wtorek, 5 maja 2020

Pęknięte lustro May - zbierz się w całość


Nie spodziewałabym się, że jedyna osoba, która wniesie odrobinę światła i podniesie na duchu, będzie młodsza ode mnie. Lucia była cudownym dzieckiem. Wielokrotnie pomagała stawić czoła najtrudniejszym sytuacjom.
Zostawiliśmy piwnicę w spokoju, wychodząc na korytarz. Musiałyśmy dopilnować, aby żadna z sierot nie ucierpiała tej nocy.

- Dzieciaki, zbiórka! - Zawołałam podopiecznych Claire. - Ruchy, ruchy!

Bieganinę po schodach oznaczyły stąpania po starych deskach. Całe grono sierot ustawiło się obok siebie, patrząc nieco zagubione. Nie zamierzałam im tłumaczyć. Do tego zadania wyznaczyłam Lucię. Spoglądała w ich stronę, przełykając ślinę.

- Pani Claire zgłosiła się do śledczego Mosera i chce obronić wszystkich, którzy pół roku temu zabili Maner. Każdy to pamięta. Dużo nawet mówiło, a niektórzy doszukiwali się prawdy. - Na moment powstrzymała się od mówienia, skupiając wzrok na małym chłopcu, trzymającym w objęciach pluszowego misia z czapką kowboja. - Broni, zrzucając na siebie cały ciężar odpowiedzialności, dlatego chcemy was prosić o jedną rzecz. - Wzięła głęboki wdech, a następnie wypuściła powietrze. - Pomóżcie nam was uratować.
- Niby jak? - Spytała niska blondynka z kręconymi włosami.
- Sprawdzimy, czy jesteście zdrowi. - Wtrąciłam się do wypowiedzi. - Możecie być tego nieświadomi, że zostaliście poddani planowi Tox.
- Plan Tox? - Kolejna osoba z tłumu przemówiła.
- Wszystko wyjaśnimy, więc na początek sprawdźmy, ile was zostało. - Westchnęłam ciężko. - Pójdę po listę. Popilnuj ich. - Poprosiłam młodą.
- Nie ma problemu. - Wyszczerzyła się głupkowato.

Szafki gabinetu zapełniały dokumenty od początku sierocińca. Kartoteki liczyły ponad dwieście osób, chociaż brakowało kilka teczek. Te, które mogły dotyczyć zmarłych sierot. Na biurku leżała lista, gdzie Claire oznaczała obecność dzieciaków. Chwyciłam ją do ręki. Zlustrowałam nazwiska. Część miejsc zakreśliła na czerwono, dopisując dziwne oznaczenia. Siedem nazwisk. To się zgadzało.

- Wiedziała o wisielcach. - Szepnęłam do siebie. - A jednak wyglądała na zszokowaną. - Myślałam głośno, przecierając czoło. - Cholera. - Przeklęłam, klękając na wysokość szafki z lekami. Buteleczka była opróżniona. - Claire, co ty zrobiłaś?

Natychmiast wybiegłam z listą, dołączając do pozostałych. Nieco zadyszana spojrzałam na nich.

- May? - Zerknęła Lucia pytającym wzrokiem.
- Przebadajmy ich. - Odparłam z trudem.

Zaczęłam wołać po nazwiskach. Zaznaczałam haczykiem kto był obecny, zerkając też na oczy wzywanego dziecka. Niechętnie opowiadali o spędzonych nocach. Koszmary, lęki, omamy słuchowe, a nawet chwilowa ślepota. Teoria się potwierdziła. Otruła je.

- Brakuje dwóch. - Na chwilę się zamyśliłam. - Juan jest w szpitalu, ale co z Valerią? Gdzie ona jest?
------
Ciągniemy tę historię dalej. Wstawiam późno, bo jednak robienie wielu rzeczy na raz jest czasochłonne. Pozdrawiam ludzi, którzy też reanimują zepsute sprzęty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi