Zachowanie Carol było czymś nie do poznania. Dawno nie widziałam u niej takiej siły walki. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że posunęłaby się do ataku na Tobiasa, a przecież on stanowił mój cel. Nie zamierzałam mu odpuścić po tym, jak mnie zniszczył. Jeszcze będzie błagał o litość.
Przez chwilę spoglądałam na jej przekrwione oczy, które wciąż powstrzymywały kolejną falę łez. Serce się krajało, widząc przyjaciółkę w takim stanie.
- Carol, to jedyny sposób. Pozwól mi odejść. - Zdecydowanie źle ułożyłam wypowiedź. Teraz brzmiała niczym pożegnanie samobójcy. Brakowało jedynie tego chamskiego Kocham cię.
- Pamiętasz zasady Colii? Działamy razem bez względu na sytuację, bo jesteśmy drużyną! - Krzyknęła, waląc w obolały policzek. - May, do cholery. Ogarnij się!
- Nie mam już przyszłości. - Westchnęłam.
- Ale to ja zdecydowałam się na ten plan! - Wrzasnęła poirytowana. - Odpowiadam za was i gdyby nie ten syf z Maner, Andre i dzieciaki by nie umarły, a policja zajmowałaby się kryminalistami. Nie sierotami, które tylko pragnęły wolności.
Gdy tak to mówiła, coś zmieniło się w rozumowaniu. Poddawanie się nie był czymś, z czego mogłam słynąć. Słynęłam z wiecznego oporu, walki, nieskończonego pokładu energii oraz chęci buntu. Zmian. Bez tego May Santori zostałaby zwyczajną dziewczyną z prostym charakterem czy marzeniami.
- Idziemy po Lucię. Zakończmy ten obłęd. - Podałam jej dłoń.
Nie musiałyśmy biegać po sierocińcu. Ledwo opuściłyśmy bibliotekę, aż zderzyłyśmy się z dzieciakami. Spieszyły się gdzieś. Natychmiast złapałyśmy je za ramię.
- Powoli! Dokąd to? - Spytałam dziewczyny.
- Idziemy do piwnicy. Musimy coś sprawdzić. - Wyznała Catalina.
- To nie jest dobre miejsce. Szczególnie chodzić tam same w nocy. - Zauważyła Carol. - Claire kazała nam uciekać. Widzieliście ją?
- Chyba chodzi we śnie. - Pomyślała głośno. - Wołałyśmy ją z Lucią, a ona nie reagowała na nas.
- Cholera. - Przeklęłam pod nosem. - Nie możemy się rozdzielać, jeśli chcemy przeżyć.
- Wreszcie myślisz, May! - Pacnęła w łeb. - W końcu!
- Dobra. Pogadanki potem. Trzymajmy się razem. - Chwyciłam młodą za rękę.
Drzwi nie pozostały zamknięte, dlatego bez najmniejszego trudu przedostałyśmy się do środka. Oświetlałyśmy przed sobą drogę, aby nie wpaść w pułapkę. Przez ciało przechodziły dreszcze. Nic nie wymaże tamtej nocy.
- To tutaj. - Wskazała sierota.
- O mój Boże. - Zbladłam, dostrzegając szereg zwisających ciał dzieci. Wciąż nie rozłożyły się. - To... To zdarzyło się w tym tygodniu.
--------
Rzeczywiście dłużej zajmuje mi pisanie notek, ale to przez natłok pisadeł oraz niektórych dodatków związanych z tą nową rzeczywistością. Nie będę ukrywać, ale mentalność stoi w ryzach. Jednak wkrótce koniec Campa i postaram się pisać szybciej rozdziały. Powoli rozwiązuję każdą z zagadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi