Siedziałam przykuta kajdankami do stołu w sali przesłuchań. Wiedziałam, że nie mogłam dłużej uciekać. To musiało się wreszcie zakończyć, chociaż spędzenie reszty życia za kratkami nie było moim marzeniem.
Tobias uśmiechał się, przeglądając zdjęcia z miejsca zbrodni. Widać, że uwielbiał przesiadywać sam na sam z oskarżonym bez tłumu funkcjonariuszy, którzy przyczepiliby się do jego sposobów "rozmowy."
- Nie będę gadał tej klasycznej wersji pytań. Obaj wiemy, co zrobiłaś i że tego nie żałujesz. Wyrzuciłaś na niego całą nienawiść zbieraną przez lata. Nie pochwalam, a jednak nie potępiam. Zasłużył sobie. - Uśmiechnął się, pokazując ujęcie z psychiatryka. - Zniewolił cię, poniżał, a przede wszystkim łamał prawo, dając chorą dawkę leków. Mogłaś przez niego umrzeć. - Wciąż bez wtrącania się słuchałam drania. Czegoś chciał. - Jesteś młodą oraz mądrą kobietą, Evangeline. Głupio byłoby siedzieć w celi za taką drobnostkę. - Oparł brodę na dłoni. - Mogę wyczyścić twoją kartotekę i nikt nie wrzuci cię do więzienia. Jednak. - Na moment przerwał. - Coś za coś.
Bingo! Trafiłam w samą dziesiątkę. Jako pierwszy pojawił się przy mnie, więc szybko zabrał dowody. Jednak jedna rzecz wciąż zastanawiała. Skąd wiedział o tym, gdzie będę? Śledził każdy ruch? Dla odkrycia prawdy zrobiłby wszystko. W końcu Lucię zmuszał do oglądania zwłok. Fotografie, ale dzieci miały zbyt bogatą wyobraźnię, aby widzieć szczegóły zmasakrowanego ciała.
- Nic ci nie powiem. Nie robię układów z takimi jak ty. - Uderzyłam rękoma o stół. - Wypuść mnie, a nie stracisz posady.
- O! Grozisz mi? To ciekawe. - Zaśmiał się, wyciągając broń otoczoną workiem do zbierania dowodów. - Poznajesz?
- Skąd to masz? - Nieco zadrżałam, słysząc w głowie dźwięk wystrzeliwanych naboi w stronę Maner.
- Znalazłem. - Parsknął śmiechem. - Wyślę ją do badań, bo wydaje się ważną poszlaką. Przecież dzieci w sierocińcu nie bawią się ostrą amunicją. - Zachichotał wrednie. - Powiesz mi, co się stało z Maner, a ja przestanę węszyć. Nawet oszczędzę tą młodą. - Zaproponował. - To jak? Jesteśmy tylko ty i ja. Za te ściany nic nie wyjdzie. Obiecuję.
- Musiałbyś mnie pobić do granic możliwości, ale i nawet wtedy nic nie wydam. - Zaparłam się.
- May Santori mówiła to samo, gdy próbowała wybłagać, abym już jej nie dotykał.
Na to wyznanie spięłam się. Przez myśl przeszła jedna rzecz. Obrzydliwa, aż pragnęłam zwymiotować na niego.
- Ty bydlaku! - Warknęłam.
- Chcesz, żeby kolejna osoba podzieliła jej los? Taką właśnie cenę mają sekrety i kłamstwa. - Wyznał, podając dokument. - Zniszczę, to jeśli powiesz wszystko, czego chcę.
- Nie musisz szukać martwego. - Wydusiłam z siebie. - Jej już nie ma. Nigdy nie będzie.
- Więc ktoś z was ją zabił? Interesujące dzieciaki, które udają bezbronnych. - Złowieszczo zaśmiał się, a następnie ujawnił dyktafon. Zdębiałam. - Mamy to. I widzisz? Nie bolało.
Rozkuł kajdanki kluczykiem, oswabadzając ręce. Przez chwilę spoglądałam na niego. Byłam wolna, ale nie potrafiłam odejść. Miałam coś jeszcze do załatwienia.
------
Tym razem siedzę na wszystkim innym zamiast pisać, ale tak to już bywa. Przepraszam za tak długą obsuwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi