Jak nazywa się ten stan, kiedy wszystko jest przeciwko tobie? Kłopoty? Pech? Zły los? Wiedziałam, że w końcu dojdzie do tego i staniemy czoła skrywanej tajemnicy. Potrzebowaliśmy wymyślić wspólną wersję wydarzeń, skoro śledczy miał nad nami przewagę.
- Przechytrzył nas, ale to my wygramy. Będziemy sprytniejsi. - Zacisnęła May dłonie w pięść. - Nie odpuszczę mu.
- Jeśli Claire zrzuci na siebie całą winę, kto będzie prowadził sierociniec? - Spytała siostra pełna obaw. - To dla nich walczymy o lepsze jutro. Nie możemy ich zostawić na pastwę losu.
- Powinien być zburzony. - Stwierdziła Catalina, aż odebrało wszystkim mowę. - No co? Zbyt dużego zła wyrządziła "Lagoona." Prawie zabrała mi braciszka. Trzeba ją zniszczyć.
- A gdzie się podziejecie? - Spojrzałam na rówieśniczkę. - To ludzie stworzyli ten dom. Bez nich to kawałki cegieł.
- Lucia ma rację, chociaż mam znajomą, która z chęcią przyjmie parę sierot. - Zaproponowała opiekunka. - Będę was chroniła.
- Cokolwiek się wydarzy, jesteśmy z tobą. - Położyłam jej rękę na ramieniu.
- Lepiej, żeby jedna osoba cierpiała niż wszystkie, więc wiecie, co mu powiem. - Na moment zawiesiła głos. - Rozbrójcie te pułapki, zabierzcie stąd wszystkich i uciekajcie.
Z niedowierzaniem patrzyliśmy na nią. Ucieczka? Mowy nie ma. Tak nie działała Colia. Głos decydujący pozostał Carol. Od niej zależało, co zrobimy. Niezręczna cisza stłumiła chęci do wypowiedzi. Popierałam zdanie Claire, ale jedna rodzina nie zdołałaby zabrać wszystkie dzieciaki. Moje myśli kotłowały się w głowie.
- Carol? - Spojrzałam na liderkę. - Jaka decyzja?
- Tobias jest zbyt mądry. Zauważy, że nas kryjesz. Za dużo wie, a jeśli przyciśnie Eve tak jak...
- Nie mów tego! - Warknęła. - Przestań!
- Hej! Jest twardzielką. Będzie dobrze. - Próbowałam opanować gniew przyjaciółki.
- May, im szybciej to załatwię, tym większa szansa, że nie dotknie jej. - Mówiła dziwnym szyfrem, a może nie miałam zielonego pojęcia, o czym mówili. O jakim dotykaniu była mowa?
- Aż mi się rzygać chce, jak pomyślę o tym. - Zasłoniła usta. Momentalnie zbladła. - Ratuj ją, Claire! Ratuj!
Bez słowa wybiegła z piwnicy. May skuliła się, trzęsąc. Nieświadoma jej cierpienia spojrzałam na wiszące ciała. Czy zaznały spokoju? Nie męczyły się już? Tak głupimi pytaniami śmieciłam głowę. Nawet nie mogłam pocieszyć członkini organizacji. Mogłam jedynie patrzeć, jak twarda skorupa w niej pęka.
------
Ze względu na małe zmiany notki będą publikowane częściej. Oczywiście będą wyjątki. To oczywiste. Także poniedziałek, środa, piątek i niedziela. Rozpoczęła się przedostatnia mini seria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi