wtorek, 31 marca 2020

Notatka Carol - ja i sumienie


Claire przekręciła klucz, otwierając nam schowek. Serce razem z żołądkiem zabawiły się w rollercoaster. Na moment wzrok utkwił przy Tobiasie, trzymającym za głowę May, której uśmiech nie znikał z twarzy. Oddech przyspieszył, dopatrując licznych ran na ciele.

- Co... Co ty jej zrobiłeś?! - W głowie pojawił się krótkotrwały impuls. Zemsta.
- Tobias, powiedziałeś, że będzie nietknięta. - Nawet w opiekunce pojawiła się odrobina empatii. - Carol, zabierz je stąd. - Poprosiła, wciąż lustrując policjanta.
- Nie odpuszczę mu tak łatwo! - Krzyknęłam, macając miejsce, gdzie powinna być broń. - Zgłoszę to!
- Nie zrobisz tego, jeśli nie chcesz stracić Luci. - Rzucił członkinię Colii, jakby pozbył się znudzonej zabawki. Rupiecia skazanego na wysypisko. - Jednak muszę przyznać, że masz zadziorną przyjaciółkę. Mogłem skłaniać godzinami, ale milczała. Nie pisnęła ani słówka. - Zaśmiał się diabelnie. - Dowiem się co zrobiliście z Maner.
- Nie dowiesz się, padalcu. - Słabym głosem wyraziła się May. - Po moim trupie.
- To się jeszcze okaże. - Skwitował krótko i wyszedł. Tak po prostu zostawił, traktując ten dzień jak każdy inny w życiu śledczego.
- May! - Podbiegłam do rannej, tuląc do siebie. - Przepraszam. Mogłam coś zrobić, a on... - Zabrakło słów, a może blokada w opisaniu tego. Emocjonalny chaos zatrzymał możliwość wysłowienia się.

Przyjaciółka nawet nie skomentowała tego. Trzymała tak mocno, bojąc się wypuścić z objęć. Cokolwiek z nim przeżyła, wciąż stąpała twardo po ziemi. Wiecznie waleczna May Santori. Na lepszą kumpelę nie mogłam trafić.
Ostrożnie podniosłam ją z ziemi, Claire asekurowała, natomiast dziewczynki stały w osłupieniu, nie pojmując sytuacji.

- Ja ją zabiorę. Ty zajmij się Lucią i Cataliną. - Niechętnie powierzyłam resztki zaufania zdrajczyni, ale innego wyjścia nie widziałam.
- Popełniłam błąd. - Mówiła przygaszonym głosem. - Chciałam dobrze.
- Dlatego nie wchodź nam w paradę. Wystarczy, że wbiłaś nóż w plecy swoją zdradą. - Warknęłam. - Wystarczy.
- Wybaczcie mi. - Błagalny ton przebijał się przez ciche jęki rannej.
- Nie odzyskasz już zaufania. Współpracę z Colią uznaję za zakończoną. - Wygłosiłam stanowisko mimo braku głosowania członków, a znali regulamin. Poparliby tę decyzję.

Rozeszliśmy się w swoje strony. May nie znikał uśmiech z twarzy, ignorując rany. Skupiała się na odniesionym zwycięstwie.

- May, potrzebujesz lekarza? - Spytałam z troską. Podbite oczy oraz zaschnięta krew, przy której otwierały się kolejne draśnięcia, wymagały opatrzenia.
- Daj spokój! Musimy się napić! - Krzyknęła pełna euforii, proponując coś, na co nigdy by się nie odważyła jako abstynent. Mózg bił na alarm. Co on jej zrobił?

~~~~~~~~
Robi się baaardzo mrocznie, ale nie ukrywajmy, musi tak być. Jutro startuje CampNaNoWriMo kwietniowy, dlatego będę pochłaniać się nową fabułą oraz historią. Bezbronnych nie zostawiam. Broń Boże. Po prostu może się zdarzyć mała obsuwa z notkami. Ostatnio zauważyłam, że te rozdziały są jakby zwiastunami większej całości. Ograniczam się do dwóch stron w zeszycie, ale pewnie przy edycji powiększą się i będzie więcej do czytania. W końcu staram się dobić do 40 tysięcy słów. Także nie zawódźcie się, zostańcie w domu, korzystajcie z kreatywnych rozwiązań. O tym co dokładnie spotkało May będzie w czwartek. Do następnego ;)

sobota, 28 marca 2020

Notatka Luci - wystarczy tylko jeden strzał


Stałam sparaliżowana z zamkniętymi oczyma. Nie miałam odwagi ich otworzyć. Czy ja śniłam na jawie? W głowie pojawiały się przebłyski z tamtej nocy. Może istniał inny sposób, aby sierociniec odzyskał bezpieczeństwo. Gdybym wtedy coś wymyśliła, zamiast wysyłanie Maner na śmierć, tyle dzieci nie straciłoby życia.
Gwałtownie podniosłam powieki. Pocisk uszkodził szafkę, której szkło leżało w drobinkach. Nikt nie zginął.

- Ca... Carol? - Ledwo wydukałam cokolwiek.
- May... May jest w schowku. Tobias ją przesłuchuje. - Drżącą dłoń położyła na broni. - Przepraszam. Nie miałam innego wyboru.
- Zdrajca! - Krzyknęła, odpychając mnie od Claire. Siarczystym uderzeniem przyłożyła w policzek, opuszczając przy tym pistolet.
- I pomyśleć, że byliście dla nas inspiracją. - Catalina odważyła się skorzystać z prawa głosu. - Byłaś świetna, Caroline.

Odebrało nam mowę. O czym ona mówiła? Znali Colię? W końcu też zbierali informacje, szukając odpowiedzi. Na tę chwilę całe to napięcie zniknęło. Włączyła się ciekawość. Całą uwagę skupiliśmy na dziewczynce. Jak wiele wiedziała? Wcześniej wspominała, że Andre zdradził naszą historię. Jednak nie mówiła, co dokładnie wyjawił. Zaraz... Chodziło o kartki z pamiętnika, które i tak miały pewne luki.

- Nie wzorujcie się. Popełniliśmy błąd. - Zacisnęłam dłonie w pięść. - Wszystko zniszczyliśmy.
- Lucia, o czym ty mówisz? Bez niej jest lepiej.
- Nie jest! - Podniosłam ton, lustrując siostrę. - Sieroty giną i jakiś człowiek chce zrobić krzywdę naszej May!
- Obiecał, że jej nie tknie. - Wtrąciła się Claire.
- Ty nie wiesz komu ufać. - Warknęła liderka grupy. - Mało tego odbiło ci. Jesteś dla nich zagrożeniem.
- Więc też mamy ją zabić? - Podniosłam broń, wymierzając w opiekunkę. - To jest metoda?
- Przestańcie! - Donośny krzyk z gardła rówieśniczki mną potrząsnął. - Nie chcę was widzieć przy Juanie, a on dobry jest.
- Catalina ma rację. Weźmy się w garść. Zaprowadzę was do May. - Zasugerowała kobieta, choć straciła w naszych oczach.

Rzuciłam się w ramiona siostrzyczki, rycząc bez opamiętania. Gładziła spięte plecy niczym troskliwa matka. Dawała spokój oraz ciepło. Nie potrafiłam trzymać pukawki, więc wypuściłam ją z rąk. Nigdy więcej ofiar. Nigdy.
Jak tylko doszliśmy do siebie, Claire wskazała nam na drogę. Z pokoju nie dochodziły dźwięki. Pułapka? Drzwi pozostawały zamknięte, a klucz pasował do zamka. Z jakiegoś powodu w głowie włączyła się lampka ostrzegawcza. Kłopoty.

~~~~~~~~~
To już siódma seria. Do końca sezonu pozostało dziewiętnaście rozdziałów. Mam nadzieję, że jeszcze się nie wynudziliście. Do tego w tych czasach. Gdy nie wychodzi się z domu, nie popadniesz w tą koronawirusową panikę pełną szaleństwa ludzi. Wytrwajcie jakoś.

czwartek, 26 marca 2020

Okruchy życia Claire - utraceni


Dla tych dzieci zrobiłabym wszystko, dlatego też nie mogłam odrzucić zaproponowanej oferty przez Tobiasa. Inaczej sieroty straciłby dach nad głową. Szkoda, że May tego nie rozumiała. Nie wybaczy za zdradę. Nie ona.
Pomyślałam, aby poczekać na nich w gabinecie. Nie spodziewałam się jednak gości. Carol siedziała skulona we łzach tulona ramionami siostry. Jedynie Catalina zachowywała zimną krew, stojąc przed otwartą szafką z lekami.

- Carol, to nie jest tak, jak myślisz. Wyjaśnię ci na spokojnie, ale najpierw uspokój się. - Poprosiłam troskliwym tonem. - Zaparzę ci jakąś herbatę i porozmawiamy.
- Za... Zabijasz je! - Uniosła ton, zmuszając drżące nogi do posłuszeństwa. - Zaufaliśmy ci, a ty... Ty to robisz? - Odwróciła się, wyciągając broń. Ciarki przeszły wzdłuż ciała.
- Nic nie rozumiesz. To nie są specyfiki Maner! Naprawdę uważasz mnie za takiego potwora? - Dopytałam nieco spięta. Niepewnie trzymała pistolet, a nie byłyśmy same. Mogła zranić dzieci. - Catalino, prawda, że o was dbam? - Zwróciłam się do swojej podopiecznej.
- To nam pomaga zasnąć. Żadnych złych snów. - Wciąż była spokojna mimo tak napiętej sytuacji.
- Zasnąć? To was niszczy! Przejrzyjcie na oczy! - Krzyknęła zrozpaczonym tonem. - Ja... Ja wszędzie rozpoznam to świństwo.
- Siostrzyczko, czy... Czy możesz jej nie ranić? Ona jest dobra. Musi być. - Lucia wyglądała na załamaną. Nic nie mogła zrobić, a krzyczała. - Nie chcę widzieć kolejnego trupa! - Pisnęła, aż prawie popękałaby błona bębenkowa.
-Dobrze wiesz, że chcę dla nich dobrze. Nie kłamałam. - Nieważne jak łagodnie przemawiałam do dziewczyny, otworzyła rany przeszłości. - Carol, moja śmierć w niczym nie pomoże.
- Jesteś gorsza od Maner! Kłamiesz! Przez cały ten czas bałamuciłaś swoimi śpiewkami, że razem pomożemy sierotom, a ja ci w to uwierzyłam. Jaka ja byłam głupia. - Po policzkach spływały łzy. - Nienawidzę cię! - Silnie trzymała za spust. Strzeli?
- Carol, zostaw ją! - Młoda zgrywała bohaterkę, stojąc między nami. - Rozwiążemy to bez rozlewu krwi. May z Eve to poprą.
- May... Gdzie ona się podziewa? - Zaczęła się zamyślać. - Claire, ty coś wiesz?

Przemawiała przez nią nienawiść. Nie zamierzałam im zdradzać swojego układu, więc milczałam. Czy tu miałam zakończyć swój żywot? Czekałam na jej ruch.

- Zakończ ten obłęd. Wiem, jak cierpisz, ale chcemy tego samego. Beze mnie zostaną same. Pomyśl o tym, zanim odbierzesz im matkę. - Błagałam, powstrzymując się od jakiegokolwiek ruchu. - A ty chcesz odebrać Luci siostrę?  Żeby znowu cierpiała?
- Dość!

W jednej chwili usłyszałam dźwięk wystrzelanego pocisku. Nadeszła pora zmówić ostatnią modlitwę.

~~~~~~~~~
Czasami mam takie tryby, że w dialogach zawiera się wiele akcji, więc stąd taka długość. Do tego chamskie zakończenie, które wręcz uwielbiam robić.

wtorek, 24 marca 2020

Okruchy życia Eve - nikt nie wie wszystkiego


Dożyłam czasów, gdy lęki otaczały mnie wszędzie. Najgorsze z koszmarów wychodziły na powierzchnię, otrzymując drugie życie i nic nie było w stanie ochronić przed zbliżającą się paniką. Z trudem oddychałam, obserwując pracę lekarzy. Nic nie mówiłam, lecz bezsilnie uczestniczyłam w walce o życie Valerii. Nie rozumiałam wydawanych poleceń między ratownikami.

- Dobrze się czujesz? - Na dotyk mężczyzny odskoczyłam. - Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy.
- Va... Valeria. - Wydukałam imię dziewczynki.
- Nie pozwolimy jej umrzeć. - Uśmiechnął się przyjaźnie, a za to, jak fałszywie. Dał głupią nadzieję.
- Cholera. Ciśnienie spada. - Zauważył facet w okularach i od razu przystąpił do podawania leków. -Trzeba będzie zrobić testy na obecności substancji odurzających.
- Dla... Dlaczego? - Moje oczy o mało nie wyskoczyły z orbit.
- Ten sam typ. Co te dzieciaki wyprawiają w tym sierocińcu?

Momentalnie zbladłam, przechylając się na bok. To nie mieściło się w głowie. O czym mówili? Kto jeszcze trafił w to samo bagno? Claire za mało powiedziała i raczej nie w celach troski. Miała sekrety. Zamglonym wzrokiem dostrzegłam, jak zabierali ranną z karetki, aż pochłonęła ciemność.
Powoli otwierałam oczy. Ta biel ścian oraz pikanie rozpoznałabym wszędzie. Szpital? O nie. Nerwowo zerwałam się z łóżka, chwiejąc z każdym ruchem. W myśl przyszła ucieczka.

- Hej! Wracaj do łóżka. Jeszcze nie jesteś w stanie chodzić. - Za sobą dostrzegłam lekarza, który mówił spokojnie, choć mózg odbierał agresję.
- Nie zamknięcie mnie! - Krzyknęłam, ruszając do biegu.
- Stój! - Wołał nieustannie.

Biegłam, ile miałam sił w nogach. Wzrok płatał figle, a mimo to cel pozostał taki sam. Mijałam zdezorientowany personel medyczny. Im dłużej szukałam wyjścia, tym bardziej zataczałam się. W ostatniej chwili przytrzymałam się ściany, żeby nie wyryć ryjem o kafelki podłogowe.

- Ma to samo świństwo we krwi. Nie wiem jak im pomóc. To chore co tam się odwala. - Zza ściany dobiegł kobiecy głos. - Zaraz braknie miejsc na toksykologii. Czemu ta policja nic z tym nie robi?!
- Może mają większe sprawy na głowie. Na przykład tego psychopatę. - Westchnął ciężko. - Bierzmy się do roboty, Jones.

Lekko uchyliłam głowę, zakradając się do wspomnianego miejsca. Zatrzymałam się przed łóżkiem Valerii. Karta wciąż była przypięta, więc mogłam sprawdzić zapisy. Nazwy substancji pokrywały się z planem Tox.

- Claire, co ty zrobiłaś?

sobota, 21 marca 2020

Okruchy życia May - wedle granic


To było pewne. Claire zdradziła. Nie sądziłam, że będę żałować powierzonego zaufania, a jednak stało się. Teraz pozostali musieli poznać prawdę, a darcie mordy nie pomagało. Gardło robiło się ochrypłe, pytań przybywało, zaś moja cierpliwość ledwo pozostała. Nerwowo stukałam nogą.

- Niczego nie wiem. - Zaparłam się. - Możecie mnie nawet torturować. Będę milczeć jak zaklęta. - Wyszczerzyłam się diabelnie. Wyprowadzanie przeciwnika z równowagi dawało najwięcej przyjemności.
- Claire, zostawisz nas? - Poprosił Tobias. Miałam ochotę napluć mu w twarz.
- Tylko nie skrzywdź jej. Jest niewinna. - Niezbyt przemawiała współczuciem. Raczej ten stan nazywał się, rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj. Żałosne.
- Gdyby tak było, nie stawiałaby oporu. - Zauważył, lustrując najmniejszy ruch twarzy.

Kobieta najzwyczajniej w świecie zostawiła nas samych. Drzwi zatrzasnęły się. Przez kręgosłup przeszły dreszcze.

- A zatem, panno Santori. Wiesz, o co będę pytał, prawda? - Z torby wyciągnął narzędzia owinięte w skórę. Włosy same jeżyły się na głowie, widząc to. - Usiądź tutaj.
- Tracisz tylko czas. - Prychnęłam, zajmując miejsce na krześle.
- Spokojnie. To nam niewiele zajmie. - Uśmiechnął się złowrogo. - A! I nie przejmuj się moimi zabawkami. Raczej nie będą konieczne.
- Zaczynasz mnie nużyć. - Wywróciłam oczami, aż oberwałam w twarz.
- Patrz na mnie. - Nawet jako śledczy nie podnosił głosu. Był opanowany. - Co się stało z Maner?
- Nie wiem. - Splunęłam krwią na podłogę.
- Ty i ta twoja grupka przyjaciół notorycznie jesteście w centrum wydarzeń. Widzieliście ją po raz ostatni. Gdzie ona jest? - Przyłożył więcej siły, trafiając w prawy policzek, przez co wykrzywiłam głowę w bok.
- Wal się. - Syknęłam, oddając mu lewy sierpowy.
- Wiedziałem, że nie jesteś niewiniątkiem. - Sprawnie podniósł się, wykręcając mi prawą rękę za plecy. Jęknęłam. - A mogło być bezboleśnie.
- Interesujesz się, bo tu kiedyś mieszkałeś? Zadarłeś z niewłaściwą osobą.

Uderzyłam faceta między nogi, uwalniając z chwytu. Lekcje samoobrony nie poszły na marne. Mimo to był silniejszy. Zaciekle blokowałam ciosy, odpychając napastnika jak najdalej od siebie. Nie przewidziałam ataku znienacka. Dźgnął ostrzem w ramię. Wrzasnęłam, zaś nogi pode mną się ugięły. Mocniej dociskał butem do ziemi.

- Prawda nie boli, ale kłamstwa już tak. - Przeniósł ciało, ciągnąc przez podłogę, a następnie doczepił ręce do kaloryfera. - Jeśli mi nie odpowiesz na pytanie, zajmę się twoją koleżanką. Caroline Teklei jest ci bliska, prawda?

Na wspomnienie o niej spięłam mięśnie. Nie zamierzałam się poddać. Niczego nie dostanie.

~~~~~~~~
A teraz czekajcie do wtorku. Wiem. Kończyć w takim momencie? Niewybaczalne.

czwartek, 19 marca 2020

Okruchy życia Carol - nie trać zmysłów


Lucia wciąż musiała nauczyć się wiele rzeczy, a przede wszystkim jednej dość istotnej. Nie działać pod wpływem emocji. Obie czułyśmy to samo zaangażowanie do członków organizacji, ale nie mogłyśmy się tylko tym kierować. Jednak zbyt wiele przeżyłam z May, aby ją pozostawić. Zwykle grała twardą, lecz bywały dni, kiedy takie podejście nie wystarczyło. Zanim poznałam Lucię, traktowałam May niczym prawdziwą siostrę. Raz ocaliła mnie od kary Maner. Nigdy tego długu nie spłacę.
Na korytarzu zastały nas pustki.

- Jest za cicho. - Stwierdziłam, spoglądając nawet na brak ludzkiej obecności w gabinecie Claire.
- Strasznie. - Rzuciła pierwszą myśl jaka przyszła do głowy. - Mam złe przeczucia.
- To pora obiadowa, a nikt nie zszedł na dół. - Zastanowiła się Catalina. Prawie zapomniałam o niej. - Zawsze były tłumy.
- Claire też nie ma. Dziwna sprawa. Jako opiekunka powinna ich zawołać, a przepadła bez śladu. Chyba że coś robi. - Lucia nie potrafiła wyrazić własnych myśli. - A jeśli jest w tym miejscu, gdzie chowa zapasy żywności?
- Nigdy tego nie robiła. - Przyznała sierota.

Mój instynkt ciągnął do gabinetu. Nogi poszły w tym kierunku, zatrzymując nad szklaną ścianą pomieszczenia. Mogłam zobaczyć szafkę z kluczami. Jednego brakowało. Nie byłam w stanie odgadnąć nazwy. Wyciągnęłam wsuwkę do włosów i kręciłam przy zamku. Kręciłam.

- Gotowe. - Bez problemu chwyciłam za klamkę. Nie ruszyłam dalej.
- Siostrzyczko? - Czułam obok siebie Lucię oraz jej rówieśniczkę.
- Buteleczka. - Zbladłam, widząc znajomy przedmiot. Ostrożnie stąpałam po powierzchni. Wyobraźnia przebudzała przebłyski przeszłości.
- To takie lekarstwo na koszmary. Rano i wieczorem je dostajemy. - Wyjawiła dziewczynka. - Ale nie wierzę w to.
- L... Lekarstwo. - Wyjąkałam z trudem. Próbowałam utrzymać się na nogach. Czarne kropki tańczyły przed oczami, zagęszczając się bardziej.
- Chyba wiem, gdzie ją znajdziemy. - Przyszywana siostra wskazała na nazwę. Ledwo coś widziałam. - Carol, to skrytka!
- S... Skrytka. - Bezradnie upadłam na kolana, dostrzegając napis na butelce. - Nie! - Wyłkałam ze łzami w oczach.
- Carol. - Ciepłe objęcia ramion młodej koiły ból. - Hej! Jestem tu.

Na nic były te słowa. Wreszcie wiedziałam, czy Claire nie popadła w obłęd. Eve nie myliła się. Dzieci wpadły w poważne tarapaty. Można również przypiąć plakietkę drugiej Maner. W końcu świat idealny nie istniał i nic nie mogłam na to poradzić.
~~~~~~~~~
A zatem grafik mam ustalony. Notki powinny się pojawiać we wtorki, czwartki i soboty. Zdarzają się odchyły z różnych powodów. Jestem człowiekiem, a nie robotem. Liczę na wyrozumiałość.

poniedziałek, 16 marca 2020

Okruchy życia Luci - alarm


Gdzieś w oddali słyszałam odjeżdżającą karetkę na sygnale. Tylko że nie to przykuło moją uwagę, a bransoletka migała na zielono, wibrując. Zerknęłam na nią. Carol również zauważyła ten sygnał. Od czasów dawnej Colii zamontowała w nim system alarmowy, aby dać sygnał, że coś działo się z jakimś członkiem grupy.

- Coś się stało. - Podzieliłam się swoimi przekonaniami.
- Eve albo May. - Pomyślała głośno. - Nie podoba mi się to ani trochę, Lucia. Mogły wpaść w pułapkę.
- Jest za wcześnie. Dopiero dochodzi dziewiąta! - Wykrzyczałam spięta na myśl o rannych przyjaciołach. Andre i Marco byli już w niebie. - Carol?
- Nie bój się. Są silne. Spróbujmy je odnaleźć. - Mówiła tak spokojnie, a jednak drżące dłonie mówiły coś innego.
- Szkoda, że pojechali. Chciałam odwiedzić Juana. - Odezwała się sierota, odkładając książkę na półkę.
- Catalino, rozumiemy to. Jednak na razie mamy większy problem na głowie. - Uklękła przy niej, a następnie wyjęła mapę z rozrysowanym położeniem pułapek. - W którym miejscu twój brat węszył?
- Tutaj. - Wskazała na piwnicę, gdzie mieściły się najgorsze z pułapek. Liczne piły tarczowe czy ściana z nożami. Mordownia.

Na moment sięgnęłam do wspomnieć. Piwnica zawierała komory z ciałami. Policja oraz wszelkie służby pomogły je wydostać i ogarnąć żywe trupy. Te dzieciaki szukały kłopotów. Szły naszymi śladami? Nieodpowiedzialnie? Śmiesznie zabrzmiałoby to z ust wcześniej naiwnego dzieciaka, który wierzył we wszystko, co mu się powie. Czasy ulegają zmianom. Podobnie jak ludzie.

- Jeśli nie są aktywne, coś innego musiało się wydarzyć. - Nie zastanawiałam się ani chwili dłużej i wybiegłam z biblioteki. - May! Eve! - Wołałam donośnym głosem. - Gdzie jesteście?
- Lucia! - Za mną biegła siostra wraz z dziewczynką. Nie potrafiły odpuścić. - Zaczekaj!

Na moment zatrzymałam się w miejscu. Nawet nie wiedziałam dokąd iść. Działałam zbyt mocno w emocjach? Burzliwie? Ciężko określić. Carol bała się tak jak każdy w tym sierocińcu. Strach nie był nikomu obcy.

- Są dla mnie jak rodzina. Nie zostawię ich. - Odwróciłam się, patrząc w jej oczy.
- Wiem o tym, ale pomyślmy na spokojnie. Poszukajmy na górze. Może ktoś coś widział. - Zmusiła się do uśmiechu, grając silną kobietę. Beznadziejna rola.

Przestałam komentować, spoglądając ponownie na bransoletkę. Światło zgasło.

~~~~~~~~~~
Nie sądziłam, że te koronaferie (tak to uczniaki nazywają) też wpłyną na mnie. Moje rodzeństwo siedzi w domu z tego powodu, więc czas na spokojne pisanie ogranicza się do późnych godzin nocnych. Oznacza to też nowy grafik oraz wprowadzenie paru minut na przygotowania do CampNano2020. Co to jest? Już śpieszę z tłumaczeniami.
To coś na rodzaj wyzwania pisarskiego, które zwykle odbywa się w listopadzie. Jednak tutaj ludzie dzielą się na małe grupki i piszą wspólnie. W Polsce takich warunków na to nie ma. Zwłaszcza teraz. Cel jest banalny. Ustalasz, co chcesz pisać i ile. Żadnych ograniczeń. To może być cokolwiek. Rozprawka, esej, dokument, scenariusz, lista zakupów, edycja książki, seria wierszy. Ogranicza cię tylko wyobraźnia! Zachęcam, bo wtedy łatwiej spływają pisarskie soki, a przecież kopa w dupę motywacyjnego każdy potrzebuje. Nie lenimy się, tylko aktywnie wykorzystujemy czas na kreatywne działania. Siedzieć w domu nie znaczy, oglądaj nałogowo TV czy Netflixa. Siedzieć w domu znaczy, działaj kreatywnie.
Oto co napisała Julie (tłumaczenie na sucho z angielskiego)

Nikt z nas nie potrzebuje oglądać informacji non stop. Nie musimy przeglądać Facebooka albo Twittera, aby wiedzieć, co ludzie mówią. Zamiast przełączać między kanałami stacji telewizyjnych, czy nie możemy zrobić czegoś pozytywnego jak użyć tego czas na kreatywność?

Z tym pytaniem was zostawiam. Notki wciąż się piszą. Uzbrójcie się w cierpliwość, czytajcie książki, twórzcie coś własnego. Pobudźcie kreatywność.

person covered by holi powder

czwartek, 12 marca 2020

Świadomość Claire - a teraz wbiję ci nóż w plecy


Nie byłam tak głupia jak myśleli. Osobiście otworzyłam drzwi ratownikom, ale nie wiedziałam, po kogo przyjechali. Wszyscy zebrali się na korytarzu, dzięki czemu nie musiałam już szukać sierot. Nienawistnym wzrokiem patrzyli na mnie. Byli wrogo nastawienie. Dlaczego? Przez jeden incydent?
Po kilku minutach ratownicy znieśli ranną dziewczynkę, której towarzyszyły dwie dziewczyny. Znowu w głowie pojawiło się to samo pytanie, a jednak skupiłam cała uwagę wokół zebranego tłumu.

- Brakuje jednej osoby. Gdzie jest Catalina? - Zerknęłam na wszelkie strony świata.
- Może gdzieś się zaszyła. - Podeszła May, odciągając od całego zamieszania. - Poszukamy jej.
- Nie mogę zostawić Valerii. Odpowiadam za nią. - Chciałam wypowiedzieć więcej przekonujących słów, ale nie mogłam.
- Poradzę sobie, pani Clayton. - Uśmiechnęła się słabo Eve. - To w końcu moja ukochana siostrzyczka.
- Siostrzyczka? - O mało nie krzyknęłam. Oni uwierzyli w to kłamstwo?

Od razu wyszłam za nimi przed sierociniec gdzie stała karetka. Gapie zleciały się niczym sępy, obserwując całe zajście.

- Musimy już jechać. Wsiadaj. - Nakazał lekarz, otwierając drzwi karetki.

Wciąż stałam osłupiona całym zajściem. Nie pojmowałam tej szopki z podszywaniem się pod kogoś innego. Tak bardzo mi nie ufali?
Pojazd odjechali na sygnale, a ja wpatrywałam się, jak oddalał z każdą sekundą. Gdzie popełniłam błąd?

- Co jej się stało? - Spytał siedmioletni chłopczyk, trzymając silnie za pluszowego misia.
- Była ranna, ale wróci do nas. - Wzrok uciekał od twarzy pytającego. Ukrywała coś.
- Na pewno wróci. - Lekko uniosłam kąciki ust. - May, możemy porozmawiać?
- A co z Cataliną? Nie szukamy jej? - Wspomniała.
- Uwielbia książki. Pewnie siedzi w bibliotece. - Pomyślałam głośno. - Chodźmy.

Dziewczyna westchnęła ciężko. Niechętnie szła za mną, lecz potrzebowałam informacji. Musiałam ją jakoś zmusić. Weszłyśmy do mojego gabinetu, skąd zabrałam klucz do jednego miejsca.
Ostrożnie szłyśmy wzdłuż korytarza, aż naszym oczom ukazały się obskurne drzwi. Przekręciłam klucz w zamku.

- To nie jest biblioteka. - Niepewnie przekroczyła próg schowka.
- To moje drugie biuro. - Zatrzasnęłam drzwi, zabierając klucz.
- Hej! Co to ma znaczyć?! - Była gotowa rzucić mi się do gardła.
- Bez paniki, panno Santori. - Z cienia wyłonił się Tobias.
- Claire?! - Wrzasnęła na cały regulator głosu. - Co to ma znaczyć, do cholery?!
- Przepraszam, ale musiałam. Chcę im pomóc. - Wyjaśniłam spokojnie. - Tobias w tym pomoże.
- Zabiję cię, suko! - Szarpnęła za kołnierz, podciągając do góry. - Powiem mi, że nas zdradziłaś!
- Nie powiesz. - Uśmiechnął się policjant. - W tych ścianach nikt cię nie usłyszy.

May zrobiła się łagodniejsza, puszczając mnie wolno. Po tym, co się stanie, wzrośnie nienawiść. Czy był inny wybór? Nie podpisywałam się pod bezczynnością.

~~~~~~~~~
Podnoszę wyżej poprzeczkę, żeby w końcu było jakieś ryzyko. Jesteśmy już w połowie historii. Jak się z tym czujecie? Jest to dla was satysfakcjonujące czy nijakie? Tak poza tym, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Pochłonęły mnie tabelki w Excelu. Staram się uporządkować wątki, aby się nie pogubić.

wtorek, 10 marca 2020

Świadomość Eve - historia, która nigdy nie miała się zdarzyć


Donośne sygnały karetki słyszeliśmy coraz bliżej sierocińca, a jako że walczyłam z tamowaniem krwi, to May miała w obowiązku przyprowadzić lekarzy. Na dzwonek drzwi wybiegła z łazienki. Dzieciak był silny, utrzymując przytomność, a przede wszystkim spokojny.

- Jesteś bardzo dzielna. Jak nazywa się nasza wojowniczka? - Łagodnie uchyliłam kącik ust.
- Valeria. - Cera zrobiła się bladsza. Dłonie były lodowate.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, Valerio. - Łzy cisnęły się do oczu, wkładając resztki siły w uciskanie rany. Nie mogłam odpuścić.
- Zostaniesz? - Jej błagalnego głosu nie dało się zignorować.
- Nie pozwolą mi. Zresztą, mam coś jeszcze do zrobienia. To ważna misja. - Wyszeptałam, słysząc zbliżające się kroki ratowników.
- Ja... Boję się. Nie chcę. - Skrzywiła się, aż napięła mięśnie. Tak bardzo mnie potrzebowała? - Proszę.

Nie pojmowałam tego. Najpierw zabraniała zabierania gdziekolwiek, a teraz prosiła o pomoc. Nie zdążyłyśmy dokończyć rozmowy. Lekarze wparowali do środka, odseparowując nas od siebie. Ponownie oddychała niespokojnie.

- Uważajcie na Valerię. Jest wrażliwa. - Ostrzegłam specjalistów, stojąc od nich jak najdalej. Sam widok białych rękawiczek włączał migawki wspomnień.
- Eve, musimy powiadomić opiekunkę. Odpowiada za nią. - May wiedziała, kiedy był najlepszy moment, aby się ujawnić. - Rozumiesz? - Uniosła lewą brew, przyglądając się mojej reakcji. Ignorowanie.
- Nie możemy jej ufać. Gdyby była prawdziwą opiekunką, zadbałaby lepiej o sieroty, zamiast świrować z pułapkami. - Zacisnęłam dłonie.
- Jest nieletnia! - Podniosła ton, który robił się nieznośny dla uszu.
- Coś wymyślę, a ty pilnuj Claire. Nie wybaczę sobie, jeśli skrzywdzi kolejne dziecko. - Emocje buzowały niczym wulkan bliski erupcji. Musiałam nad nimi zapanować.

Lekarze uporali się z krwawieniem, zakładając odpowiednią ilość opatrunków wokół szyi. Dziewczynka mogła odpocząć.

- Proszę. Zostań ze mną. Musisz coś wiedzieć. Coś ważnego. - Głos wydobywał się z głowy. Nie mogła wiedzieć o mojej mocy, a komunikat wydawał się bardzo istotny.
- Mogę pojechać z wami? To moja siostra. Nasi rodzice nie żyją, więc sąd zezwolił mi zająć się Valerią. Proszę was. Jest dla mnie ważna. - Wymyślanie kłamstw nigdy nie stanowiło problemu. Przydatny atut.
- Niech będzie. Później to zweryfikujemy. Na papiery przyjdzie czas. - Westchnął zmęczony facet w kamizelce odblaskowej.

Mrugnęłam May porozumiewawczo, choć nie ukrywała szoku. Wiedziała, co należało zrobić. Nienawidziłam lekarzy po tym, jak robili wszystko na polecenie Maner. Dawali wszelkie środki, aż popadałam w taką paranoję, że niszczyłam siebie. Za każdym razem znajdywałam okrutniejszy sposób. Mogłam wcześniej uciec, lecz nogi nie potrafiły przekroczyć drzwi psychiatryka. Nie chciałam, żeby Valeria skończyła tak samo. Zasługiwała na coś więcej. Dla niej zapomniałam o lęku. O traumie co niweczyła normalny sen. Przy mnie już nigdy nie będzie samotna.
~~~~~~~
Niektóre notki zajmują więcej czasu. Powoli szykuję się do pierwszych planów trzeciego sezonu, edycja pierwszej części stanęła na początkowej mini serii, zaś drugi sezon ciągnie się powoli. Do maja na pewno skończymy.
PS: Obym nie dostała bana za ten obrazek do rozdziału. Ta cenzura internetu jest odrażająca.

niedziela, 8 marca 2020

Świadomość May - zostaw mnie


Ostrożnie przechodziłyśmy wzdłuż korytarza, który był drogą do pokoi sierot. Wciąż stąpałyśmy krok za krokiem, aby nie wpaść w żadną z pułapek. Większość pomieszczeń mieszkalnych nie wzbudzała podejrzeń. Biurka, łóżka oraz szafki stały na swoich miejscach.

- Słyszałaś to? - Zwróciła się Eve, próbując wyłapać jakieś dźwięki.
- Wydawało ci się. Na szaleństwo mamy czas. - Wzruszyłam ramionami, przeglądając dolne szuflady.
- Znowu zaczynasz? - Warknęła oschle. - Pójdę to sprawdzić, a ty baw się dalej.
- Ej! Nie możemy się rozdzielać! - Ryknęłam, aż uchwyciłam krzyk dziecka. - Cholera. - Przeklęłam pod nosem, nieco schodząc z tonu.
- Nadal uważasz, że oszalałam? - Dopytała, uśmiechając się wrednie.

Zignorowałam ją, biegnąc w miejsce niepokojących dźwięków. Mogłam je określić agonalnymi. Nie zamierzałam patrzeć na kolejną śmierć dziecka. To musiało się skończyć.
Dziewczynka w blond włosach siedziała zalana łzami, próbując zatrzymać wylewającą się krew z szyi. Oddychała w panice.

- Trzeba jej pomóc. - Stałam wryta w ziemię. Nogi odmawiały zrobienia kroku przez futrynę łazienki.
- To nie była pułapka. - Stwierdziła partnerka, wskazując na rozbite kawałki lustra. - Sama się skrzywdziła.
- Mój Boże! - Zasłoniłam usta. Byłam gotowa krzyczeć. - Dlaczego?
- Hej. Jestem Eve. - Powoli podchodziła do dziewczynki. - Zajmiemy się tobą. Nikt się o tym nie dowie. Nawet Claire nie zauważy.

Nie zauważy? O czym ona mówiła? Pierwsze co mi przyszło do głowy to ucieczka. Czy to był dobry pomysł? A może jedyne rozwiązanie? Biedne dziecko.

- Zostawcie mnie. Ja... Muszę odejść. - Wyjąkała z trudem.
- Lekarze ci pomogą, a potem weźmiemy cię w lepsze miejsce. Zobaczysz, że będziesz chciała żyć. - Uśmiechnęła się ciepło, zawiązując szmatkę tak, aby mniej posoki wylewało się z rany.
- Błagam. Zostaw. - Mówiła coraz słabszym głosem.
- My też tu znosiliśmy horror w każdy dzień, ale ty masz całe życie przed sobą. Obiecuję, że krzywda ci się nie stanie. - Po raz pierwszy doświadczyłam, jak składała obietnicę. Szczerą.
- Naprawdę? - Spojrzała ze łzami w oczach.
- Nie kłamię. - Chwyciła ją za rękę. - May, dzwoń po karetkę.

Nawet nie musiała o to prosić. Błyskawicznie połączyłam się, a następnie podzieliłam tym, co dyspozytor powinien wiedzieć. Pewne fakty musiały pozostać zatajone.

piątek, 6 marca 2020

Świadomość Carol - paranoja


Nie potrafiłam się otrząsnąć po tym, co przeczytałam. Im dłużej analizowałam słowa z kartek, tym bardziej wyobrażałam sobie, co czuł Andre. Ciągle przekreślał wyrazy, walcząc sam ze sobą, zastanawiając się nad tym, kim tak naprawdę się stał. Często zwracał się do mnie. Zupełnie tak jakby wiedział, że znajdę te kartki.

Nie potrafię żyć. Skrzywdziłem cię, Carol. Skrzywdziłem i oszukałem. 
Wrócę tam dziś i przypomnę sobie, jak cierpiałaś. 
Wrócę, żebyś mogła żyć ze świadomością, że potwora już nie ma. 
Będziesz szczęśliwa, Carol. Będziesz wolna.

Zakryłam usta, aby nie krzyczeć. Ciało drżało bez opamiętania. Bez kontroli.

- On... On to sobie zrobił. - Ledwo wydusiłam coś z siebie. - Eve się załamie.
- O czym mówisz? - Lucia liczyła na jakieś wyjaśnienie, a znając jej ciekawość, na jednym pytaniu się nie zakończy.
- Chciał tego. - Wciąż nie byłam w stanie zrozumieć tej druzgoczącej wiadomości. - Śmierci.
- Ale to pułapka go zabiła. - Przypomniała siostra, zachowując powagę. - Jak znalazłaś te kartki? - Zwróciła się do po raz drugi do rówieśniczki, która ani na chwilę nie uśmiechnęła się. Dusiła emocje, niszcząc się wewnętrznie.
- Były tutaj, a my lubimy czytać bajki. - Bez odwracania wzroku od lektury kontynuowała. - W tej książce je znaleźliśmy. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że działy się straszne rzeczy. Wiemy wszystko.

Mój oddech przyspieszył. Andre podzielił się całą naszą historią. Był to dowód na wykonaną zbrodnię, ale i odpowiedź co zamierzał zrobić. Wyciągnęłam zapalniczkę.

- Daj mi to. - Nalegałam stanowczym tonem.
- Nie powiemy tego reszcie? - Spytała, wytrzeszczając wzrok.
- Nie mogę. Zbyt wiele bólu im to przyniesie. Poza tym policja dowiedziałaby się prawdy o Maner, a to może nam zagrozić. Chyba nie chcesz skończyć w więzieniu? - Wyjaśniłam powagę sytuacji, a mimo to oczy świeciły się, powstrzymując krople łez. - To jedyne wyjście, a ty nie możesz im nic wypaplać. Inaczej będzie czekać cię poważne konsekwencje. - Pogroziłam dziewczynce. - Wszystko od ciebie zależy.
- My też cierpimy, gdy szukamy prawdy. - Oddała kartki. - Braciszek zawsze mówił, że Catalina zbyt ciekawa i będą kłopoty, a teraz on je ma. Poszedł do piwnicy, a zabronili nam. Juan nie odpuścił, bo chciał poznać sekrety. Dużo krwi było. Brzuch, nogi, ręce i głowa. - Nieco uniosła ton, wspominając miniony dramat. - A ja czekałam długo i poprosiłam panią Claire o pomoc. Potem go zabrali ludzie w takich kamizelkach. Nie wiem, czy go znowu zobaczę. - Schowała twarz w książce. - Nie zdradzę was. Macie moje słowo.
- Zobaczysz brata. Jestem tego pewna. - Lucia próbowała ją jakoś pocieszyć.

Skierowałam zapalniczkę na papier. Powoli pożerał ją ogień, zwęglając poszczególne części. Niektóre sekrety zabiera się do grobu, aby przysypać je ziemią. Eve zbyt wiele wycierpiała, a prawda byłaby dla niej gwoździem do trumny. Potrzebowaliśmy jej siły, żeby wygrać walkę. Nie mogła podzielić jego losu.

~~~~~~~~~
Staram się nabrać tempa akcji, żeby nie było to nużące. Zapomniałam poprzednio wspomnieć, że to piąta mini seria, edycja ponownie poszła w ruch, zaś trzecia część otrzymała częściowy zarys. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Tak myślę.

środa, 4 marca 2020

Świadomość Luci - ostrożnie stawiaj kroki


Nie potrafiłam na nią patrzeć. Nie po tym, jaką wyrządziła im krzywdę. Dlaczego każdy w sierocińcu zamieniał się w potwora? Czy istniał ktoś bez choroby o nazwie szaleństwo? Przełknęłam ślinę. To miejsce powinno już dawno obrócić się w ruinę.

- Nie kłóćmy się z Claire. Musimy sprawdzić lokalizację pułapek. Może są inne. - Zauważyła siostra, patrząc na naszą trójkę.  - I żadnych samosądów.
- Przecież to wiemy. - Wtrąciła się Eve jako jedyna z pokojowym nastawieniem do świata. - Jaki plan?
- Sierociniec jest ogromny, dlatego podzielimy się na pary. Ja z Lucią bierzemy parter, czyli biblioteka, kuchnia i jadalnia. - Zaczęła dzielić obowiązki. - Z kolei May pójdzie z May do łazienki, gabinetu Claire i zahaczy na parterze o pralnię.
- Co z podziemiem? No wiesz. Piwnica. - May pamiętała dokładnie o najistotniejszym miejscu.
- Nie zapomnijcie o schowku. - Dodała Eve od siebie.
- Najpierw te podstawowe. Mniej niebezpieczne. - Zdecydowała. - Lucia, dasz radę?

Kiwnęłam tylko głową. Przebywanie w tym budynku mroziło krew w żyłach. Mimo tego rozeszliśmy się zgodnie z planem. Na pierwszy rzut oka wysunęło się miejsce wypełnione po brzegi książkami. Pamiętałam je jak pierwszy raz wstąpiłam do Colii.

- Nie spieszmy się, kochana. Trzeba uważać. - Ostrzegła przed czyhającym zagrożeniem.
- Tu nie ma pułapek. - Do moich uszu dotarł głos dziewczynki, która skrycie czytała jedną z książek.
- Jesteś pewna? - Podeszłam do niej bliżej. Emanowała spokojem. - Wiesz coś o nich?
- Nie jestem głupia. Młoda, a nie głupia. - Odgarnęła włos z twarzy, poprawiając nieco kok. - Mój brat je odkrył przypadkiem.
- Nic mu nie jest? - Spytałam z troską.
- Ledwo uszedł z życiem. Nie mogłam go zobaczyć. Nie pozwolili mi. - Skierowała swój wzrok na podłogę. W dłoni trzymała kartkę zapisaną czarnym piórem. Nie należała do części książki, lecz czyjegoś pamiętnika. - Powiedziałam coś nie tak?

Nie zareagowałam. Chwyciłam za fragment, czytając pierwsze linijki. To było od Andre.

- Skąd to masz? - Zadałam pytanie łagodnym tonem.
- Lucia? - Carol podeszła, sprawdzając papierową część tekstu. - On... Przeprasza.

niedziela, 1 marca 2020

Echo przeszłości Claire - jedno pytanie. Dlaczego?


Pozwoliłam sierotom zjeść śniadanie bez mojej obecności. Zaufanie legło w gruzach między nami, na które tak długo pracowałam. Starałam się dać im dach nad głową, ochronić przed zagrożeniem, a wyszło na odwrót. To ja byłam niebezpieczna. Moje nieświadome działania zabierały kolejne dzieci. Dlaczego stałam się potworem?
Przeszukiwałam komputer odnośnie do starych planów pułapek, jakie stosowała córka, gdy miała sierociniec pod swoją kontrolą.

- Nie będę tobą. Powstrzymam to. - Powiedziałam parę słów do siebie, przeglądając zapisy. W oczy rzucił się jeden z nich. Nienazwany dokument tekstowy. Nie pozostało mi nic innego jak sprawdzić zawartość.

Chciałam być kochana.
Być szczęśliwa jako matka.
Chciałam o przeszłości zapomnieć.
Zbudować coś sama.
To miało być coś pięknego,
A ja to zniszczyłam.
Czemu ich zabiłam,
Skoro tylko o miłości marzyłam?
Żałuję swych czynów każdego dnia.
Nie potrafię się otrząsnąć.
Ranię, zabijam i to czuję.
Nazywają mnie potworem,
Bo taka już jestem.
Zabrali mi wszystko.
Kiedyś odejdę.

Mimowolnie łzy spłynęły po twarzy. Maner potrzebowała pomocy, ale nie potrafiła o to poprosić. Dopiero odnajdując ten plik, zaczęłam rozumieć, że zawiodłam jako matka. Podchodziłam do niej z agresją, a ona tylko chciała być kochana.

- Pani Claire! - Na wołanie podopiecznej zamknęłam komputer. Kilka ruchów dłonią wystarczyło na wytarcie mokrych policzków.
- Już idę, skarbie! - Poinformowałam dziewczynkę.

Zostawiłam wszystko na miejscu, a następnie zeszłam po schodach. Na korytarzu czekały Lucia z Carol i Eve. Po ich minach wnioskowałam jedno. Nienawiść.

- Cieszę się, że was widzę całych i zdrowych, ale policja nadal tu zagląda. Tu nie jest bezpiecznie. - Ostrzegłam, mówiąc dość poważnie.
- Jesteśmy tu dla nich i Andre. - Wyznała Eve. - Odpowiesz nam na jedno pytanie?
- Pytajcie, o co chcecie. Nie mam nic do ukrycia. - Skrzyżowałam ręce na piersi. Surowy wzrok dziewczyn powodował dreszcze.
- Dlaczego jesteś taka jak ona? - Najmłodsza była skora do płaczu. - Dlaczego?
- Nie wiem. - Odparłam treściwie. - Sama chcę wiedzieć, więc proszę was. Pomóżcie mi.
- Po to tu jesteśmy, dlatego nie wysyłaj swojego przyjaciela, gdy będziemy węszyć. Rozumiemy się, Claire? - Szatynka lustrowała moje ruchy. Wiele wiedziała.
- Dobrze, Eve. Macie moją zgodę i... Przepraszam was za... - Nie pozwolili dokończyć.
- To nie przywróci im życia. - Przyznała smutno Carol.

Zeszłam im z drogi, powracając do jadalni. Sierot tam nie było. Musiałam je znaleźć i zabrać do jednego pokoju. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

~~~~~~~~~~~~~
Rany. To było dłuugie myślenie nad notką. Ostatnią pisałam sześć godzin, a tu proszę tu wystarczyła jakaś godzinka w ciszy. A zatem koniec czwartej mini serii, a że jest nowy miesiąc, pojawiło się kolejne wyzwanie. Postaram się jak najszybciej wstawiać rozdziały, ale różnie to ze mną bywa. No mam nadzieję, że było warto tyle czekać. Do następnego ;)