Czasem dziecięca nieświadomość ratowała od tak okrutnej prawdy. Tego zazdrościłam Luci i Catalinie. Braku wiedzy o wyrządzonej krzywdzie. Jednak w takich okolicznościach nie potrzebowała dodatkowych zmartwień.
Tuliłam mocno do siebie roztrzęsioną przyjaciółkę. Potrzebowała pomocy.
- Rozprawimy się z nim, May. Zgodnie z prawem. - Chwyciłam ją za rękę. - Nie będziesz walczyła sama.
- Nic mu nie zrobimy. - Warknęła, zaciskając mocno wargę. - Nic.
- Może nie wiem, co się stało, ale musimy zaufać Claire, że... Jej poświęcenie nie pójdzie na marne. - Poprosiła Lucia, która po raz pierwszy wyglądała na zdeterminowaną. - Chcecie tego czy nie, zbyt wiele przeszliśmy, aby teraz dać się pokonać jakiejś glinie! - Uniosła nieco ton, a swój wzrok skierowała na jedną osobę. - A ty nie masz chować głowy w piach. Jesteś naszą May Santori. Zadzierasz wszędzie nosa, więc taka bądź. Nieustępliwa!
- Lucia, ty... Ty chyba będziesz lepszą liderką. - Zaśmiałam się. Takiego kopa motywacji potrzebowaliśmy.
- To jak? Będziesz się mazać czy pomożesz nam skopać mu dupę?
Zaniemówiłam. Tak nie zachowywała się dziewczynka, płynąca myślami po baśniowej krainie. Ponownie udowodniła, że posiadała większą mądrość niż dorośli. Imponowała taką postawą.
- May? - Spojrzałam na przyjaciółkę.
- Młoda ma gadane. - Zachichotała. - Przeżyliśmy gorsze rzeczy. Taki Tobias to jedynie pryszcz, którego trzeba się pozbyć.
- Braciszek byłby z was dumny. - W końcu odezwała się Catalina, bo jej milczenie nieco martwiło. - Chcę do niego iść.
- I tak musimy rozdzielić siły. - Zauważyłam. - Pójdę z tobą, a Lucia będzie ochrzaniać May, jeśli zacznie bredzić. - Parsknęłam śmiechem.
- Oczywiście. - Prychnęła. - Bo to trzeba mnie niańczyć. - Wywróciła oczami. - Dobra. Zostanę z nią.
- A zatem postanowione. - Podałam rękę kumpeli, pomagając wstać. - Popilnuję też sierocińca. Pułapki nadal są aktywne.
- Więc jest co robić. Powodzenia. - Przytuliłam ją na pożegnanie. - I uważajcie na siebie.
- Będziemy. - Uśmiechnęła się lekko.
Wyszłyśmy z Cataliną na zewnątrz, używając starego wyjścia ewakuacyjnego. Miałam głęboką nadzieję, że nie spadnie im włos z głowy. To nocą wychodziły najgorsze lęki. Jeśli Claire podawała sierotom potężną dawkę trucizny, nie tylko mogły stanowić zagrożenie dla siebie, ale i pozostałych z otoczenia. Doświadczałam stanów obłędu przez ten cholerny plan Tox, dlatego obawy rosły z każdą minutą.
- Dobrze się czujesz? Zbladłaś. - Zatrzymała się w miejscu.
- Po prostu boję się. Mam... Mam bardzo złe przeczucia.
--------
Najmocniej przepraszam za tak spory poślizg. Miałam dość nieprzyjemną sytuację w domu. Cały ten tydzień był porażką i nawet chciałam rzucić pisanie. Do takiego kryzysu doszło. Jednak jakoś z pomocą przyjaciół pozbierałam się i piszę dalej do was te notki. Trzymajcie się zdrowo i kreatywnie spędzajcie czas. Zostało osiem mini rozdziałów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi