Ostrożnie przechodziłyśmy wzdłuż korytarza, który był drogą do pokoi sierot. Wciąż stąpałyśmy krok za krokiem, aby nie wpaść w żadną z pułapek. Większość pomieszczeń mieszkalnych nie wzbudzała podejrzeń. Biurka, łóżka oraz szafki stały na swoich miejscach.
- Słyszałaś to? - Zwróciła się Eve, próbując wyłapać jakieś dźwięki.
- Wydawało ci się. Na szaleństwo mamy czas. - Wzruszyłam ramionami, przeglądając dolne szuflady.
- Znowu zaczynasz? - Warknęła oschle. - Pójdę to sprawdzić, a ty baw się dalej.
- Ej! Nie możemy się rozdzielać! - Ryknęłam, aż uchwyciłam krzyk dziecka. - Cholera. - Przeklęłam pod nosem, nieco schodząc z tonu.
- Nadal uważasz, że oszalałam? - Dopytała, uśmiechając się wrednie.
Zignorowałam ją, biegnąc w miejsce niepokojących dźwięków. Mogłam je określić agonalnymi. Nie zamierzałam patrzeć na kolejną śmierć dziecka. To musiało się skończyć.
Dziewczynka w blond włosach siedziała zalana łzami, próbując zatrzymać wylewającą się krew z szyi. Oddychała w panice.
- Trzeba jej pomóc. - Stałam wryta w ziemię. Nogi odmawiały zrobienia kroku przez futrynę łazienki.
- To nie była pułapka. - Stwierdziła partnerka, wskazując na rozbite kawałki lustra. - Sama się skrzywdziła.
- Mój Boże! - Zasłoniłam usta. Byłam gotowa krzyczeć. - Dlaczego?
- Hej. Jestem Eve. - Powoli podchodziła do dziewczynki. - Zajmiemy się tobą. Nikt się o tym nie dowie. Nawet Claire nie zauważy.
Nie zauważy? O czym ona mówiła? Pierwsze co mi przyszło do głowy to ucieczka. Czy to był dobry pomysł? A może jedyne rozwiązanie? Biedne dziecko.
- Zostawcie mnie. Ja... Muszę odejść. - Wyjąkała z trudem.
- Lekarze ci pomogą, a potem weźmiemy cię w lepsze miejsce. Zobaczysz, że będziesz chciała żyć. - Uśmiechnęła się ciepło, zawiązując szmatkę tak, aby mniej posoki wylewało się z rany.
- Błagam. Zostaw. - Mówiła coraz słabszym głosem.
- My też tu znosiliśmy horror w każdy dzień, ale ty masz całe życie przed sobą. Obiecuję, że krzywda ci się nie stanie. - Po raz pierwszy doświadczyłam, jak składała obietnicę. Szczerą.
- Naprawdę? - Spojrzała ze łzami w oczach.
- Nie kłamię. - Chwyciła ją za rękę. - May, dzwoń po karetkę.
Nawet nie musiała o to prosić. Błyskawicznie połączyłam się, a następnie podzieliłam tym, co dyspozytor powinien wiedzieć. Pewne fakty musiały pozostać zatajone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi