zniknęły, a skoro chłopak wspominał o piwnicy, nie odkryliśmy wszystkich jej zakamarków. Jeden klucz. Musieliśmy go odnaleźć.
Wtem, usłyszałam czyjś donośny krzyk. Zupełnie tak, jakby miał rozszarpywane ciało na części.

- To tylko zły sen. - Odezwała się jakaś kobieta. - Wszystko się ułoży.
- Moja mama. - Wyłkała dziewczynka. Jej głos brzmiał identycznie do Luci.
- Teraz ja jestem twoją mamą. - Czułam, że uśmiecha się do niej. - I nigdy cię nie opuszczę. - Zaśmiała się złowrogo.
- Nie! - Tym razem do moich uszu dotarł ryk młodej. - Ja już nie chcę tak żyć. - Mówiła tak cicho do siebie, a ledwo ktoś mógł ją usłyszeć.

Oczy wytrzeszczyły się. Moja cholerna zdolność ewoluowała. Mogłam wejść do czyjegoś snu. Byłam przeklęta.
Promienie słońca przebijały się przez szpary między deskami. Leniwie rozciągnęłam się, a następnie spojrzałam w wyświetlacz komórki. Dochodziła dziewiąta. Rozmowy trwały w kuchni dość namiętnie. Ściany nie były cienkie, a mimo to słyszałam każde słowo.

- Eve nadal nie zeszła na śniadanie. Pójść po nią? - Spytała Lucia.
- Dołączy do nas. Chce tego, co my. - Stwierdziła May. - Lucia, mało co gadasz. To do ciebie niepodobne. - Lekko zachichotała, gdyż szybko zmieniła swój ton na bardziej troskliwy. - Znowu koszmary?
- Nie chcę o tym mówić. Rozwiążmy to wreszcie. - Niechętnie wypowiedziała się w tej rozmowie.

Miała rację. Za długo zwlekaliśmy z podjęciem działań. Podniosłam się z łóżka, doprowadzając do w miarę dobrego stanu. Pomijałam makijaże. To tylko strata czasu. Szybko przemyłam twarz, wycierając ją ręcznikiem. Nie sięgnęłam pod odwagę, aby spojrzeć w lustro. Nie czułam się człowiekiem, lecz potworem.
Bez słowa chwyciłam za jabłko. Nie zamierzałam przerywać im w rozmowie.

- W końcu wstałaś. Jak się czujesz? - Zadała pytanie liderka grupy.
- Jestem gotowa. - Odparłam treściwie. Nie potrzeba składać wyjaśnień. - A ty, młoda? - Spojrzałam na dziewczynkę.
- Poradzę sobie. Przeżywałam o wiele gorsze rzeczy. - Westchnęła ciężko.
- Słowa sprzeciwu? - Dopytała Carol. Żaden z nas nie podniósł ręki. - Czyli postanowione. Wracamy do domu.

Domu? Ciągle policja nam nie dała spokoju. Jednak plan wydawał się zupełnie banalny. Zapukać w drzwi sierocińca i poznać nową Claire. O ile coś nadal z niej zostało.

~~~~~~~~~~
Moce Eve są ograniczone. Nie może ich stosować ciągle, bo padnie. Tłumaczę, żeby nie wyszła z niej Mary Sue. Ostatnio trudniej się zabrać na notki. Oby to nie było już wypalenie. Piszę prawie dziewięć lat i nie chcę w to wpaść. Jest tyle planów z Bezbronnymi.  Czas pokaże.

niedziela, 23 lutego 2020

Echo przeszłości May - randka z mordercą


Carol uwielbiała mi dawać najgorszą robotę. Wciąż miałam jej za złe to jak kazała zostać obrońcą Andre. Z perspektywy czasu doszłam do wniosku, że mogliśmy uniknąć tej szopki z sądem. Tak czy inaczej, wszyscy ugrzęźli w tym samym bagnie.
Eve kończyła ukrywać ciało, przysłaniając je ziemią. Ledwo utrzymywała równowagę, chwiejąc się na boki.

- Jeśli jesteś zmęczona, idź spać. - Poradziłam.
- Nie udawaj takiej troskliwej. - Przetarła czoło. - Wiem, że mnie nienawidzisz.
- Źle zaczęłyśmy. - Odwróciłam głowę na bok. - Ale musimy działać razem, jeśli chcemy pomóc dzieciakom. Nie sądzisz, że zasługują na lepsze życie? - Spytałam dociekliwie bez kontaktu wzrokowego.
- Dość! - Wbiła łopatę w ziemię. - Myślisz, że mi na nich nie zależy? Chcę wiedzieć czemu Claire odpierdoliło! Ona nie zabijała! - Krzyczała tak jakby coś w niej miało pęknąć.

Nie potrafiłam być na to obojętna. Podeszłam do niej bliżej z przyjaznym zamiarem. Ledwo dotknęłam ramienia, aż jej ciało zamierzało runąć w dół. Na szczęście ją złapałam zanim uderzyła o ziemię.

- Eve, słyszysz mnie? - Lekko poklepałam po policzkach, czekając na jakąkolwiek reakcję. - To nie jest śmieszne! - Podniosłam nieco ton. - Obudź się, do cholery!
- Czemu tak krzyczysz? Łeb mi pęka. - Momentalnie oczy szatynki otworzyły się. - Co się stało?
- Zemdlałaś. Tak myślę. - Podrapałam się po głowie. - Wystraszyłaś mnie.
- Widocznie za dużo użyłam mocy. - Stwierdziła słabym głosem.
- Czytałaś mi w myślach? - Uniosłam głos.
- Nie. Ja... Chciałam wiedzieć co pamięta. To nam może pomóc. - Przyznała, wstając na równe nogi.
- Jeśli coś wiesz, powinniśmy to poznać. - Zauważyłam. - Chodźmy do nich.

Bez dalszej wymiany zdań powróciłyśmy do kryjówki. Carol siedziała przy stole, trzymając głowę, mając wrażenie, że upada. Nie musiała nic mówić. Każdy czuł to samo. Zmęczenie.

- Zwłoki zakopane? - Spytała chłodno.
- Tak. - Odparła krótko. Z trudem utrzymywała się ziemi.
- Eve, co ten dzieciak mówił? - Nie byłam w stanie zasnąć bez odpowiedzi na tak kłopotliwą kwestię.
- Mówił prawdę. Claire ich... Krzywdzi. - Wydusiła słabym głosem.
- N... Nie uwierzę w to. To nie może być prawda. - Po policzkach spłynęły łzy.
- Ale jest. - Westchnęła ciężko. - I mam dość. - Warknęła, udając się do pokoju.

Potrzebowała odpocząć, więc nie dopytywałam o więcej. Nie walczyłam z ciałem. Pozwoliłam oddać się w ręce Morfeusza.

czwartek, 20 lutego 2020

Echo przeszłości Carol - w potrzebie


Przez całe to śledztwo nie zauważyłam potrzeb Luci. Zrobiła się chora na widok martwych ciał. Wpierw Andre, a nagle kolejne zwłoki. Pechowo pasowali do siebie wiekiem. Objęłam ją ramieniem, odwracając od tak okropnego obrazu. Reszta wiedziała co należało zrobić.
Stałam nad siostrą, czekając aż wymioty ustaną. Trupia bladość zalała jej ciało.

- Już lepiej? - Spytałam zatroskana.
- Nie. - Wycedziła przez zęby. - Nigdy nie będzie!
- Hej. - Wytarłam twarz dziewczyny. - Dowiemy się o co chodzi z Claire. Jesteśmy już blisko, ale najpierw zajmiemy się tobą.
- Przepraszam. - Rzuciła się na szyję. - Mogłam mu pomóc, a nie stać jak kołek.
- Nie miał szans. - Wyznałam zasmucona. - Połóż się do łóżka. Zaraz przyniosę ci wody. - Poprosiłam, uśmiechając się dość łagodnie. Starałam się podnieść ją na duchu, choć doznane doświadczenie było zbyt wstrząsające.

Dom wypełniała cisza. Nikt nie kręcił się co dawało powód do niepokoju. Nalałam wystarczającą ilość wody, aby nie przelała się przez naczynie. Jako starsza siostra mój cel pozostał taki sam. Dbać o Lucię. Gdyby nie fakt związany z policją, mogłaby zasięgnąć pomocy lekarskiej.

- Sama musisz przyznać, że to wychodzi poza kontrolę. - Na głos przyjaciółki odskoczyłam niczym poparzona. - Przestańmy myśleć i zacznijmy działać.
- Kiedyś przyprawisz mnie o zawał. - Walnęłam w ramię May. - Bez Luci nic nie możemy zrobić.
- No tak. Nie zostawisz jej. - Westchnęła. - Będę z nią, a ty dopilnuj, żeby nasza superbohaterka nie zrobiła nam większych kłopotów. - Poprosiła dość poważnym tonem.
- Masz na myśli Eve? Co ona ma za plan? - Liczyłam na więcej szczegółów.
- Nie siedzę w jej głowie i trudno cokolwiek z niej wydusić, ale wyglądała na poruszoną przy zwłokach. - Wyznała bez ukrywania.
- W końcu zgodziła zająć się nim. - Nieco zamyślona szukałam rozwiązania, analizując wszelkie za i przeciw, aż coś mnie oświeciło.
- Widzę ten błysk w oku. - Zachichotała. - Jaki plan, szefowo?
- Spróbujmy jej zaufać. Wie z czym wiąże się nasze ryzyko, więc nie zrobi głupoty. Chyba. - Pod koniec zawahałam się. - Lepiej brzmiało to w głowie.

Zostawiłam May z tym problemem, bo zdrowie siostry było na pierwszym miejscu. Powoli przełykała wodę. Dotknęłam czoła dziecka. Na szczęście uniknęła gorączki, a mimo to obawy nie zniknęły.

- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - Spytałam łagodnym tonem.
- Spokoju. - Skuliła się, odwracając ode mnie wzrok. - Niech to wreszcie się skończy.

Nie powiedziałam nic. Po co wiecznie składać puste obietnice?

~~~~~~~~~~~
Ostatnio trochę skaczę po miejscach i też usiadłam do wreszcie długo oczekiwanej edycji. Nazwałam ją hardcorową, bo większość elementów zostanie usunięta. Inne początki, dialogi, choć fabuła pozostaje taka sama. Dużo pracy, więc przepraszam za czekanie na nowe rozdziały. Wciąż się piszą. Powoli, ale jednak.

poniedziałek, 17 lutego 2020

Echo przeszłości Luci - cichy krzyk


Zbudziłam się zlana potem, walcząc nad rozdygotanym ciałem. Miałam dość tych koszmarów. Byłam zmęczona, żyjąc z nimi każdego dnia. Nie chciałam zostać w łóżku. Musiałam czymś zająć myśli, a dziewczyny zawsze znajdywały dla mnie zajęcie. Szczególnie, gdy próbowałyśmy zrozumieć co się działo w sierocińcu. To miejsce było moim domem, a stało się rzezią. Kiedy to wreszcie się skończy? Kiedy nie będzie kłamania, że wszystko będzie dobrze? Traciłam nadzieję.
Po chwili do moich uszu dotarł krzyk dziecka. Natychmiast wybiegłam z pokoju. Zatrzymałam się przed Carol, która wciąż głowiła się nad ścianą myśli.

- Nie możesz spać? - To pytanie było zbędne. Doskonale wiedziała o moich okrutnych snach. Jednak nie pokazywałam jej dziennika z nimi.
- Gdzie Eve i May? - Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Sprytnie unikasz odpowiedzi, pytając o coś innego. - Wzruszyła ramionami. - Poszły sprawdzić te krzyki,
- Więc nie przesłyszałam się. - Szepnęłam do siebie. - Sen jak każdy inny. Znowu ją widzę. - Spuściłam wzrok na podłogę.
- Trzeba coś z tym zrobić. Nie możesz tak cierpieć. - Objęła mnie ramieniem tak czule, że nie chciałam nigdzie uciec.

Cały ten spokój zabrał trzask drzwi. Odwróciłam się, patrząc na rannego rówieśnika. Noga mocno krwawiła i przelewała się przez owiniętą szmatkę. Stałam tak niczym zahipnotyzowana. Nie potrafiłam ruszyć dalej, a on leżał na ziemi, trzęsąc się z zimna.

- Uciekajcie. - Wyjąkał chłopczyk. - Nie... Wracajcie.
- Gdzie? Do "Lagoony?" - Wyprzedziłam je z zadawaniem pytań.
- Ona... Nas Za... - Z trudem wypowiadał słowa. - Zabija.
- Maner żyje?! - To jedyne co mi wtedy przyszło do głowy. - Nie!
- Lucia, uspokój się! Nie mogła wrócić. - May potrząsała mną jakby chciała zrobić ze mnie sok. - Zombie nie istnieją.
- Jej matka. - Wyłkał ranny.
- Przecież jest przeciwieństwem Maner. To bez sensu. - Eve chwyciła się za głowę.
- Nic nie ma sensu! - Wrzasnęłam na cały regulator głosu. Wszyscy patrzyli tak jakbym zmieniła się w zjawę. - Przepraszam. - Ponownie przyglądałam się panelom. - Pomóżmy mu.
- Już za późno. - Stwierdziła siostra, badając puls na szyi. Pokręciła głową.

Upadłam bezsilnie na kolana, zakrywając usta. Czułam jak ostatni posiłek próbował wydostać się przez gardło. Czym sobie na to zasłużyłam?

niedziela, 16 lutego 2020

Wspomnienie Claire - nieszczęśliwa


Upewniłam się, że dzieci znalazły się w łóżku, aż sama odnalazłam do niego drogę. Jednak nie wiedziałam czy sen będzie w jakiś sposób możliwy. Kiedyś wszystko wyglądało o wiele inaczej, zaś zaufanie jakim mnie darzyły sieroty, trwało, aż do momentu opuszczenia domu. Bywali szczęściarze, zyskujący szansę na życie w rodzinie zastępczej. Nawet moja córka, która pragnęła pełnej kontroli nad placówką mogła być ich matką. Mogła, bo nie była wtedy potworem. Do tej pory pamiętałam co powtarzała po wyjściu ze szpitala.

- Będę ich nową mamą. Pokochają mnie. - Uśmiechała się od ucha do ucha.
- O ile nie spróbujesz znowu. - Nie potrafiłam mówić wprost o jej niedoszłej próbie. Na samą myśl czułam jak nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Nie zrobię. Teraz wiem, że to było głupie. - Ledwo wyłapałam spojrzenie córki. Ukrywała swoje emocje. A może wina strachu?
- Twój ojciec nie byłby z tego dumny. - Niechętnie wspomniałam o byłym mężu.
- Nie mów mi o nim! - Krzyknęła, uderzając pięścią w ścianę. Ręka ścierpła. - Jego już nie ma i dobrze mi z tym. Zasłużył sobie, żeby zdechnąć. - Warknęła tak wściekle, jakby diabeł w nią wstąpił.
- Może nie był ideałem, ale jednak twoim ojcem. - Wyjaśniłam najspokojniej jak się dało.
- Był potworem! Jak możesz go bronić po tym co zrobił?! Jak? - Łzy cisnęły się do oczu.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Może to ja ją źle wychowałam. Przeze mnie zabiła rodziców Luci? Tak bardzo pragnęła dzieci, ale diagnoza pokrzyżowała plany. Przed założeniem "Lagoony" żyłam w małym miasteczku, znajdującym się na hiszpańskich granicach. To był błąd, żeby korzystać z festiwalu zamiast zostać w domu. Gdyby nie tamten dzień, nie poznałabym potwora. Zabawne ile rzeczy żałuje się po czasie. Mimo wszystko kochałam go nawet kiedy pił więcej niż powinien. Cieszył się na wieść o ciąży. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Dopiero narodziny Maner wywróciło nasze życie do góry nogami. Pojawiły się kłótnie, więcej alkoholu, aż podniósł na mnie rękę.

- Ty puszczalska dziwko! Jaki prawem nie zabezpieczyłaś się?! Więcej bachorów tu nie zniosę! - Wrzasnął, uderzając w prawy policzek.

Na wszystko patrzyła Maner, mając tylko sześć lat, a już wiele rozumiała. Tak mocno skopał brzuch, że nie wychowałam drugiego malucha. Poroniłam. Byłyśmy zrozpaczone i wtedy zdecydowałam się to zakończyć. Chwyciłam za nóż gotowa do popełnienia zbrodni. Drżenie ciała nie pozwalało na ten akt. Zanim się obejrzałam leżał w kałuży krwi. Córka dźgała go, wyzywając od najgorszych.

- Cholera! - Przeklęłam pod nosem, uderzając w ścianę korytarza. - Co ja tu robię? - Zapytałam samą siebie.

Nigdy nie zdarzyło mi się lunatykować. Jakim cudem nie spałam? Słyszałam o takich przypadkach, lecz nie sądziłam, iż sama w to wpadnę. Co gorsza stałam nad jedną z pułapek we krwi. Ktoś został ranny. Musiałam odnaleźć ranną sierotę nim całkowicie się wykrwawi.

- Gdzie mogła pójść? - Pomyślałam głośno. Wtedy dostrzegłam czarne ślady na opuszkach palców zmieszane z czerwoną posoką. - To... To nie jest prawda. - Nie byłam w stanie ruszyć ciałem.
- Jak to jest być mną? - Czyjś głos szeptał w mojej głowie. Kobiecy. - Zacznij liczyć ciała, a wtedy łatwiej zaśniesz. - Diaboliczny śmiech rozchodził się po makówce. Czy ja oszalałam?

~~~~~~~~~
Koniec spokojnego siedzenia. Trzeba wprowadzić więcej mroku. Gotowi na mini serię czwartą?

czwartek, 13 lutego 2020

Wspomnienie Eve - bajka o mrocznym kosiarzu


Nie każda historia zasługuje na happy end, choć morał jakiś po sobie pozostawia. Te myśli. W plątaninie obłędu znajdują wspólny punkt widzenia na przyszłość. A zatem, kochane sieroty. Opowiem wam bajeczkę, a zaczynała się ona tak.
W krainie kwiecistych ogrodów wśród żyjących tam kolorowych motyli znajdowała się drewniana chata z urodzajnymi plonami. Farmer kosił je w dzień zbiorów, zaś żona plotła wianki, dodając do niego każdy rodzaj kwiatów. Przeważały stokrotki, róże, a nawet i niezapominajki.
Pewnego dnia jego ukochana zachorowała. Zdruzgotany poszukiwał lekarstwa, jeżdżąc od wioski do wioski. Medycy zaprzeczali, pozostawiając go z niczym.

- Zostań z nią, aż do końca jej dni. - Zasugerował starzec, który w dłoniach trzymał świecę. - Tego nikt ci nie zabierze.

Mężczyzna zrobił to co mu doradził wdowiec. Powrócił do żony, lecz na pożegnanie było już za późno. Mrok spowił pokój. Przepełniony gniewem na niefortunny los wrzasnął najgłośniej jak potrafił, roniąc przy tym łzy. Nie zamierzał chować swej luby. Włożył jej wieniec na głowę i ucałował w czoło.

- Nie zapomnę cię. - Zacisnął dłonie w pięść.

I wyszedł, zakładając czarną pelerynę. Przechodził wśród zakochanych, zadając okrutny cios, przepoławiając ciała na pół. Tą noc nazwali krwawymi żniwami. Zabił wszystkie małżeństwa, natomiast dzieci oszczędził. Jeden z chłopców podszedł do mordercy. Krople krwi opadały na ziemię.

- Dlaczego jesteś taki zły? - Spytało dziecko bardziej ciekawe niż przerażone bladej postaci skrywanej pod kapturem.
- Bo straciłem kogoś. - Odparł krótko. - Nie boisz się mnie?
- Cierpisz. - Łagodnie ujął dłoń farmera. - I na to nie ma lekarstwa, ale czy zabieranie im życia coś ci daje? - Chłopczyk nie odpuszczał, a ciekawość robiła się większa.
- Satysfakcję. - Wbił kosę w ziemię, a następnie skupił wzrok na dzieciaku. - Wtedy czuję ulgę, bo wszyscy cierpią.

Zrodzony z bólu został kosiarzem, wypełniając swą żądzę oczyszczenia świata. Oszalał. Był tego pewien, ale gdzie tu jest morał? Jest banalny do zrozumienia, gdyż w każdym z nas tli się iskierka szaleństwa. Gdy tracimy coś, co kochaliśmy, nie jesteśmy tacy sami. To właśnie szaleństwo nas prowadzi do zguby, dlatego nie zamykajcie się na świat. Nie bądźcie źli na to, że zabrali wam rodziców. Żyjcie w zgodzie ze światem, akceptując wasz los.

- Eve, co jest? Odpłynęłaś. - Dopiero teraz dostrzegłam, że powrót do rzeczywistości zajął mi dłużej niż powinien.
- Przypomniałam coś sobie. - Przetarłam oczy, aby lepiej widzieć. - Nie wiem czy to istotne.
- Mów. - Nalegała Carol.
- Maner opowiadała kiedyś bajkę o mrocznym żniwiarzu i musiała ją znać od swojej matki. Nie była kolorowa. - Wyjaśniłam swoje przypuszczenia. - Może to ją zmieniło w potwora.

Nagle ktoś wydał z siebie wrzask. Dziecko? Kto to mógł być? O tak później porze nikt nie puszczał swoich pociech. Bez planu wybiegłam z kryjówki. A jeśli to jakiś uciekinier? Kimkolwiek była ta osoba wołała o pomoc, a na to być głucha nie mogłam.

~~~~~~~~~~~
Dawno nie pisałam nic w pociągu, ale i tak rozdziały będą powiększane do publikacji. Na razie wciąż szlify nad pierwszą częścią, nie skończyłam drugiej, a planuję trzecią. Przez późny powrót nie zdążyłam zasiąść do kompa i jej przepisać, więc stąd takie małe opóźnienie. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Wspomnienie May - słowa kluczem do zrozumienia


Wychodziło na to, że Andre miał sporo tajemnic i większość z nich chciał zabrać do grobu. Rozgryzienie zapisu chaotycznych myśli ciągnęło się w nieskończoność. Tylko czy warto było tracić czas? Wtedy nasunęła się natrętna myśl. Co miało więcej sensu? Walczenie z rozczytaniem słów czy wyjście, aby poszukać lepszego tropu w wiarygodniejszych źródłach?

- May, nie odpływaj. - Na pstryknięcie palcami ocknęłam się z myśli. - Czekamy na twoją opinię.
- Wybaczcie. Nieco się zamyśliłam. - Podrapałam się po karku. - O czym mówiłyście?
- O tym, że trzeba poszukać głębiej, a tylko jedno miejsce może nam dać więcej informacji. - Podsumowała skrótowo całą rozmowę.
- Sierociniec. - Z łatwością wydedukowałam wniosek. - Chcecie tam wrócić? - Dopytałam zaintrygowana pomysłem. Nie pokazywały strachu. Uśmiechały się. - Jesteście szalone.
- I kto to mówi. - Zachichotała Carol. - Ale do rzeczy. - Odchrząknęła. - Musimy pokazać temu glinie, że jesteśmy niewinni.
- Trudny typ, więc potrzebny nam dobry plan, ale jakoś przechytrzymy drania. - Z diabelnym uśmiechem podzieliła się Eve.
- Jak planujecie to rozegrać? - Ciekawość nie dawała za wygraną. Tak trudno ją zaspokoić.

W odpowiedzi położyła rozrysowany plan budynku domu. Włamanie? Raczej coś innego wymyśliła. Obok niego umieściła broń, więc zamierzała grać ostro, a tego mogliśmy się po niej spodziewać.
Zanim pozwoliła mi dojść do głosu, podała nam wydruk z akt osobistych Tobiasa Moser.

- Skąd ty to masz? - Omal z wrażenia nie wylądowałam na podłodze.
- Powiedzmy, że koś nauczył mnie parę sztuczek. - Nie musiała zdradzać swego mentora. Dało się domyślić kto za tym stał.
- Czemu dopiero teraz nam o tym mówisz?! - Krzyknęłam, niedowierzając jak długo zwlekała z podzieleniem się tak istotną poszlaką.
- Nikt nie pytał. - Prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. - Ale tak na serio, to musiałam poczekać na wasze odkrycia.
- No pięknie. - Pierwsze linijki dokumentu ukradły mój czas. - Claire go znała już wcześniej.
- Co oznacza, że tak łatwo nas nie zostawi w spokoju. - Wyznała niechętnie Eve. - Przeczytajcie ostatni akapit na pierwszej stronie. - Poradziła, wskazując palcem.

Czytałam od deski do deski, zakreślając najważniejsze szczegóły, które mogły pomóc uporać się z tym problemem. Zatrzęsiony strumień informacji przechodził przez proces myślowy w mózgu. Jednak jedna fraza przykuła moją uwagę. Zaczęłam szukać w karteczkach Andre, aż odnalazłam słowo klucz. Szaleństwo.

niedziela, 9 lutego 2020

Wspomnienie Carol - tylko dla dorosłych


Lucia rosła w oczach, ale do pewnych rzeczy nadal nie mogła mieć dostępu. Zwłaszcza to co odkryłyśmy o śmierci Andre. Zginął tam, gdzie zabił Marco. To nie mógł być przypadek. Jedyną różnicą był sam zgon. Z jednej strony morderstwo, zaś z drugiej nieszczęśliwy wypadek. Cholera. Taki wniosek brzmiał wręcz idiotycznie. Za wiele niewiadomych, aby cokolwiek zrozumieć.

- Wiem nad czym myślisz i nawet nie muszę używać mocy. - Stwierdziła Eve.
- Nie tutaj. - Szepnęłam, przykrywając przyszywaną siostrę ciepłym kocem. - Pogadajmy o tym przy naszych wywodach. - Tym słowem określiłam ścianę myśli.
- Bardzo ci na niej zależy. - Zauważyła coś czego nie ukrywałam. Żadna tajemnica.
- Prawie całe życie żyła w kłamstwie. Ona jej to zrobiła. - Uniosłam brew porozumiewawczo.
- Teraz już jej nie ma, a blizny pozostają. - Westchnęła ciężko. - Niech odpoczywa.

May lustrowała fragmenty połączonych informacji i nawet nie zauważyła, kiedy weszłyśmy. Zapatrzona niczym w obrazek dogłębnie analizowała je.

- Lucia śpi. Możemy zaczynać. - Poinformowała nowa znajoma. Na tytuł prawdziwej przyjaciółki wciąż daleka droga.
- Jesteś pewna? - Dopytała dla pewności.
- To może nam pomóc. - Nieco zastanawiała się Eve.
- Wyciągaj. - Odezwałam się stanowczo tak jakbym rozkazywała im.

Z szafki wyjęła pudło z podpisanym nazwiskiem. Strifer. Czy tak powinnyśmy zrobić? Gryzło mnie sumienie, a przecież jako martwy nie mógłby nas zatrzymać. Niechętnie grzebałam, szukając czegoś co odpowie nam na właściwe pytanie. Dlaczego Andre wrócił do sierocińca, ginąc tam gdzie dokonał zabójstwa? Wyciągaliśmy wszelkie szpargały na stół. Widok broni nie szokował. Potrzebował się bronić jak my wszyscy.

- Co pamiętasz, gdy go widziałaś po raz ostatni? - Musiałam zadać te pytanie.
- Tylko tyle, że znowu miał koszmar. Siedział roztrzęsiony, trzymając zdjęcie rodzinne w rękach. Nie zrobiłam nic. - Przegryzła język, wyciągając wspomniany przedmiot. Był w dobrym stanie, nie licząc drobnych pęknięć.
- Nie zamieniłaś z nim wtedy ani jednego słowa? - Dopytałam, szukając wskazówek w rzeczach zmarłego.
- Nie chciał tego. - Wyznała z powagą. - Gdy tylko mnie zobaczył, widział co robiłam. Był wściekły, bo obiecałam mu nie wchodzić do głowy, a ja naruszyłam jego prywatność.
- Bałaś się. - Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- W końcu był pierwszą osobą, która nie odrzuciła mnie za to jakim jestem dziwadłem. - Wyznała, ocierając łzę z oka. - Andre coś chciał załatwić w sierocińcu.
- Tylko co? - Wtrąciła się May, rozrzucając karteczki na stół. Na każdej z nich widniało jedno słowo. Kolejna zagadka? Co jeszcze ukrywał?

czwartek, 6 lutego 2020

Wspomnienie Luci - zabieram ci sen


Dziewczyny zdewastowały ścianę, aby tam przypinać powiązane informacje na temat tajemnic "Lagoony". Podziurawiona na wiele sposobów stała się mapą myśli. Wszelkie powiązania łączyły nićmi, oplatając je na gwoździach. Niezbyt rozumiałam co mówiły między sobą. Mogłam jedynie obserwować.

- Chyba musimy spiskować łatwiejszym językiem. - Zachichotała May. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- No dobra, młoda. Naszym planem jest wrócić do sierocińca, ale najpierw musimy poznać naszego wroga. - Zaczęła wyjaśniać siostra. - Niewiele o nim wiemy.
- Poza tym, że niezły z niego wrzód na dupie. - Wywróciła oczami Eve. - Ale na każdego coś się znajdzie.
- Co już mamy? - Spytałam wprost ciekawa ich odkryć.
- Trudno to nazwać dobrym tropem. - Westchnęła Carol. - Andre zginął przez pułapkę tak jak inne ofiary domu, a Claire nie wie kto je przywrócił na miejsce. Jednak najbardziej zastanawiający jest fakt, że Tobias Moser nie ma ani matki, ani ojca. - Przytoczyła wszelkie fakty, prowadzące do ogromnego zawrotu głowy.

Próbowałam poukładać chaos w głowie, żeby miał jakikolwiek sens. Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej moje ciało domagało się snu. Zasłaniałam usta, żeby nie zarazili się zmęczeniem, a mimo to, ledwo trzymali się na nogach.

- Odpuśćmy. Nic więcej nie zrobimy. - Poprosiłam, powstrzymując się od ziewania. - To nam nie ucieknie.
- Dzieciaki giną i mamy odpuścić? - Omal nie krzyknęła Eve. Pałała gniewem po tym co się stało z Andre. Pragnęła także sprawiedliwości. Ten błysk oku świadczył o tym. Nie zamierzała tak łatwo poddać się. - Nie spocznę, dopóki nie poznam prawdy.
- Wszyscy tego chcemy, Eve, a dzisiaj zrobiliśmy sporo. Jutro też jest dzień. - Siostra usiłowała uspokoić ją. Na marne.
- Co to za sen z koszmarami? Już wolę zarwać nockę niż być nawiedzana przez duchy. - Wyjaśniła, mierząc wzrokiem liderkę Colii. Walczyła. - Skoro przeżyłaś też piekło powinnaś zrozumieć.
- Rozumiem cię doskonale. Jednak Lucia jest jeszcze za młoda na zarywanie nocek. - Wyjaśniła krótko, a na tym nie skończyła. - To był ciężki dzień. Musimy przynajmniej spróbować odpocząć. Inaczej z mózgów nie będziemy mieć żadnego pożytku.
- Carol dobrze prawi. Wszyscy przeszliśmy przez to samo, dlatego odpoczniemy, a potem wymyślimy co dalej. - Przyjaciółka poparła głowę organizacji. - Pytania?

Cisza. Żadnego sprzeciwu. Rozeszliśmy się, szukając wolnego miejsca do spania. Eve wyciągnęła materace dla każdego. Nie patrząc na nic opadłam wykończona. Bałam się zobaczyć Maner ponownie, choć nie byłam z tym sama. Złe sny towarzyszyły nam od zawsze. Nie odejdą.

środa, 5 lutego 2020

Łamigłówka Claire - nie jestem dobrą opiekunką


Skatowani i zmęczeni pytaniami marzyliśmy o śnie, a łóżka znajdowały się poza zasięgiem oczu. Większość funkcjonariuszy zostawiła nas w spokoju. Jedynie śledczy Moser wciąż kręcił się po domu. Przeglądał każdy skrawek kąta, zatrzymując się i myśląc nad czymś. Swoją ciekawością zarówno denerwował jak i intrygował. Przypominał mi kogoś.

- Mogę jakoś pomóc? - Zadałam pytanie neutralnie.
- Wystarczy powiedzieć prawdę. - Stwierdził z powagą, skupiając się na starym zdjęciu "Lagoony." - W ten sposób ułatwi nam pani pracę.
- Powiedziałam wszystko co chcieliście wiedzieć. - Podkreśliłam dosadnie drugie słowo, próbując mu dać do zrozumienia, że dostał odpowiedzi, o które pytali. - Może pan jutro powęszyć. Mam dzieci do niańczenia. - Warknęłam, stając mu na widoku, przez co zasłoniłam mu fotografię z dawnych czasów. Wtedy, kiedy sierociniec raczkował. Stawiał pierwsze kroki.
- Takich rzeczy się nie zapomina. - Uśmiechnął się łagodnie. - Jestem wdzięczny za wychowanie mnie na tak wspaniałego obywatela. - Palcem pokazał na drobnego chłopca w tle innych sierot. - Tu jestem.

Czyli moje przypuszczenia okazały się słuszne. Zbadałam wskazaną postać. Zabrakło słów. To był Tobias Moser. Ten sam dzieciak jakim się zajmowałam, zagrażał mojej pracy czy sierotom. Trafił do "Lagoony", mając czternaście lat. Miał wiele szczęścia, bo ocalił się przed nieszczęściem. Przed Maner.

- Teraz pamiętam, ale wciąż nie rozumiem czemu chcesz mnie zniszczyć? - Nieco uniosłam ton. - Nie miałam z tobą problemu. Co się z tobą stało?
- To nieistotne. Teraz liczy się odnalezienie zabójcy. Szanuję panią i dlatego złamię jeden z przepisów. - Na moment wstrzymał się od mówienia. - Sierociniec musi działać. One potrzebują bezpiecznego miejsca.
- Więc nie zostanie zamknięty? - Po części odetchnęłam z ulgą, chociaż mężczyzna coś knuł. Nie bez przyczyny przylepił się do tej sprawy.
- Mam więcej czasu, aby powspominać. To były dobre czasy. - Rozmarzył się, spoglądając ponownie w obraz.

Pozostawiłam śledczego samemu sobie, wracając do sierot. Zebrałam je w bibliotece, bo tylko tam mogły uniknąć wzroku policjantów. Usiadłam przed nimi, przeliczając ich liczebność.

- Mamy komplet. Co za ulga. To o czym dziś poczytamy? - Uśmiechałam się od ucha do ucha, dając pozory spokojnej nocy.
- Zabiorą nas stąd? - Sześciolatek ledwo powstrzymywał się od płaczu.
- My też zginiemy?! - Ośmioletnia brunetka pisnęła w strachu.
- Dlaciego naś to spotika? - Dziewczynka beczała najgłośniej ze wszystkich.
- Hej! - Krzyknęłam. - To miejsce jest waszym domem i ja was w nim ochronię. Nie zamykają sierocińca. Nie ma powodów do smutku.

Dzieci patrzyły na mnie jak na ducha. Nie wierzyły w to co mówiłam. Tego się obawiałam. Straciłam w ich oczach.

~~~~~~~~~~
Wiem, że w drugim sezonie nie ma perspektywy męskiej, ale zamiast tego wprowadziłam tajemniczego śledczego. Będzie mieszał i wielokrotnie uprzykrzy życia Colii. Jeśli macie jakieś pytania czy propozycje, piszcie w komentarzach lub na zakładce do pytań.
PS: Edycja pierwszej części nadal jest skomplikowana. Beta tylko poprawiła przecinki. Jednak mam nadzieję, że w końcu po powstanie bez skazy i będzie godne do publikacji.

poniedziałek, 3 lutego 2020

Łamigłówka Eve - płomień


Kryzys zażegnany. May zakopała topór wojenny. Z zainteresowaniem spoglądała w pamiętnik Andre. Nie musiała pytać trupa o pozwolenie, a poza tym, mógł wiele wyjaśnić. W nim tkwił klucz do rozwiązania zagadki.

- Andre nie chciał zagubić swojej tożsamości, dlatego pisał pamiętnik. - Powoli tłumaczyłam im to co powinni wiedzieć. - Ta wiedźma zatruwała mu umysł, żeby zapomniał o zabiciu... - Nie zdołałam dokończyć zdania.
- Marco. To wiemy. - Wtrąciła się Carol. - Mnie też otruła. Ten cały plan Tox.
- Witamy w klubie ofiar. - Westchnęłam ciężko. - Tak trzymała kontrolę nad sierotami, a skoro węszyłam, wrzuciła mnie do wariatkowa. Wmówiła dzieciakom, że jestem niebezpieczna, bo planowałam je zabić. Wyobrażacie to sobie? - Prychnęłam, krzyżując ramiona na piersi. Po raz pierwszy pojawiło się coś na rodzaj ulgi. Spadło brzemię.
- Wybacz. Źle cię oceniłam. - Przyznała May, chowając przede mną wzrok. - Głupio wyszło.
- Mniejsza o mnie. Musimy znaleźć brakujące strony. - Zasugerowałam jakiś plan. Nie był zbyt przemyślany.
- A może najpierw zróbmy coś dla niego? - Lucia wstała na nogi, biorąc świeczkę otoczoną szklanym naczyniem. - Był jednym z nas. Może wcześniej zrobił nam krzywdę, ale nie byłoby tego wszystkiego bez Maner. Ona jest tym potworem! - Krzyknęła, pokazując własną frustrację.
- Młoda ma rację. Zróbmy to. - Lekko zachichotała May, popierając drobny gest.

Zaprowadziłam dziewczyny do prowizorycznego miejsca, które służyło do wspominania o zmarłych. Trzymałam tam zdjęcia rodziców oświetlone małymi świecami. W półmroku ustawiłyśmy gromnice tak, aby ich blask padał na fotografię zmarłego.

- Nie jestem zbyt wierząca, więc uczcijcie jego pamięć na swój sposób. Może chcecie coś o nim powiedzieć. - Zarzuciłam dodatkową myśl.
- Minuta ciszy wystarczy. - Wypowiedziała się liderka organizacji. W mgnieniu oka dźwięki zanikły. Milczenie.

Zamknęłam oczy, wspominając chwile z Andre. Ubarwiał moje czarno-białe życie, że z niecierpliwością czekałam na następny dzień u boku brata. Dzieląc się radością czy smutkami czułam się dla niego jak kimś z rodziny. Jednak Rafesten zmusiło do zatrzymania planowanego wyjazdu poza granice Niemiec. Oboje marzyliśmy o Hiszpanii, zatapiając troski w wodach mórz i oceanów. Marzenie się rozpadło niczym domek z kart. Nic nie będzie takie same.
Gdy pożegnaliśmy dawnego członka Colii, musieliśmy wrócić do rzeczywistości. Do sprawy niecierpiącej zwłoki.

- Czeka nas mnóstwo pracy. Carol, co proponujesz? - Zapytałam głowę zespołu.
- Musimy zebrać informacje o tym co zaszło i kim jest ten śledczy. - Podrapała się w podbródek.
- Nie bez przyczyny tak interesuje się "Lagooną." - Wyłapała May.
- No i te pułapki. - Wspomniała dziewczynka.
- To będzie długa noc. - Oznajmiłam drużynie. - Ale sieroty zasługują na bezpieczeństwo. Ochronimy je.

niedziela, 2 lutego 2020

Łamigłówka May - drugie oblicze


Sieroty z "Lagoony" potrzebowały nas tak ja my kiedyś walczyliśmy o wolność, bezpieczeństwo, a nawet i nowe życie. Takie bez strachu. Przestałam dręczyć Eve. Sprawa śmierci Andre zyskała największy priorytet. Brakowało informacji. Pora odkryć wszelkie tajemnice.
Nie bawiliśmy się w pakty krwi. Znaliśmy wysokość stawki i tylko głupiec poszedłby na pożarcie zupełnie sam.

- Zdajecie sobie sprawę, że to poważna sprawa? - Zaznaczyła Carol, która usadowiła siostrę obok siebie. Siedzieliśmy w czymś na rodzaj kręgu. Przeszywający wzrok odczuwał praktycznie każdy. - Niczego nie ukrywajcie.
- Rozumiemy. - Odparliśmy chórem.
- Kto zaczyna? - Zadałam pytanie, patrząc na przyjaciół z osobna.
- Najdłużej w tym siedzi Lucia. - Wspomniała Carol. - Ale nie znała dobrze Andre.
- Nikt nie znał. - Stwierdziłam chłodno. - Jednak ty coś wiesz. Od początku broniłaś go. - Tę uwagę zwróciłam do gospodarza kryjówki. Milczała. - Pamiętaj, żeby mówić prawdę. Nie mamy przed sobą tajemnic.

Niezręczna cisza zdusiła odwagę do mówienia. Jak można mówić o czymś tak okrutnym przy dziecku, które widziało już zbyt wiele złego na świecie? Nieludzkie, niemoralne oraz nieuczciwe.

- Są sekrety warte zabrania ze sobą do grobu. - Wyraziła Eve własną opinię. - Dla tych dzieci zrobię wyjątek. Kiedyś byliśmy na ich miejscu. Wiemy co czują i jak cierpią.
- Więc słuchamy. - Maksymalnie wytężyłam wzrok, aby nie przegapić niczego i słuch do zrozumienia wypowiedzianych słów.
- Kochałam Andre niczym brata. Był dla mnie oparciem bez pytania o moje dziwne zachowanie. Tylko on rozumiał, że ciężko jest żyć, dźwigając ciężar przeszłości. - Na chwilę przerwała, wbijając wzrok w podłogę. - Mówiliśmy sobie wszystko. Widziałam jak w panice szukał spokoju. To ja mówiłam mu to co potrzebował usłyszeć. On... - Głos ledwo był słyszalny. Mocno zaciskała dłonie w pięść. - Ciągle wspominał o Carol i to co zrobił.
- A my nazywaliśmy go potworem. - Przyjaciółka przestała zgrywać twardą. Oczy wypełniły łzy. - Był jednym z nas.
- Ciągle miał koszmary. Przestał dbać o siebie. Prawie nie jadał śniadań, a teraz umarł. Nie ma go. - Wybuchła płaczem. Nie udawała. Mówiła szczerze. Nawet moje serce z kamienia skruszało. Ociepliło się.
- Nigdy nie będziemy wolni. - Lucia zakryła twarz w dłoniach. Jako jedyna powstrzymywałam się od łez, chociaż powoli zmieniałam punkt widzenia o Andre. Czemu po czyjejś śmierci widzimy tę osobę w lepszym świetle? Czemu tak późno ją doceniamy?
- Będziemy. Nie poddamy się. - Zaparła się Carol, tuląc siostrę do siebie.

Czekając na opadnięcie emocji, wzięłam do ręki skórzaną książeczkę z paskiem. Nie sądziłam, iż ten pamiętnik należał do Andre. Przewertowałam pierwsze ze stron. Walczył sam ze sobą, aż wytargał kilka kartek. Być może one dadzą więcej światła w sprawie. Pojawiła się nadzieja.

sobota, 1 lutego 2020

Łamigłówka Carol- zagubieni w mroku


To był nieodpowiedni czas na kłótnię. Ścigali nas. W podskokach ruszyliśmy za Eve, która znała ten las jak własną kieszeń. Nie mieliśmy ani chwili do namysłu, więc May odpuściła. Co z zaufaniem? Ryzykowaliśmy życiem i nie mogliśmy się wycofać.
Ukryliśmy się za skalnym murem porastający mchem. Kątem oka obserwowałam ruch policjantów. Uzbrojeni po zęby świecili przed siebie. W końcu nieuchronnie zbliżał się zmrok.

- Nie znajdą nas. Poza tym, będą zajęci sierocińcem. - Wyznała Eve pewnym głosem. Mężczyźni zawrócili. Skąd ona to wiedziała? - Chcą przesłuchać Claire. Wycisnąć wszystko co się da.
- Jakim cudem jesteś tego taka pewna? - Spytałam zaintrygowana.
- Potrafię czytać w myślach. - Odparła krótko, chowając twarz w rękawach bluzy. - To przekleństwo.
- Wiedziałam, że coś z tobą jest nie tak! - May nie potrafiła ukryć swojej satysfakcji.
- May, ciszej. - Skarciłam ją wzrokiem, a następnie zwróciłam się do tajemniczej znajomej. - Później o tym pogadamy. Potrzebujemy kryjówki.
- To już niedaleko. - Rozejrzała się uważnie na boki. - Weź Lucię na ręce. Może się zmęczyć chodzeniem.
- Nie mów mi, że zaszyjemy się w jakiejś jaskini. - Przyjaciółka po raz kolejny zakpiła z Eve.
- Nie mieszkam w takich warunkach. - Wzruszyła ramionami, wychodząc na ścieżkę.
- Mieszkasz? W lesie? - Dziewczynka zaniemówiła. To nie była zwyczajna informacja.

Nie zadawaliśmy więcej pytań. Szliśmy w milczeniu, nasłuchując pohukiwania sów czy szelestu liści. Chłód doskwierał, powodując gęsią skórkę. Starałam się jakoś ogrzać zziębnięte dłonie Luci, a przy okazji nie puścić jej z objęć. Zobowiązałam się chronić ją, dbając tak jak robi to prawdziwa siostra. Prawdziwa rodzina.
Nogi odmawiały posłuszeństwa, ale czas gonił. Byliśmy na celowniku. Zmuszając się ciągnąć osłabione ciało dostrzegłam w końcu coś na rodzaj schronienia. Drewnianą chatę, a raczej jej ruinę. Okna zabite dechami, zardzewiały zawiasy w drzwiach, natomiast dach przykrywał ciężki materiał.

- To tutaj? - Dopytałam dla pewności. Jak mogła żyć w takich warunkach?
- Nie miałam czasu na naprawy. - Bez najmniejszego trudu chwyciła za klamkę. - Czujcie się jak u siebie w domu. - Poprosiła nas, ukazując skromny kącik. Większość rzeczy nie pasowała do pokojów. Szukała po wysypiskach?
- Skąd wiesz, że nas nie namierzą? - Po raz kolejny musiałam przemyśleć sprawę.
- Nie ma tu zasięgu. - Jak tak o tym wspomniała zerknęliśmy na komórki. Rzeczywiście nie złapaliśmy nawet jednej kreski. - Telefony są zbędne. Czy w końcu mi zaufacie? - Spojrzała błagalnie. Doskwierała jej samotność.
- O ile powiesz nam co wiesz o Andre. - Postawiłam solidny warunek. - Uczciwe, prawda?
- Tajemnica za tajemnicę. - Z powagą mierzyłyśmy się wzrokiem. - Połóżmy karty na stół.