Claire przekręciła klucz, otwierając nam schowek. Serce razem z żołądkiem zabawiły się w rollercoaster. Na moment wzrok utkwił przy Tobiasie, trzymającym za głowę May, której uśmiech nie znikał z twarzy. Oddech przyspieszył, dopatrując licznych ran na ciele.
- Co... Co ty jej zrobiłeś?! - W głowie pojawił się krótkotrwały impuls. Zemsta.
- Tobias, powiedziałeś, że będzie nietknięta. - Nawet w opiekunce pojawiła się odrobina empatii. - Carol, zabierz je stąd. - Poprosiła, wciąż lustrując policjanta.
- Nie odpuszczę mu tak łatwo! - Krzyknęłam, macając miejsce, gdzie powinna być broń. - Zgłoszę to!
- Nie zrobisz tego, jeśli nie chcesz stracić Luci. - Rzucił członkinię Colii, jakby pozbył się znudzonej zabawki. Rupiecia skazanego na wysypisko. - Jednak muszę przyznać, że masz zadziorną przyjaciółkę. Mogłem skłaniać godzinami, ale milczała. Nie pisnęła ani słówka. - Zaśmiał się diabelnie. - Dowiem się co zrobiliście z Maner.
- Nie dowiesz się, padalcu. - Słabym głosem wyraziła się May. - Po moim trupie.
- To się jeszcze okaże. - Skwitował krótko i wyszedł. Tak po prostu zostawił, traktując ten dzień jak każdy inny w życiu śledczego.
- May! - Podbiegłam do rannej, tuląc do siebie. - Przepraszam. Mogłam coś zrobić, a on... - Zabrakło słów, a może blokada w opisaniu tego. Emocjonalny chaos zatrzymał możliwość wysłowienia się.
Przyjaciółka nawet nie skomentowała tego. Trzymała tak mocno, bojąc się wypuścić z objęć. Cokolwiek z nim przeżyła, wciąż stąpała twardo po ziemi. Wiecznie waleczna May Santori. Na lepszą kumpelę nie mogłam trafić.
Ostrożnie podniosłam ją z ziemi, Claire asekurowała, natomiast dziewczynki stały w osłupieniu, nie pojmując sytuacji.
- Ja ją zabiorę. Ty zajmij się Lucią i Cataliną. - Niechętnie powierzyłam resztki zaufania zdrajczyni, ale innego wyjścia nie widziałam.
- Popełniłam błąd. - Mówiła przygaszonym głosem. - Chciałam dobrze.
- Dlatego nie wchodź nam w paradę. Wystarczy, że wbiłaś nóż w plecy swoją zdradą. - Warknęłam. - Wystarczy.
- Wybaczcie mi. - Błagalny ton przebijał się przez ciche jęki rannej.
- Nie odzyskasz już zaufania. Współpracę z Colią uznaję za zakończoną. - Wygłosiłam stanowisko mimo braku głosowania członków, a znali regulamin. Poparliby tę decyzję.
Rozeszliśmy się w swoje strony. May nie znikał uśmiech z twarzy, ignorując rany. Skupiała się na odniesionym zwycięstwie.
- May, potrzebujesz lekarza? - Spytałam z troską. Podbite oczy oraz zaschnięta krew, przy której otwierały się kolejne draśnięcia, wymagały opatrzenia.
- Daj spokój! Musimy się napić! - Krzyknęła pełna euforii, proponując coś, na co nigdy by się nie odważyła jako abstynent. Mózg bił na alarm. Co on jej zrobił?
~~~~~~~~
Robi się baaardzo mrocznie, ale nie ukrywajmy, musi tak być. Jutro startuje CampNaNoWriMo kwietniowy, dlatego będę pochłaniać się nową fabułą oraz historią. Bezbronnych nie zostawiam. Broń Boże. Po prostu może się zdarzyć mała obsuwa z notkami. Ostatnio zauważyłam, że te rozdziały są jakby zwiastunami większej całości. Ograniczam się do dwóch stron w zeszycie, ale pewnie przy edycji powiększą się i będzie więcej do czytania. W końcu staram się dobić do 40 tysięcy słów. Także nie zawódźcie się, zostańcie w domu, korzystajcie z kreatywnych rozwiązań. O tym co dokładnie spotkało May będzie w czwartek. Do następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi