czwartek, 2 kwietnia 2020

Notatka May - uśmiech jest lekarstwem na łzy


Czasami człowiek zakłada na twarz wiele masek, aby nie zarażać pesymizmem czy erupcją problemów. Nieważne nawet jakiej treści, skoro w ten sposób czują się bezpieczni. Carol znałam od wielu lat, dlatego tak trudno było utrzymać fałszywy uśmiech. Łzy napływały do oczu. Potrząsałam głową i weszłam do wolnego pokoju pełnych zabawek. Głównie misie różnorakiej wielkości.

- Tu raczej wina nie znajdziemy. - Prychnęłam. - Dzieci nie piją.
- Najpierw muszę opatrzyć twoje rany. - Wciąż uparta trzymała mnie, aby nie upaść. - Czegoś mi nie mówisz.
- Spokojnie, kochana. Niczego mu nie wypaplałam. Zejdziemy do kuchni? - Poprosiłam, powstrzymując z trudem narastający płacz. - Alkohol pomaga znieść ból.
- Więc tak chcesz mnie przekonać? - Westchnęła ciężko. - No dobra. Przystanę na to.

Powoli przestawiłam się na własną równowagę ciała, choć podtrzymanie się o poręcz było niestety konieczne. Z każdym krokiem po szczeblach schodów zmuszałam nogi do wysiłku. Starałam się odwrócić uwagę od szczypiących ran. Problem w tym, że nie wszystkie dało się wyleczyć. Uśmierzyć od bólu.
W kuchni nie zastaliśmy ani jednej żywej duszy. Niezbyt interesowałam się, co porabiały sieroty. Przede wszystkim Colia. Sekret musiał być zabrany do grobu.
W lodówce odnalazłam czerwone wino wytrawne. Nigdy w życiu nie miałam okazji, aby przełamać barierę abstynencji. Wzięłam jeden łyczek.

- Gorzkie! - Skrzywiłam się, a intensywny zapach uderzył w nozdrza.
- Dlatego nie pijesz, May. - Brzmiała dość poważnie, siadając z apteczką. - Pokaż to oko.
- Przeżyję. - Szybko wypiłam kolejną część kieliszka. - Boże! Paskudztwo! - Splunęłam do naczynia.
- Zaraz będę bardziej naciskać, jeśli nie powiesz mi, co ci zrobił ten drań. Mam pójść po Lucię, żeby ci wybiła głupoty z głowy? - Groźba niosła w sobie gniew, a mimo to czułam, że bała się.
- Nie tutaj, Carol. - Uśmiech powoli znikał z twarzy. - W łazience. Proszę.
- Będziesz musiała znowu wchodzić na górę, a chcę ci tego oszczędzić. - Odstawiła butelkę z trunkiem na bok. - Biblioteka?
- O ile nikogo tam nie ma. - Westchnęłam ciężko, ruszając cztery litery z dala od paranoi alkoholika. Nie mogłam zapijać problemów.

Nie wiedziałam skąd były takie pustki w pomieszczeniach. Może dzieciaki poukrywały się po kątach z lęku przed przesłuchaniem. Jednak to był czas na wyznanie prawdy. Zamknęłam drzwi, a następnie zasłoniłam rolety, aby nawet najmniejsza część światła nie przebijała się przez nie. Stanęłam przed przyjaciółką, zdejmując dżinsy. Wraz z nimi spadł pobrudzony sweter. Liczne cięcia zdobiły skórę.

- Zniszczył mnie. Wykorzystał, dotykał, ale... Nie dałam się. Niczego nie wie. - Ciało drżało, którego szpetota odrzucała. Brzydziłam się siebie. - Carol, pomóż mi zniknąć.

~~~~~~~~
Ciężko jest pisać w tym miesiącu. Pomysły nadal są, ale zmęczenie jednak dotyka. To odbija się na wszystkich pisadłach. Te campowe nawet nie ma konkretnego rozdziału, a jakiś dialog, ale to dopiero pierwsze dni. Trzeba znowu wejść w ten tryb, nie? Inaczej nie wiem jak to wszystko będzie działać. Siedźcie nadal w domu, szukajcie kreatywnych rozwiązań i dbajcie o siebie. Psychicznie i fizycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi