niedziela, 12 października 2014

Inne blogi

Unprotected się zakończyło, ale w tyle zostały stare blogi, które mało kto zna, Może ci się spodoba jakiś i tam zostawisz po sobie maleńki ślad w postaci komentarza. Kilkinjij w nazwę, by przenieśc się na dany adres



Był dzień. Nieco pochmurny, choć deszczowy. Siedzisz sobie na ławce blisko placu zabaw, gdzie widzisz, jak dzieci bawią się w chowanego i gonitwy po trawie. Nagle słyszysz krzyki, strzały. Dostajesz dreszczy i szybko biegniesz w stronę hałasu. A tu się nagle okazuje, że to tylko dzieci bawią się w wojnę z plastikowymi pistoletami. Wtedy przypominasz sobie, że kiedyś to zdarzyło się naprawdę. 
Prawdziwa wojna.



Sezon 1


Jest to historia Piper- młodej nastolatki, co ma 16 lat. Gdy próbowała popełnić samobójstwo, rodzice oddali ją do oddziału psychiatrycznego, gdy miała zaledwie 10 lat. Teraz ma 16 lat. Przez dłuższą samotność stworzyła sobie przyjaciółkę o imieniu Rosie. Lekarze uznali ją za wariatkę, która rozmawia sama ze sobą. Nie widzieli Rosie, jako istotę żywą. Tylko ona w nią wierzyła. Przez samotność bez rodziny i przyjaciół, zamknięta w sobie, stworzyła przyjaźń w psychiatryku. Nikt do niej nie podchodził. Ten blog ma na celu pokazanie życia za ścianą samotnika, który może zwariować, odizolowany od świata.


Sezon 2

Jest to kontynuacja "Niewidzialnej" . Wydarzenia dzieją się po samobójczej śmierci Piper. Całą szkoła usłyszała o jej czynie i uznali ją za psychicznie chorą. Jedynie Greg nie myślał tak o niej. Wiedział, że to przez samotność zabiła się. Zezłościł też ją fakt, że on zażartował z Rosie. Nie wierzył w jej istnienie.

Rosalia jest siostrą Grega. Ma 6 lat. Uwielbia bawić się w teatrzyk z lalkami (marionetkami). Jednak nie zdawała sobie sprawy, że jedna z nich był żywa. Nazywała ją Emily, bo lubiła to imię. Tylko, że tak naprawdę była duchem zmarłej Piper.

W każdą noc lalka ożywa. Dziewczynka słyszy głosy w pokoju i przez strach ucieka spać do matki. Jej ojciec zginął w fabryce miedzi. Lalka woła Grega i śpiewa melodię ( znane słowa z piosenki Buki- Danse macabre)



Samantha, Kate i Amfretia są siostrami, które mają magiczne moce. Pochodzą z Azera. Jednak przez wojnę zostały rozdzielone dla bezpieczeństwa. Gdy spotkają się wszystkie razem, poznają swoje pochodzenie i przeznaczenie.


Seira ma już 21 lat. Gdy miała 10 lat, ktoś zabił jej siostrę, 12-letnią Caroline. Kobieta szuka zabójcy bez pomocy policji, tylko działając z własnym doświadczeniem. Jedynie Jane-jej przyjaciółka pomaga w tropieniu sprawcy przestępstwa, choć uważa, że zabójca może być już umarły. Chce pomścić śmierć swojej siostry za wszelką cenę, gdyż ma poczucie winy, że mogła ją uratować, ale nie wiedziała, co ma zrobić. Nie potrafi o tym zapomnieć.





I to są głównie te blogi z których jestem dumna, bo zyskały zainteresowanie wśród niektórych. Pozostałe musicie znaleźć sami, ale nie są warte przeczytania. Zapewniam i do zobaczenia ;)

sobota, 11 października 2014

Ostatnia szansa Maner- egzekucja FINAŁ

Notka została zapisana przez Claire ze względu na okoliczności. Claire opowiada, co się wydarzyło według opisów Carol. May, Andre, Eve i Lucii

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Była noc. Wszyscy spali za wyjątkiem naszej grupy. Mieliśmy bardzo ważne zadanie do wykonania. Takie, które zmieni wszystkich losy. Spotkaliśmy się dwie godziny przed północą w bibliotece. Mieliśmy przy sobie latarki, by mieć źródło lekkiego oświetlenia przy chodzeniu w ciemnościach. Byłam tam z Carol, May i Lucii. Wszystkie ubrały się całkowicie na czarno. Rozmowę rozpoczęła dowódczyni akcji, czyli Carol.

-Dobra. Wiecie, co mamy zrobić?

-Nie można tego odkładać na dłużej. Już nadszedł ten czas.- odparła May gotowa do rozpoczęcia pierwszej części

-Pora to zakończyć- powiedziała pewnym głosem Lucia

-Ok. To od czego zaczynamy?- zapytałam, czekając na jakąś błyskotliwą odpowiedź

-Najpierw trzeba obudzić naszą ofiarę. Potem bierzemy do ręki jakąś broń i kończymy jej żywot raz na zawsze. Zrozumiane?-  pałała gniewem, niecierpliwie czekając na przebudzenie Maner

Miała już przemyślane, jak załatwi moją córką. Nie chciała dla niej żadnej litości. Była gotowa na wszystko.

-Zrozumiane- kiwnęliśmy głową

-Resztę planu podam wam później. To do roboty. Za Lagoonę- przyłożyliśmy wspólnie ręce

-Za Lagoonę!- krzyknęliśmy razem

Swoje kroki skierowałyśmy do kuchni. Tam zaczęłyśmy robić nieznośny hałas. Lucia świetnie się bawiła, kiedy tłukła  naczynia. Co chwilę się śmiała.

-Pani Maner. Proszę stawać!- krzyczała, szeroko się uśmiechając

Nie reagowała. May wzięła do ręki kubek i rzuciła w okienko gabinetu,

-Wstawać!

I to ją zbudziło z twardego snu. Wybiegła oszalała na dół. Nie tylko ona się zbudziła. Bardzo ogarnęło ją przerażenie na widok dwóch innych osób. Dziewczyny też nie ukrywały zdziwienia.

-Jakim prawem mnie budzicie?! Macie karę! Wszyscy bez wyjątku. A ty Andre miałeś być gdzie indziej! Wynocha!- wskazała gniewnym wzrokiem na drzwi poszczególnych pokoi,

Rozeszliśmy się według jej rozkazu. Carol tylko mijając nas, szepnęła do ucha, by zabrać ze sobą broń i zejść znowu na hol. Z tego, co zauważyłam to May i Carol uzbroiły się w pistolety. Ciekawe, jak je dostały? To nieważne. Ważne, że mają. Schowały je pod czarną kurtkę.

-Jesteś pewna, że robimy dobrze?- spytała niepewnie May

-Tak. Już za wiele ta baba nam zrobiła. Znasz moją tajemnicę i wiesz, że to przez nią mogę umrzeć.Nie odpuszczę jej tego.- ścisnęła ręce w pięści

-Wiem o tym. Wiem. Pamiętaj, Carol. Kiedy to wszystko się skończy, ktoś ci pomoże na pewno- przytuliła ją May

-Chociaż jest jakaś szansa.

Przerwałam im rozmowę, wchodząc do pokoju Carol. May stała uzbrojona, a Carol obok niej uwalniając się z uścisku przyjaciółki.

-Gotowe wymierzyć sprawiedliwość?

-Gotowe- powiedziały razem

Zeszła razem z May na hol, a ja poszłam do pokoju Andre. Tam była z nim jakaś dziewczyna, Kojarzyłam ją z dawnych lat, gdy sierociniec nie był jeszcze znany. Jeśli pamięć mnie nie myli to jej imię zaczynało się na E.

-Chcecie nam pomóc załatwić Maner, czy macie inne plany i nie mieszacie się w to?- zadałam pytanie, bo sądziłam, że mogą być dobrymi sojusznikami

-Aa to stąd takie hałasy? Oczywiście, pomożemy. Tak, Andre?- zwróciła się do chłopaka

-Tak. I przestań mnie o to pytać, jak sama wiesz- spiął się nieco na zwykłą prośbę

Zeszliśmy do kuchni, gdzie wzięliśmy swoje oręże do walki. Zwykłe noże o ostrych krawędziach. Idealne na atak. Kiedy byliśmy już gotowi, mojej zdziwieniu rzucił się widok Lucii , niosącej pusty wazon.

-Żartujesz. To twoja broń?- spytała Carol

-Może być. Nie będę bawić się niczym ostrym. Dostanie w łeb wazonem- zachichotała

Maner znowu wróciła no hol. Na sam widok broni u dzieciaków i mnie, stała lekko zmieszana, aż zdecydowała się pobiegnąć po swojego obrońcę. Był taki sam, jak od dziewczyn. Mały, czarny i podręczny w łatwym użytku.

-Nikt nie będzie mi groził- wycelowała w najmniejszą i pociągnęła za spust

Dzięki szybkiej reakcji Lucii, szybko rzuciła w nią wazonem. Tylko niewiele kropli krwi wypływało z rany na czole.
Determinacja Carol i May sięgnęły zenitu. Razem wyjęły w tym samym czasie swoją broń, strzelając z jednego pocisku w jej brzuch. Maner upadła na ziemię. Dziewczyny rzuciły w ścianę swoje pistolety na znak końca swojego ataku. Gdy ona skończyły, Andre razem ze swoją sojuszniczką wziął nóż , który przebił dłoń ofiary. Dopiero rzut noża w serce przez Eve  doprowadziło do stanu śmierci dawnej opiekunki Lagoony

-To już koniec, Maner. Już nikogo nie skrzywdzisz. I nie myśl,że skończyliśmy z tobą. Trzeba całkowicie się ciebie pozbyć wiedźmo.- krzyknęła z dumą ,Carol

-To co z nią robimy? Do komory?- podrzuciła pomysł May

-Nie. To musi być coś gorszego. Niech zniknie jej ciało. Niech zniknie. Claire, idź po klucze. Pora, by skończyła, jak  każda wiedźma.- zasugerowała dziewczyna

-Co masz na myśli, Eve?- spytał ją Andre

-Ogień.

Teraz już wiedzieliśmy, co ta Eve miała na myśli. To było zbyt brutalne, ale dla Maner nie może być żadnej litości. Żadnej.
Pobiegłam po klucze do jej gabinetu. Od razu znalazłam odpowiednie do drzwi wejściowych. W szufladzie znalazłam zapalniczkę, która przyda się do finalnej agonii. Od razu wzięłam klucze do rąk, a zapalniczkę schowałam do kieszeni.
Z hola zabrali ciało Maner. Nieśli je Andre i Eve. Reszta śpiewała jakąś piosenkę. Poszłam przed nimi i otworzyłam drzwi. Na powietrzu słyszałam głośniej ich śpiew. Nawet inne sieroty zbudziły się,i zapragnęły popatrzeć w okno na widowisko.

Nie, nie skrzywdzi już nas
Bo skończył się jej czas
A u stopu ma swój los
Który porzucił ją na stos

Na kamiennym kręgu pełnym patyków, utworzył się stos, na którym położono ciało Maner. Zapalniczka zapaliłam drewniane patyki, aż zaczął unosić się ogień wraz z dymem. Lucia była ciekawa, co z nią dalej będzie.

-Czyli ona już nie wróci?- spytała się Carol

-Nie ma szans. Spłonie żywcem i nigdy się tu nie pokaże Ona jest martwa.- odparła spokojnym głosem

Minął zaledwie kwadrans i z jej ciała został tylko proch. Na placu rozległy się okrzyki radości, a ja uroniłam łzy szczęścia. Jedynie Carol nie czuła tej przyjemności i bezwładnie upadła na ziemię. May wiedziała, ze to trucizna ją niszczyła.

-Dzwońcie po pomoc!- wykrzyczała zdenerwowana May

Bała się o swoja przyjaciółkę. Nawet zaszkliły jej się oczy, co oznaczało wielkie przejęcie strachu. Pospiesznie pobiegłam po telefon. Wezwałam pogotowie, które zjawiło się pół godziny później. Lekarz tylko podjechał pod bramę i przeszedł przez niewielką szczelinę z płotu, gdyż furtki nie dało się otworzyć. Od razu May zabrała ją na ręce i razem z mężczyzną przeszli przez dziurę w płocie. W szybkim tempie znalazły się w szpitalu. Tam lekarze próbowali jej pomóc.  W białym korytarzu niebieskimi lampami czekała na jakieś informacje o stanie przyjaciółki. Po krótkim oczekiwaniu wyszedł lekarz na korytarz,

-Co z nią? Odtruliście ją?- dygotały jej dłonie

-Bez obaw. Jest w dobrym stanie. Okazało się, że zatruła się większą ilością arszeniku. Jednak to była zmieszana trucizna z innymi substancjami toksycznymi. Na szczęście jest cała i zdrowa. Nie doszło do żadnych efektów ubocznych- wytłumaczył mężczyzna w fartuchu

-Mogę się z nią zobaczyć?- prosiła May

-Możesz,ale krótko. Powoli odzyskuje siły. Zostanie przez kilka dni na obserwacji i potem ją wypiszemy.

-Dziękuję- ulżyło jej brak zagrożenia


 Napisy końcowe


Carol wyzdrowiała bardzo szybko. Maner zniknęła na zawsze i stała się niegroźnym popiołem. Claire przejęła Lagoonę. Sieroty zyskały bezpieczeństwo i opiekunkę. Z komór wyjęto ciała i większość  z nich były nadal żywe. Okazało się, ze te komory pozwalały na rekonwalescencję. Więc prawie wszystkie sieroty zyskały a powrotem swoich rodziców. Tylko Lucia miała pecha, ale Carol zdecydowała się nią wziąć pod swój dach. Jej rodzice zrodzili się na to. Colia przestała istnieć.


Podziękowania

  1. Paul Abora- za cenione twoje krytyki, które pomagały w rozwoju tego bloga
  2. TonyPepper- za częste bycie na blogu i komentowanie notek. Jesteś złotym czytelnikiem
  3. Pepper- za inspiracje i dawanie sił do dalszej pracy
  4. Firegirl- za niezwykłe opinie, które podbudowały mnie na duchu. Dzięki aniele.
  5. Anthony Stark- za samo czytanie i wyrażanie własnych opinii

Dlaczego kończę? Głównie to przez naukę i częste problemy z pamięcią . W pewnych momentach nie wiedziałam, co pisać, a pisanie z chaosem i brakiem logiki nie ma sensu, To jak o tym sądzicie, piszcie jako OSTATNIA opinia podsumowująca wasze zdanie na temat całego bloga. Dziękuję za wszystko, a waszych blogów nie porzucę :)











piątek, 10 października 2014

Ostatnia szansa Andre- sekret teczki

Znowu szybko zbudził mnie ten sam koszmar, który wcześniej mi się śnił. Muszę uciekać, jak najszybciej z tego przeklętego miejsca. Boję się, że nim wrócę do Lagoony to komuś stanie się krzywda. Trzeba działać, jak najszybciej się da.
Szybko wstałem na nogi i zacząłem myśleć nad planem ucieczki. Eve wiedziała, co zamierzam zrobić i nie przeszkadzało jej to. Czułem, że chciała tego samego. Ucieczki.
Wyszedłem z sali i szedłem prostym korytarzem, szukając dokumentów. Nikt się nie dziwił, jak opuściłem pomieszczenie, bo miałem prawo wyjść, kiedy zechcę. W końcu to nie jest oddział zamknięty.
Eve szła za moim cieniem. Nie musiała pytać, by znać mój cel. Od razu odczytała z moich myśli, że chcę znaleźć teczkę, którą chciała mieć Maner, ale ja jej tego nie oddam. Wykorzystam to w innym celu. Skoro to jest takie ważne to Colia się tym zainteresuje. Szybkim krokiem szliśmy do tak zwanego archiwum. Łatwo je znaleźliśmy, bo w drzwiach odbijały się dokumenty i teczki. Zaczęła ze mną rozmawiać telepatycznie, gdy weszliśmy do tego pokoju.

-Nie dasz tego Maner? Dasz to Colii? Taka przepustka na powrót do organizacji?

-Mniej więcej. Z resztą jej bardzo zależy na zdobyciu tych informacji. Wykorzystam to przeciwko niej. Wracamy do Lagoony 

-Ty wracaj, ale ja tam nie jestem potrzebna. Będę tylko przeszkadzać.

-Bez ciebie tam nie pójdę

Postawiłem jej ultimatum i zgodziła się wrócić do starych murów sierocińca. Nie znałem jej zamiarów, ale na pewno mi je powie później.
Szukaliśmy teczki w archiwum, przeszukując wszelkie szuflady z aktami. Niewielkim światłem widzieliśmy kontury przedmiotów. W końcu była ciemność. Noc. Jednak udało nam się odnaleźć, co szukaliśmy przez długą godzinę.Wciąż używaliśmy tego samego kontaktu, by nikt nie nakrył nas po usłyszeniu głosu.

-To ta teczka. Zmywajmy się stąd. Na pewno chcesz uciekać?- spytałem, chwytając do ręki garść papierów

-Tak. Na pewno. I tak za długo tu siedzę. Już powinnam dawno to zrobić- odwróciła głowę, posyłając uśmiech

Ostrożnie wychyliłem głowę przez drzwi. Na korytarzu krążył jeden strażnik. Eve wiedziała, co należy zrobić. Wyszła na korytarz i rzuciła się na faceta w mundurze. Kilkoma ciosami w twarz spowodowała u niego utratę przytomności. Niestety to tylko działało przez chwilę. Chwyciła mnie za rękę i szybkim ruchem zgarnęła  klucze, otwierając pospiesznie drzwi przeciwpożarowe. Tymi drzwiami uciekliśmy z budynku. Odetchnąłem z ulgą. czując wolność. Przed nami był las. To była jedyna droga do Lagoony. Ona wiedziała, jak mamy iść.

-Nie patrz za siebie , Biegnij!- mówiła zwykłym głosem

Musiałem jej zaufać, bo bez niej w takim obcym świecie nie trafię nigdzie. Dawno nie byłem na zewnątrz i czułem się tak inaczej. Jakbym dopiero stawiał pierwsze kroki. Zgodnie z jej prośbą nie obracałem się za siebie. Gdy byliśmy w gęstwinie lasu, zauważyliśmy lekko zapalone światła w oknach. Na chwilę zatrzymaliśmy się, by złapać oddech.

-Uf. Najgorsze za nami- zaśmiałem się zadowolony z planu

-Nie do końca. Teraz trzeba znaleźć jej tajne przejście. Wejdziemy przez piwnicę.

-A jak wyjdziemy z piwnicy potem?

-Coś wymyślimy. Nie bój się- zaśmiała się z mojej bezradności

Wyczuwała narastający we mnie niepokój. I to ją najbardziej bawiło, a mnie wręcz przeciwnie.
Po złapaniu tchu poszliśmy dalej, zbliżając się coraz bardziej celu. Ciągle zaciskałem teczkę w ręce nerwowo, bo był to ważny dokument. Nie mogłem go stracić. Jest zbyt cenny.
W końcu dotarliśmy do zamierzanego miejsca. Eve wskazała mi obszar, gdzie miała znajdować się piwnica. Nie myliła się. Były tam drzwi, prowadzące na dół. Za pomocą wsuwki, Eve otworzyła zamek. Drzwi lekko skrzypiły, bo były przestarzałe. Pełne rdzy.
W środku nadal były komory. Nie patrzyłem na nie i szliśmy do kolejnych drzwi. Te również otworzyła bez problemu. Co ja bym bez niej zrobił? No zupełnie nic. Cieszę się, że zdecydowała się pójść ze mną. Szybko uwinęła sie z zamkiem i po chwili staliśmy na korytarzu. Wyczuwałem czyjąś obecność. Ktoś na nas patrzył. Aż zjeżyły mi się włosy, a ona tylko przystanęła na środku, słuchając jakiś odgłosów. Robiłem powolne kroki, kiedy nagle chwyciła mnie za rękę.

-Nie idź. Ktoś nas obserwuje. Bacznie spójrz powoli wokół siebie- stawiała coraz to ledwo słyszalne kroki

Obserwator cofnął się. Już nie czułem niepokoju na ciele. Eve puściła moją rękę. Poszedłem do swojego pokoju, a za mną ona poszła. Usiadłem wygodnie na łóżku, sprawdzając zawartość teczki. Były tylko wyniki jej badań psychiatrycznych. Nic nowego. Jedyne, co mnie zainteresowało to akta w sprawie zabójstwa lekarza. Co? Ona wcześniej już zabijała? No ładnie.

-No tego się nie spodziewałem. Zabijała wcześniej- byłam wmurowany

-To wszystko przez to, ze dowiedziała się o bezpłodności. Wiem o tym, bo już wcześniej wyczytałam w jej umyśle  starą przeszłość. I uwierz nie była wcale kolorowa.

-Mam to pokazać Colii? Przyda się. czy lepiej się tego pozbyć?- prosiłem o radę

-Jak uważasz. Dla mnie to niezbyt ciekawa informacja, bo wszystko wiem- szybko wyszła z pokoju

-Eve. A ty dokąd?- zdziwiła mnie jej reakcja

-Do mojego pokoju- rzuciła odpowiedź, biegnąc


Jak notka? Podoba sie? Pamiętajcie, ze jutro mamy FINAŁ. O tak. W końcu nadszedł ten dzien, kiedy Maner zginie a w jaki sposób to jutro sie o tym przekonacie . Pytania, komentarze? Pisac ;)



czwartek, 9 października 2014

Ostatnia szansa May- nie jesteś sama

Po spotkaniu wszyscy wrócili do swoich pokoi. W głowie każdy zastanawiał się, jak zabić Maner? No właśnie, jak? Na pewno bezlitośnie, niezbyt łatwo i spektakularnie. Wykończymy ją razem. W jedności siła.
Kiedy wszyscy wyszli z mojego pokoju, zaczęłam myśleć nad tym, jakim sposobem mam wykończyć wiedźmę. Myślałam nad dźgnięciem nią nożem, albo strzeleniem prosto w serce. Było tyle opcji do wyboru, a każdy w sumie chciał inaczej wykonać na Maner wyrok. No coś wymyślę niebanalnego .
Na biurku leżał niedomknięty laptop. Osz szlak. Ktoś mi tu szperał. Tylko po co? Wszelkie pliki nie zostały usunięte, a dysk nie został zniszczony. Czyli ktoś tu coś szukał?
Na pulpicie był otwarty dokument o planie Tox. Nic dziwnego, bo mieliśmy o tym rozmowę, ale na klawiaturze zauważyłam małą kropelkę. Prawdopodobnie łzy. Kogoś ruszył ten zapis. Kogo? Tu jest tylko opis jakiejś trucizny. Chwila moment, trucizny? O nie. Przecież samopoczucie Carol może mieć z tym związek i to pewnie ona to znalazła w moim laptopie. Musze nią o to zapytać. Oby moje przypuszczenia nie były prawdą. Carol nie zasługuje na śmierć. Nigdy na to nie zasługiwała.
Zapukałam ostrożnie do jej pokoju. Pozwoliła mi wejść. Nie była zbyt zadowolona moją wizytą. Usiadłyśmy na łóżku obok siebie. Nie ukrywałam zmartwienia.

-Cześć. Jak tam?- spytałam ją o samopoczucie i nie była tym zdziwiona

-Dobrze, Nic nowego. A co z tobą? Cały czas trzymałaś się za brzuch? Coś ci się stało?- teraz ona się troszczyła o mnie

-Eee...mała sprzeczka. Nic takiego. Jakoś się trzymam. Gorzej z tobą.

-To znaczy?- nie rozumiała, co miałam na myśli

-Jesteś poważnie chora przez Maner. Wiem o wszystkim. Szperałaś w moim laptopie? Przyznaj się- spytałam na spokojnie

Carol nie wiedziała, co ma powiedzieć. Milczała długo,aż w pewnej chwili wydusiła z siebie.

-Tak. Szperałam w twoim laptopie. Chciałam coś znaleźć i znalazłam, lecz nie do końca wszystko, co potrzebowałam- odwróciła głowę w przeciwną stronę, unikając mojego spojrzenia

Coś ukrywała.

-Carol, mi możesz wszystko powiedzieć. Znamy się, jak mało kto i traktuję cię, jak siostrę, dlatego bądź szczera. Plan Tox dotyczy ciebie?- chciałam odrzucić te podejrzenia

-Tak. Tylko proszę nikomu nie mów. Tylko ty to wiesz i ja- mówiła załamanym głosem

Czułam, ,że zaczyna ronić łzy z bezradności, bo nie było napisane o lekarstwie. Nie chciałam jej zostawić samą. W końcu to moja najbliższa mi osoba. Razem próbowałyśmy dorosnąć na dojrzałe kobiety.

-Nie powiem- przytknęłam palec na usta

-May. Ja nie chcę umierać! Mam jeszcze tyle planów a ktoś musi o was dbać. May, ja nie chcę już spotykać się z Marco!  Mam na to czas! - rzuciła mi się na ramiona, płacząc

Przytuliłam ja, uspokajając.

-Będzie dobrze. Nie pozwolę ci umrzeć. Pozbędziemy się Maner i zabierzemy cię do szpitala. Tam ci pomogą lekarze.- pocieszyłam, dając jej nadzieję, którą potrzebowała

-Dziękuję ci za wszytko, May. Jesteś kochana- cmoknęła mnie w policzek

-To drobiazg. Gdybyś czegoś potrzebowała, napisz mi SMS-a ,albo po prostu przyjdź do mnie. Pamiętaj, Carol. Będzie dobrze- opuściłam jej pokój, zostawiając ją w spokoju

Myślała, że nie poznam prawdy, ale to i tak wyszłoby na jaw. Nic jej nie mówiłam, ale na rękach zauważyłam wystające zielone żyły, co oznaczało o sile trucizny. Dość szybko zainfekowała jej organizm. Postanowiłam przeszukać w internecie sposobów na zatrucia, ale żadnego nie było. Jak zabijemy Maner to wszystko będzie możliwe, a Carol zostanie ocalona.



Wybaczcie, ze znowu za krótko, ale weny nadal brak. Oj ciężko, a sezon jakoś trzeba zakończyć. Macie pytanie to pytać śmiało,a jeśli macie wrażenie, ze cos jest źle napisane to napiszcie o tym w komentarzu. Liczy się każde zdanie, czy to dobre, czy złe ;)

środa, 8 października 2014

Ostatnia szansa Carol- była córką, ale jest potworem

Byłam w swoim pokoju. Zastanawiałam, się, co mam zrobić? Poszukać Claire, czy zająć się szukaniem lekarstwa o ile istnieje?
Postanowiłam zajrzeć do pokoju May. Tam znalazłam Claire. Leżała na łóżku, trzymając chusteczkę przy głowie. May ją uratowała. Co za szczęście, że nic się jej nie stało.

-Claire? Co robisz w pokoju May? Uwolniła cię?- zaczęłam rzucać pytaniami

-Tak. Odważna z niej dziewczyna. Podziwiam ją. Uratowała mnie przed Maner. Macie jakiś plan?- wytłumaczyła, wtrącając inny temat

Usiadłam obok niej. Ledwo słyszałam ją przy drzwiach. Musiała nieźle oberwać.

-Jak się czujesz?- zapytałam, licząc, że nie czuje się najgorzej

-W miarę, ale czasem jeszcze głowa poboli- zaśmiała się

Niezwykłe. Ktoś ją porwał, May ją uratowała, a po tej akcji ma odwagę się śmiać. Czyli nie jest, aż tak źle, jak podejrzewałam. Porywaczka ulitowała się nad nią, albo May coś jej powiedziała. No właśnie, a gdzie ją wcięło?

-Chociaż tyle dobrze, że jesteś z nami. Wspomniałaś wcześniej o planie i na razie to chcemy jakoś zlikwidować wiedźmę.

-Znaczy zabić?- domyśliła się naszych zamiarów

-Tak- nie ukrywałam prawdy

-Nie chcecie tego rozegrać inaczej?- liczyła na inny plan

Przecież każdy nienawidzi jej córki, a ona szczególnie. Prawie ,by leżała w grobie, a przez nią umieram. I tego nie powiem nikomu. To moja sprawa. Mój problem.

-Skrzywdziła nas wszystkich zbyt okrutnie, aby dać jej łagodną karę. Ktoś cię porwał na jej zlecenie i jeszcze próbowała cię otruć. Co ma jeszcze ta baba zrobić, żebyś wydała na nią śmierć?- wyjaśniłam jej powody planu, aż zaczęła się nad tym zastanawiać

Długo myślała nad moją wypowiedzią. W jej głowie pojawił się dylemat. Zabić własną córkę? Czy to nie będzie coś, czego będzie żałować? Mówiliśmy jej, że to Maner stoi za pułapkami i śmiercią rodziców wszystkich sierot. Powiedzieliśmy jej o tym, co wydarzyło się w Lagoonie, a ona myśli, czy nie karać tak okrutnie własnej córki? Potwora?

-Macie rację. Za dużo zrobiła złego w Lagoonie. Obiecuję, że jak odzyskam sierociniec będzie lepiej, Jeśli dobrowolnie nie odda mi sierocińca, będziemy musieli ją zabić. Innego wyjścia nie ma- zdecydowała się Claire

-Trzeba działać, nim stanie się większa tragedia- postanowiłam zebrać całą Colię

Wysłałam do May i Lucii SMS-a o spotkaniu w pokoju, gdzie byłyśmy z Claire. Szybko zjawiły się na czas. Wyjaśniłam, jak ważna jest sprawa odzyskania sierocińca dla Claire i wszyscy wyrazili chęć pomocy. Nawet Lucia była pewna swoich decyzji,Jestem z niej dumna. Wydoroślała.

-To co robimy z Maner?

-Zabić wiedźmę bez litości!- wyraziła się May, trzymając się za brzuch

-Lucia. Jakie jest twoje zdanie?- zwróciłam się do niej wprost

-Też zabić i nie oszczędzać. Za dużo osób skrzywdziła!- krzyknęła ze łzami w oczach

Podjęliśmy wspólną decyzję. Chcieliśmy tego samego i wyboru już nie zmienimy. Teraz trzeba wymyślić, jak zakończyć jej marny żywot? I to nie może być takie łatwe. Nawet mam już plan. Każdy miał swoje emocje, które chciał wyrzucić na tę bestię. I to będzie nasza broń. Nasze niepohamowane emocje.


Bardzo, ale to bardzo przepraszam za zwięzłość notki. Brakuje weny przez szkołę. Postaram się następną notkę da dłuższa,  a tymczasem oceńcie, jak ta wyszła. Jesli macie jakies pytanie to nie bójcie sie pytać ;)


wtorek, 7 października 2014

Ostatnia szansa Lucii- czas na zmiany

Na nogi zerwały mnie hałasy. Głównie krzyki Maner. Po co tak się drze?
 Gdy wstałam z łózka, założyłam buty i wyszłam z  pokoju. Ona szła do łazienki. Nic w tym dziwnego, ale czułam, że coś się złego stało. Po schodach zeszłam na dół, kierując swoje kroki do kuchni. To, co tam zobaczyłam mnie przeraziło. Przy ścianie leżała ledwo przytomna May. Miała potarganą bluzkę, czyli szarpała się z kimś. Pewnie Maner coś od niej chciała. Od razu podeszłam do niej, by jej pomóc. Nie wyglądała zbyt dobrze.

-May, co się stało? Maner ci to zrobiła?- spytałam, lekko szturchając ją po ramieniu

-Tak, ale to nic takiego- mówiła słabym głosem

-Jak to nic? Przecież widzę, co z tobą zrobiła. Dasz radę wstać?

May powoli wstawała, opierając się o ścianę. Widziałam, że była słaba. Podparłam ją na ramieniu i razem opuściłyśmy kuchnię. Gdy zobaczyłam zbliżającą się Maner w naszym kierunku, schowałyśmy się w bibliotece. Bałam się, ze nas znajdzie i zrobi coś gorszego. Za co tak się wściekła na May? Co jej odbiło?
Ostrożnie zerknęłam przez niewielki otwór. Na szczęście wróciła do swojego gabinetu. Szybko wyszłyśmy z ukrycia, podążając po schodach do pokoju May. Kiedy byłam z nią na miejscu, pomogłam jej położyć się na łóżku.

-Mam ci coś przynieść?- spytałam zmartwiona

-Nie trzeba. Już wystarczająco wiele zrobiłaś. Dziękuję- wymusiła lekki uśmiech

-Drobiazg. Colia pomaga każdemu w potrzebie- odwzajemniłam gest

Jest tego za dużo. Najpierw dzieje się coś złego z Carol, teraz May obrywa, a Claire? No własnie .Co z nią? Ostatnio ktoś ją porwał.

-A widziałaś może Claire?- może znała odpowiedź, bo ona była nam potrzebna

Usiadła na łóżku z poduszka przy głowie. Swoimi rękoma zakrywała brzuch. Czy tam też ją uderzyła? Co za babsko!

-Jest bezpieczna.

-A powiesz mi, czego Maner od ciebie chciała?- byłam ciekawa, czemu ta wiedźma tak ją potraktowała

-Chciała wiedzieć, gdzie jest jej matka. No wiesz, Claire- wyjaśniła

Podziwiam ją. Zniosła wszelkie udręki tej wiedźmy, by chronić Claire. May jest niesamowita. Jest naszą tarczą, która przetrwa wiele ataków.

-A co ci się stało w brzuch? Tam tez cię uderzyła?- martwiłam się, bo ukrywała ten ból, ale nie potrafiła go znieść

-To nic takiego. Mała sprzeczka z...- przerwała

-Z kim?;- wciąż dopytywałam dociekliwie

-Z matką Andre.- wydusiła ledwo ostatnie słowo

No nie. To chyba jakieś żarty? Jego matka porwała Claire dla tej wiedźmy? Nie wierzę. Co się dzieje w tej Lagoonie? Tak dłużej nie może być. Musimy zniszczyć Maner, nawet, jak będziemy posunięci do czegoś gorszego. Do jej śmierci.



Dziś krótko, ale myślę, że bez błędów. Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Mało osób było tu ostatnio. Liczę na jakieś zainteresowanie i rozumiem brak czasu, ale tak wszyscy? No nic. Co sądzicie o tej notce? Pytania, sugestie? Piszcie :)


poniedziałek, 6 października 2014

Sekret Maner- szach i mat

Mam dosyć dobry humor. Andre załatwia mi teczkę, a moja nowa sojuszniczka próbuje schwytać moją matkę. Doskonale.A w duchu już wygrałam. Tym razem Claire nie uniknie śmierć. Dopilnuję tego. I jeszcze żaden z natrętnych dzieciaków już mi nie plącze się pod nogami. Po prostu wszystko idzie zgodnie z planem.
Zeszłam do piwnicy, gdzie miała na mnie czekać Marie. Tryskałam szczęściem, ale to było krótkotrwałe. Kiedy widziałam, jak klęczy przy komorach, zrozumiałam, że coś poszło nie tak. Nie miałam pojęcia, co mogłam od niej usłyszeć.

-I jak? Wykonałaś swoje zadanie?- podniosłam ją z ziemi

-Ona uciekła- odparła, próbując uniknąć mojego wzroku

-Nie rozumiem. Jak ona mogła ci uciec?!- byłam wściekła i nie ukrywałam tego

Marie podeszła do pustej ściany i z plecionymi rękoma, wyjaśniła swoją winę.

-Jakaś dziewczyna tu była po nią. Przyszła i zabrała ją. Groziłam jej nożem,ale to nic nie dało- wykrzyczała z siebie

Jak ona mogła mnie zawieść? O nie. Drugiej nie dam jej szansy. Nie będzie tak kolorowo, jak sobie wyobrażała. Za to musi zapłacić. Jednak najpierw musiałam dać jej nadzieję, że ją oszczędzę. W sumie każdemu się to należy. Odrobina nadziei.

-Zawiodłam się na tobie. Już nie zobaczysz swego syna nigdy. To będzie twoja kara. Ty wiesz, jak ważne było złapać Claire? Ona przeszkadza we wszystkich planach, więc poprosiłam cię o tylko jedno zadanie , a ty je olałaś! - wyjaśniłam jej powagę sytuacji, a ona maślanymi oczkami prosiła o wybaczenie

Chyba nadal niczego nie pojęła. Na nic jej błagania, a o litości niech zapomni. Chwyciłam ją za rękę, przyciskając do jej komory.

-Chcesz tu znowu trafić?- zagroziłam, aż w końcu zrozumiała, co nią czeka

Czasem niektórzy dorośli wciąż zachowują się, jak dziecko. I to właśnie Marie jest takim chodzącym przykładem. Liczyła na spotkanie z Andre, ale przez swoją wpadkę do tego nie dojdzie.
Otworzyłam jej komorę, która wiała już swoim chłodem. Była przerażona.

-Nie! Proszę! Tylko nie tam! Miej odrobinę litości!- upadła na kolana ze przeszklonymi oczami

Litości? No chyba mnie z kimś pomyliła. Byłam pewna, że specjalnie wypuściła moją matkę. Mówiła o jakiejś dziewczynie. May. Możliwe, że to jej sprawka. Już ja rozprawię się z tą dziewuchą. Najpierw dokończę porachunki z byłym sojusznikiem.
Mocno uderzyłam ją w głowę, by straciła przytomność. Wystarczył kawałek kamienia, leżącego na podłodze. Po tym ciosie wrzuciłam jej ciało do odpowiedniego miejsca.

-Żegnaj, Marie. Obie dobrze wiemy, że mogło być inaczej- zamknęłam komorę, lekko się uśmiechając

Dobra. Teraz pora na drugą rozprawę. May, nadchodzę.
Kiedy ostatecznie sprawdziłam stan komory, zaczęła się hibernacja Marie. Zamknęłam piwnicę na klucz. Również zauważyłam, że pułapka była unieszkodliwiona. Trudno. Nie rozbroją pozostałych na czas, Pokój May był pusty. Myślałam, ze tam będzie, ale myliłam się.

-Nie uciekniesz przede mną- powiedziałam dosyć głośno, przeczesując inne zakamarki Lagoony

Kuchnia, łazienka, biblioteka, pralnia. Nie ma jej nigdzie. Dziwne. Nie zapadła się pod ziemię, a szansa, że uciekła są nikłe. Przeszukała pokoje innym sierot, ale nie była po niej żadnego śladu. Gdzie ona się podziewa? Gdzieś musi się ukrywać? Musiałam coś przeoczyć. Sprawdziła dokładnie każdy zakamarek, każde miejsce i pokój, ale nie znalazłam May.

-Jeśli chcesz, by nikomu nie stała się krzywda,pokaż się!- zastosowałam rozkaz

A ona nic. Nie pojawiła się. Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonej się szklanki, Przecież byłam w kuchni, a może nie zauważyłam jakiegoś szczegółu. pobiegłam znów do kuchni, gdzie w ostatniej chwili złapałam uciekinierkę za rękę.

-Teraz mi nie uciekniesz. Gadaj, gdzie jest Claire?- szarpnęłam za bluzkę i jej nogi były w powietrzu

-Kto taki?- udawała głupia, ale Marie nie mogła się pomylić

-A może to Carol ją porwała, hm? Powinnam ją o to zapytać- rzuciłam jej ciało o ścianę

-Stój! Nie rób jej krzywdy. Przez ciebie cierpi. Już wystarczy tego, wiedźmo!

-Haha. Żałosne. Nie ma dość. Powiedz mi, gdzie jest Claire, a nic nikomu się nie stanie. Zależy ci na twojej przyjaciółce, prawda? A Lucia jest za mała, by coś tracić, zgadza się?

May zastanawiała się przez chwilę. To ją zagięło. Wiedziałam, że też ma jakiś słaby punkt, nawet jako taka silna dziewczyna. Zawsze to w niej podziwiałam, ale teraz to tego nienawidzę.

-To powiesz mi?- znowu podeszłam do niej

-Jest w łazience, Tam ją ostatnio widziałam

-Obyś się nie myliła- uderzyłam nią ręką i leżała bezwładnie na kafelkach przy ścianie w kuchni.

Skierowałam swoje kroki do łazienki, ale Claire tam nie było. Przeklęta dziewucha. Okłamała mnie. Niech sobie nie myśli, że jej odpuszczę Może też powinna posmakować planu Tox. Przyda jej się.


Mimo poniedziałku powstała długa notka. Powoli dochodzimy do finału sezonu. Co sądzicie o Maner i postępowaniu May? Piszcie i jeśli są błedy to napiszcie w którym miejscu i dlaczego.

niedziela, 5 października 2014

Sekret Andre- to ma się zdarzyć

Maner bywa nie do zniesienia. Już mi dzwoni w sprawie zlecenia. Jest taka pewna siebie, że jej nie zdradzę. Już sobie myśli, co zrobi z tą teczką, jak nią  zdobędę. Tylko, czy mam jej to dostarczyć. a może wykorzystać w innym celu? Eve wie o czym myślę, więc nie musiałem jej nic mówić o swoim mętliku.

-Rób, co uważasz za słuszne. Nie bój się stawiać kroków. Bądź pewnych swych decyzji, które dokładnie przemyślałeś, a na pewno odzyskasz to, co utraciłeś- mówiła pewna siebie

-A co uważasz za stracone?- spytałem, bo może nie wie wszystkiego

-Colię, Carol i zaufanie. Głównie to zaufanie- podkreśliła ostatnie słowo

Chwila. Wie o istnieniu organizacji? Czyli faktycznie wszechwiedząca z niej osoba. Przeklęty jej dar. Teraz będzie znała mnie na wylot i nie będę dla niej zagadką.

-Nie przesadzaj. Wiem, że telepatia może być dla ciebie czymś okropnym, ale zrozum, że to są efekty uboczne po lekach. Mówiłam ci już o tym. To tak zostało i raczej nie zniknie- posmutniała Eve, patrząc w okienko

Nie miała odwagi patrzeć na mnie. Była zamknięta w sobie. Zostawiłem ją w spokoju i położyłem się na łóżku. Jednak zaśnięcie w tym psychicznym miejscu było niemożliwe, a każdy potrzebuje snu. Długo leżałem na drucianym łóżku, które nie nadawało się do spania, a mimo to miało spełniać takie zadanie. Ciągle wpatrywałem się w szary sufit z małą ledwo świecącą żarówką. Zastanawiałem się, co dzieje się w Lagoonie. Pragnąłem tam wrócić. Najbardziej zatęskniłem za Carol. Liczę, że wybaczy mi to, jak strasznie ją zraniłem.
Był już wieczór. Próbowałem zasnąć, aż moje powieki w końcu opadły. O czym mogę śnić w takim miejscu? Na pewno nie było to miłe.
 Przed sobą widziałem las. Biegłem przed siebie nie patrząc w tył. Czułem się tak, jakby ktoś mnie gonił. Jedynie słyszałem krzyki jakiś ludzi. W pewnej chwili poczułem zapach spalenizny. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak płonie Carol żywcem, a Maner z wbitym nożem próbuje zabić swoim pistoletem bezbronną May i Lucii.  Usłyszałem tylko takie słowa

- Nie uciekniesz przede mną. Ciebie to też nie uniknie. Skończysz tak, jak każdy zdrajca. Umrzesz w piekle. Andre!

Kiedy zobaczyłem zapłakane ich twarze, obudziłem się cały spocony. To był strach, jakiego jeszcze nie doznałem. Ten koszmar coś znaczył. Coś złego się stanie w sierocińcu. Musze tam wrócić, jak najszybciej, Eve, pomóż mi.

-To był tylko zły sen. To nie musi się zdarzyć- uspokajała mnie, ale nie wiedziała, co czuję, nawet czytając moje myśli nie znała wielkości przepełniającego mnie strachu

-Skoro potrafisz czytać w moich myślach, może potrafisz przewidzieć nadchodzący dzień?- zapytałem ciekaw, czy potrafi coś więcej

-Nie wiem. Mogę spróbować- usidła na podłodze, trzymając się za głowę z zamkniętymi oczami szukając jakiejś wizji

Uważnie przypatrywałem się, czekając na jakiś rezultat. Kiedy otworzyła powieki, jej oczy były przelane bielą. Czyżby coś zobaczyła? Potrafi widzieć przyszłość. Niezwykłe. A to wszystko przez te leki.

-Widzisz coś?- chciałem do niej podejść bliżej, ale...

-Nie podchodź. Widzę coś. Daj mi się skupić

Wycofałem się na odpowiednią odległość. Po piętnastu minutach, Eve odezwała się. Opuściła delikatnie ręce, a jej oczy znowu odzyskały brązową barwę. Usiadłem obok niej na zimnej podłodze.

- Masz efekty uboczne po lekach od tej wiedźmy.Najpierw miałeś amnezję, ale teraz masz sny, które pokazują, co ma prawdopodobnie się zdarzyć- wyrzuciła z siebie

-Czyli to pewne?- przeraziłem się na samą myśl o czymś cierpieniu

-Niestety, ale można to jeszcze zmienić. Można...- przerwałem jej

-Trzeba wrócić. Trzeba wrócić do Lagoony. Maner chce coś złego zrobić. Widziałaś mój sen i wizję? Ta pieprzona baba chce zniszczyć całą Colię- prawie krzyknąłem, ale powstrzymałem się i tylko nieco podniosłem głos

-Weź się opanuj, bo zaraz rozwalisz ścianę- przytrzymała na chwilę moją rękę

-Wybacz. po prostu nie mogę dopuścić do tego- schowałem swoją głowę w rękach

Nienawidzę , gdy ktoś ma racje, a najgorsze jest wtedy, kiedy sam wiem o czymś okropnym. W dodatku moja mama nadal żyje i nie pozwolę na to, by Maner mi ja znowu odebrała. O nie. Drugiego razu nie będzie.


Andre chce uciec razem z Eve. Myślicie, ze im się uda? A co z jego snem? To ma prawo się spełnić? Piszcie, co o tym sądzicie. Liczę na każde opinie, a pytania są z osobnej zakładce albo piszcie pod postem :)



sobota, 4 października 2014

Sekret May- bez granic

Udało mi się dogonić porywaczkę. Wiedziałam, że to była matka Andre. Tylko po co jej Claire? Maner! Może z nią współpracuje. No nie. Bardzo źle. Muszę ją zatrzymać, jak najszybciej się da.
Dobiegłam do niej i z całej siły przycisnęłam ją do ściany. Upuściła Claire obok. Była nieco spłoszona i zdezorientowana. Nie wiedziała, co ma robić. To było widać po jej latającym spojrzeniu.

-Po co to robisz? Pracujesz dla Maner?!- wykrzyczałam, trzymając ją z całej siły, by nie uciekła

-Ty nic nie rozumiesz. Muszę to zrobić- uderzyła mnie łokciem w szyję

Chciała uciec. Nie dałam jej łatwo za wygraną. Popchnęłam ją na dywan, aż straciła równowagę. W pośpiechu wrzuciłam na barki nieprzytomną i możliwym szybkim chodem zmierzałam do swojego pokoju. Niestety ona była uparta. Też nie chciała odpuścić. Użyła całej siły, bym upadła na dół. Znów walczyłyśmy o nieświadome ciało. Z jej głowy nadal sączyła się niewielka strużka krwi.
Żeby mieć przewagę kopnęłam mocno w jej nogi, aż się ugięły. Straciła chwilowo równowagę i wykorzystałam to.  Kiedy byłam coraz bliżej swojego pokoju, znowu wstała i rzuciła się całym swoim ciałem. Claire spadła po schodach. Co ona wyprawia?

-Po co ty to robisz? Miałaś mi powiedzieć?- byłam podirytowana

-Robię to dla Andre. Więcej nie musisz wiedzieć- kopnęła mnie mocno w brzuch

Zeszła po Claire i wzięła ją na ręce. Czułam okropny ból brzucha, ale jakoś wstałam i pobiegłam za nią. Zeszłam po schodach, gdzie zauważyłam jej sylwetkę, jak wchodzi do piwnicy. Czemu tam?
Ledwo trzymałam się na nogach, bo ból był nie do zniesienia. Podpierałam się ścian, wchodząc do pomieszczenia z komorami.

-Nie musisz tego robić- mówiłam już na spokojnie, gdyż nie potrafiłam zbytnio wykrztusił złości z siebie

-Muszę. Robię to dla mojego syna- z kieszeni wyjęła nóż

-Ej, ej spokojnie. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Odłóż to. Porozmawiajmy normalnie, jak ludzie- przeraziłam się na widok ostrza

Powoli podchodziłam do niej, choć bałam się, że zrobi coś głupiego. Chwila. Już to zrobiła. Porwała Claire.

-Pracujesz z Maner?- spytałam ją w prost

-Nie twoja sprawa. Odsuń się ode mnie, jeśli nie chcesz, by stała ci się krzywda- była zdesperowana

-Andre nie ma. Gdzieś zniknął i nikt nie wie gdzie. Więc nawet, jak wykonasz jakieś tam zlecenie od tej wiedźmy to go nie zobaczysz. A tego chcesz, prawda?- zaczęła się zastanawiać

Upuściła nóż na podłogę. Całe dłonie drżały ze strachu.

-Ja tylko chcę go zobaczysz?- upadł na kolana, płacząc

Współczułam jej, ale to nie był powód, by porywać Claire, Rozumiem, co czuje, tylko nie mogę pozwolić, żeby krzywdziła niewinnych. Uklękłam przed nią.

-Będzie dobrze, Lepiej schowaj się w pokoju Andre. Maner będzie wściekła, ale przejdzie jej. Ja zabiorę Claire i opatrzę jej rany. Tylko obiecaj mi, że nie zrobisz nikomu krzywdy. Znajdę go i spotkasz się z nim, ok?- wyjaśniłam wszystko, co się stanie

Mówiłam jej to na spokojnie, a ona była już nieco spokojniejsza. Wzięłam na ręce Claire i wyszłam. Przez chwilę jeszcze patrzyłam na jej rozpacz, ale potem odeszłam z ulgą, że do nic złego nie doszło.  Do jej rany przyłożyłam chusteczkę, która wsiąknęła krew. Powoli otwierała oczy, Przez nasilający się ból zeszłam do kuchni szybko po jakieś lekarstwa. W apteczce znalazłam jakieś zabijacze bólu. Połknęłam dwie tabletki, popijając wodą mineralną. Gdy wzięłam leki poszłam do swojego pokoju. Claire siedziała na łóżku, trzymając chusteczkę przy głowie.

-Dobrze się czujesz?- spytałam, patrząc na jej bladą twarz

-Mogło być lepiej. - zaśmiała się

-Wiesz, co się działo?

-Coś kojarzę. Dostałam czymś twardym w łeb i tylko tyle. A co z tobą? Nie wyglądasz najlepiej.

-Jest dobrze- kłamałam, ukrywając grymas na twarzy

-A wiesz, czemu ktoś to zrobił?- spytała zakłopotana

-Rozkaz Maner. Matka od jednego z sierot chciała zobaczyć swojego syna i w zamian za to miała cię porwać.

-Marie- wywnioskowała szybko

-Kim jest Marie?- zdziwiłam się, słysząc nieznane mi imię

-To matka Andre. Znałam ją, jak większość uśmierconych rodziców.

To było logiczne, skoro prowadziła ten sierociniec od początku. Teraz musimy pozbyć się Maner. Nadchodzi prawdziwa sprawiedliwość. Musze wyjąc swojego obrońcę w razie potrzeby obrony. Ona pewnie też jest w to uzbrojona. No nic. Musimy pomóc Claire odzyskać Lagoonę. Dla lepszego jutra.




Mamy dłuższą notkę. Miała być bardziej spektakularna, ale nie wyszło. Wybaczcie. Jednak liczę na pozytywne opinie, a jeśli macie jakieś negatywnie to chcę wiedzieć dlaczego. Wyjaśnijcie dlaczego tak sądzicie, ale piszcie. Pod notka o Lucii nie ma żadnego komentarza, więc moze tam tez zerknijcie ;)

piątek, 3 października 2014

Sekret Carol- tego już za wiele

Kiedy wrócił mi wzrok, poszłam do May. Musiałam sprawdzić, czy to Maner mnie tak urządziła. Jeśli mnie otruła to musi być w jej dokumentach coś o antidotum. Mam dość tak nagle tracić wzrok,a  jeszcze gorzej to spadać przez niedowład ciała. Chcę żyć normalnie. Tak, jak było dawniej. Niestety nie wszystko można zmienić.
Pooli wstałam na nogi, przytrzymując się ściany. Wciąż było mi słabo, ale nie mogłam zrezygnować. Otworzyłam drzwi i poszłam do May. O dziwo nie zastałam jej w pokoju, a laptop leżał niedomknięty na biurku.

-Gdzie ona poszła?- zastanowiłam się w myślach

Będzie na mnie pewnie zła, ze grzebię w jej komputerze. Wyjaśnię jej swoje powody, jak wróci. A wróci na pewno,
Usiadłam przy biurku, sprawdzając pliki, które pobrała od Maner. Wiem, ze to wszystko mówiła o dokumentach, ale jestem przekonana, ze nie wspomniała o wszystkich. Było sporo danych i folderów. Siedziałam nad ekranem ponad godzinę. W pewnym momencie dostrzegłam plik o nazwie plan Tox. Tox, czyli coś toksycznego? To musi być to, czego szukam. Kliknęłam w ikonkę. Wyświetlił mi się opis tego "planu".

Plan Tox. To plan w razie problemów z sierotami. W niewielkich dawkach podaje się truciznę poprzez strzykawkę lub syrop. Gdyby trucizna nie byłaby zbyt mocna, można zwiększyć dawkę. Nigdy nie można przerwać planu, dopóki problem z podopiecznymi się nie rozwiąże, lub w gorszym wypadku umrze.

O kurde. Wszystko się zgadza. Ona musiała mi wstrzyknąć tę truciznę. Tylko nic nie pisze o antidotum. O niech to szlak. Nie jest dobrze. A już myślałam, że tu znajdę coś o lekarstwie.
No nic. Musze sama coś wymyślić, albo... No właśnie, co będzie, jak nic nie wymyślę? Umrę? Ja mam prawo żyć. Nie pozwolę, by Maner mnie wpędziła do grobu. Po prostu nie mogę jej na to pozwolić.
Byłam zrozpaczona. Ta pieprzona baba chce mojej śmierci. Co ja jej zrobiłam? Nie chcę o tym myśleć, że nastąpi mój ostatni dzień, który jest coraz bliżej.
Aby zapomnieć o tej informacji, poszłam do Andre. Chciałam z nim porozmawiać. Nadal byłam zła na niego, że zataił fakty o śmierci Marco, ale wiedziałam, że zrobił to dla mnie. Sam przecież przyznał mi to w trakcie rozprawy. Powinnam dać mu szansę? Czy to nie będzie zdrada Colii? Miałam dylemat.
Poszłam do jego pokoju, ale jego również nie było. Gdzie oni się wszyscy podziewają? Sprawdziłam, czy nie są u Lucii. Na dywanie zauważyłam kawałki wazonu, Lucia siedziała na łóżku z zakrytą twarzą. Co się stało?

-Cześć, Lucia. Nie widziałaś może May albo Andre?- zapytałam w prost

-Andre nie widziałam. Nikt nie widział, a May...- przerwała drżąc rękoma

Była zdenerwowana  a nawet bardziej przestraszona.

-Nic z tego nie rozumiem. Gdzie jest May?- próbowałam mówić na spokojnie, ale mnie też ogarnęło te same uczucie

-Poszła ratować Claire. Ktoś ją porwał. Jakaś kobieta w czarnych włosach- zaczęła płakać,ale to ukrywała swoimi dłońmi

Byłam w szoku. Pojawiła się następna osoba, która porywa Claire? Po co? Życie w Lagoonie to szaleństwo. Musimy szybko stąd uciec, albo pomóc przejąć sierociniec Claire. To jedyne wyjście, a na lekarstwo mogę poczekać. Są ważniejsze sprawy niż moje życie. Wszystko.



Znowu krótko, ale mam dla was zadowalającą wiadomość. Zbliża się wielkimi krokami walka między Claire a Maner. I to od tej walki zadecyduje, jaka dalej będzie Lagoona. Wiem, ze notki mogą być słabe, ale brakuje weny ;( Piszcie, co sądzicie o tej notce, bo wczoraj nikt nic nie pisał.


czwartek, 2 października 2014

Sekret Lucii- kobieta w czarnych włosach

Leżałam bezczynnie na łóżku, myśląc nad tym, co się ostatnio wydarzyło. Pułapki są wciąż zabójcze i trzeba ich unikać. Tylko czy zdążymy na czas je zdemontować?
Wyszłam do kuchni, by coś przekąsić. Zapomniałam zjeść śniadania, a przecież to najważniejszy posiłek dnia. Dość długo z tym zwlekałam, ale z czegoś muszę czerpać energię. W pewnej chwili miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował. Czyjś wzrok czułam na swoim ciele. To było trochę nieprzyjemnie, choć trwało to krótko. Po zjedzeniu małej kanapki z dżemem , wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zastanawiałam się. Jak żyłabym bez rodziców, ale nie w Lagoonie? Czy normalnie chodziłabym do szkoły? Jednak nie poznałabym tak wspaniałych dziewcząt, jak Carol i May. Nigdy ich nie zapomnę. Zaczynam mówić tak, jakbym miała zaraz odejść i nigdy nie wrócić. To jest możliwe po ostatniej pułapce Maner. Straszne, co ona powymyślała. Jeszcze May mówiła, że była zamknięta w psychiatryku. Po prostu nie wierzę, że kiedyś ją uznawałam za moją drugą matkę. a teraz chcę jej krzywdy. Każdy tego chce i nie jestem jedyna w sierocińcu. Chciałam z kimś porozmawiać o moich obawach. Może Claire byłaby odpowiednią osobą? May pewnie odpoczywa, a Carol nie jest w  najlepszym stanie. Jej stan się pogarsza. Co chwilę słyszę, jak krzyczy, że znowu oślepła lub spada ze schodów. Niech to się skończy jej cierpienie.
Poszłam poszukać Claire. Akurat była w pokoju May. Ostrożnie uchyliłam drzwi.

-Można?- spytałam

-Można- uśmiechnęła się ,wstając i zamknęła drzwi May

Niepewnie usiadłam na krześle przy biurku. Widziały, że nie byłam zadowolona.

-Coś się stało?- zapytała troskliwie May

-Będziemy usuwać pułapki?- liczyłam, że zgodzi się na to

-Jest ich więcej?- wtrąciła się Claire

-Niestety, ale tak. Maner nie próżnuje. W każdej chwili może dostawiać inne mechanizmy w budynku. Nie wiem. czy mamy je usuwać , bo po ostatniej pułapce chodzenie po nocy jest niebezpieczne- stwierdziła

Otworzyła komputer, pokazując ich lokalizację. Nie było to łatwe zadanie je znaleźć i zdemontować. Zwłaszcza po ostatniej akcji.

-A Andre nie może nam pomóc?- powiedziałam coś, czego na pewno będę żałować

-Andre? Ten zdrajca? Jeszcze masz czelność o nim wspominać? Został wykreślony. Nie istnieje! Nie będę go o nic prosić i ty również, Lucia- wściekła się na samą myśl, by podjąć z nim współpracę

Nagle moje uszy usłyszały czyjeś kroki. Musiałyśmy być cicho, by nikt nas nie nakrył, ktokolwiek tam chodził po korytarzu.

-Cicho. tam ktoś jest- zakryłam jej usta, ręką

Claire powoli podeszłą do drzwi i przez dziurkę od klucza zauważyła prostą sylwetkę kobiety w czarnych włosach. To nie mogła być Maner. To kto?

-Kto tam jest?- spytałam szeptem

-Jakaś kobieta, ale to nie Maner. Długie czarne włosy. Kojarzycie?- zaczęła mówić, gdy postać się oddaliła

May doznała olśnienia. Przypomniała sobie o czymś. Stała sparaliżowana.

-Nie wiem, jak mam wam to powiedzieć, ale ona była w jednej z komór. To niemożliwe- chwyciła się za głowę

Wszystkie byłyśmy w szoku. Nikt nie krył przerażenia. Jak ktoś nieżywy mógł być nadal żyć?

-To nie mieści się w głowie. Nie wierzę- również stałam otępiała

Jedynie Claire zachowywała pozorny spokój. Wyszła szybko na korytarz. Poszłyśmy za nią, bo bałyśmy się, że Maner ją znajdzie i coś jej zrobi po raz drugi. Widziałam tylko, jak szarpnęła tę obcą kobietę.

-Mów, kim jesteś?- prawie krzyknęła, ale jedynie uniosła wyżej głos

Ona stała w bezruchu, wpatrując się w jej twarz. Przyglądała się, jakby szukała jakiejś konkretnej osoby. W końcu zaczęła mówić.

-Jesteś Claire, tak?

-Tak.

-Pójdziesz ze mną. Ktoś chce się z toba zobaczyć- wzięła jakiś wazon z korytarza i uderzyła mocno w głowę Claire

-Claire. Nie!- chciałam niec, ale May mnie powstrzymała

-Lucia. Nie będziesz robiła nic głupiego. Wracaj do siebie. Ja pobiegnę za nią- puściła mnie i ruszyła za nimi.

-Dobrze- odparłam sucho, zamykając swoje drzwi

Kim była ta kobieta? Czego chce od Claire? Nie podoba mi się. Bardzo mi się nie podoba. Coś mi się wydaje, ze to Maner maczała w tym palce. Może się mylę, ale czy jest inna możliwość?




Mam nadzieje, ze notka nie była przy nudnawa, a jej część była bez błędów. Paul mi to ocenisz jako mój krytyk, a reszta zadaje pytania i daje swoje opinie ;)




środa, 1 października 2014

Z przeszłości Maner- zbyt duzo komplikacji, za mało wsparcia

Plan ruszył w ruch. Teraz tylko czekać na jego rezultaty. Andre na pewno już zapoznał się ze wskazówkami, więc pora z nim porozmawiać. Wykręciłam numer do placówki, gdzie został zabrany. Odebrała jakaś kobieta.

-Dzień dobry. Dodzwoniłaś się do zakładu psychiatrycznego w Rafesten. W czym mogę pomóc?

-Dzwonię w sprawie Andre Strifer. Został dziś niezwłocznie do was przywieziony. Czy mogę z nim porozmawiać? To ważne- wyjaśniłam powagę sytuacji, czekając na jakieś wiadomości

-Chwilkę. Sprawdzę... Tak, jest u nas. Zaraz go tu podeślemy- odeszła na chwilę od słuchawki, wydając rozkazy swoim specjalistom

Liczyłam, ze Andre ma dla mnie dobre wieści. Czekałam, aż dadzą mu dojść do głosu. Nie musiałam zbytnio długo czekać. Usłyszałam go kilka minut później. Nie był zadowolony.

-Czego chcesz? Masz jeszcze czelność do mnie dzwonić po tym, jakie świństwo mi zrobiłaś? Jak mogłaś?!- zaczął krzyczeć

-Nie miałam innego wyboru. Znasz swoje zadanie?- spytałam

-Tak, ale nie jestem pewny, czy jest to wykonalne

-Błagam cię. Znaleźć teczkę i ją mi dostarczyć? To ma być niby problem?- spytałam z ironią

-Tak.- rozłączył się

No nie. Tak się nie robi. Nie zdążyłam mu powiedzieć wszystkiego. Kurde muszę dać mu więcej czasu. Niech się ogarnie, bo go potrzebuję.
Dość długo siedziałam bezczynnie w gabinecie. May pewnie była w swoim pokoju, ale Claire? Gdzie się chowa Claire? Musiałam odnaleźć moją matkę. Żeby tylko nie nagadała im bzdur o mnie.
Nagle dostrzegłam na korytarzu jakąś kobietę. To była Marie- matka Andre. Jak on ją ożywił? To jest chore. Nie miała prawa przeżyć, jak reszta rodziców.

-Ej!- krzyknęłam w jej stronę, a ona przyspieszyła kroku

Bała się. Komora ją zmieniła. Kiedyś była odważna bez poczucia strachu. Nie znała takiego słowa, a teraz zachowuje się, jak płochliwa mysz. Niezwykłe, ile może zdziałać hibernacja.

-Stój!- dogoniłam ją, szarpiąc za czarną bluzkę

-Zostaw mnie!- krzyczała na cały głos

-Zamknij się i mnie słuchaj! Masz nie wychodzić z piwnicy. Tam jest twoje miejsce- uciszyłam ją ręką, gdy prowadziłam ją do komory.

Szarpała się, ale za każdym takim posunięciem lekko dostawała w twarz. Posłuszeństwo musi być. Weszłam z nią do pomieszczenie i wsadziłam do jej komory.

-Błagam. Zostaw mnie. Zrobię, co zechcesz, tylko nie wsadzaj mnie tam znowu- błagała, płacząc i klęcząc na kolanach przede mną

-Wszystko?- zastanowiłam się

-Wszystko- żądała litości ostatnimi siłami oporu

-Będziesz słuchać moich nakazów?- spytałam, czekając na jej odpowiedź

-Będę- mówiła załamanym głosem

Była zrozpaczona. Zrobi dla mnie wszystko. Muszę coś wymyślić, co będzie żałować, ale dla syna zrobi wszystko.

-Dobrze. W takim układzie znajdź pewną osobę. Nazywa się Claire. Masz ją przyprowadzić do mnie.- rozkazałam

-Dobrze. A co z moim synem? Mogę go zobaczyć?- spytałam, licząc na spotkanie z nim, które obecnie było niemożliwe dla każdego

-Później, jak wykonasz swoje zadanie- wypuściłam jej rękę i poszła na swoją misję




Maner ma kłopoty. Andre może nie wykonać zadania, ale wysyła jego matkę na inną misję. Jak to się dalej potoczy? Zapraszam jutro na nn z nowej miniserii. Mam nadzieję, że nie są notki aż takie coraz gorsze. Próbuję poprawiać  i redukować błedy, ale różnie wychodzi przez brak weny. Może następne dni będą lepsze. Piszcie prawdę, co sądzicie o tym zapisie ;)