czwartek, 7 maja 2020

Pęknięte lustro Eve - podróżniczka umysłów


Jak mogłam wpaść w tak oczywistą pułapkę? Nawet w środowisku policyjnym łamał przepisy, a zebrane dowody wystarczyły, aby wsadzić nas za kratki. Żegnaj, świecie. Witaj, izolacjo.
Nagle drzwi od sali przesłuchań otworzyły się. W nich stała Claire. Mój instynkt podpowiadał kłopoty. Spojrzałam na jej twarz pełną powagi. Piorunującym spojrzeniem przeszyła Tobiasa na wylot.

- Panno Clayton, zapraszam. - Wskazał na krzesło. - A ty, możesz odejść.
- Zniszczymy cię. - Warknęłam, wstając od stołu.
- Pamiętasz, że mogę twoje grzeszki wykorzystać przeciwko tobie? - Zaśmiał się, ukazując kopię dokumentów. - Więc radziłbym ci korzystać z życia.
- Eve, wróć do nich. Poradzę sobie. - Uśmiechnęła się słabo, a następnie przytuliła. Nieśmiało odwzajemniłam ten gest. - Kocham was wszystkich. Jesteście moimi dziećmi.
- Claire. - Zabrakło mi słów.
- Idź już. Będzie dobrze. - Ucałowała w czoło, tak jak kiedyś dawała na dobranoc.

Nie chciałam zostawiać dawnej opiekunki na pastwę losu, a szczególnie z tym draniem, który dla poznania brutalnej prawdy posunie się ponad wszelkie granice. Wielokrotnie pokazał, jakie z niego ziółko, choć skarga nic by nie dała. Nawet nie otrzymałby upomnienia. Miał większą władzę.
Chcąc tego czy nie, opuściłam pokój. Usiadłam na korytarzu. Mimo to słyszałam każde słowo. Także te wyszeptane, aby nikt nie zrozumiał.

- Zabiłam ją, a dzieciakom kazałam milczeć. Widzieli, że byłam wściekła. - Ledwo wypowiadała zdania. Głos drżał. - A jednak kochałam Maner. Ile bym dała, żeby cofnąć czas.
- Znam cię i wiem, że jesteś zbyt wrażliwa, aby dokonać zabójstwa. Zresztą, panna Marclin przyznała się, że to ktoś z tej szemranej czwórki pociągnął za spust.

Nieźle wysuwał wnioski, lecz nie wiedział, co potrafiłam. Ukradkiem uchyliłam drzwi, koncentrując się na nim. Zamknęłam oczy. Mogłam usłyszeć jego myśli. Były dość oczywiste bez używania tej przeklętej zdolności. Jednak w głąb rozbrzmiał stłumiony krzyk kobiety.

- Nadal mi nie powiesz, co się stało z Maner? - Jęki torturowanej powodowały dreszcze.

W mgnieniu oka zostałam obserwatorem sceny. Znałam tę osobę. Skatowana we krwi miała rozdartą bieliznę. Zaklejone usta uciszały agonię przyjaciółki.

- May! - Wrzasnęłam, kuląc się z bólu.

Głowa rozsadzała z każdej strony. Mglistym wzrokiem wciąż doświadczałam odnoszonych przez nią ran. Czułam, że ciało płonie.

- Dość! Nie chcę! Przestań! - Błagalnym tonem starałam się wyjść ze wspomnienia. - Nie! Zostaw mnie! - Wydałam z siebie agonalny krzyk, wbijając paznokcie mocniej w głowę. Ból nadal narastał. Utknęłam.

---------
Chyba zmiana nawyków i miejsca do pisania wiele wniosła świeżości. Osobiście nie wiem skąd taka lekkość w pisaniu tak ciężkiej sceny. Pewnie znaleźliby się przeciwnicy tego, że źle opisuję takie momenty, ale cóż... Chciałam tu pokazać, że Eve może cierpieć przez doznawane wspomnienia innej osoby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi