czwartek, 21 maja 2020

Los Eve - dlatego nazywają nas bezbronnymi


Nie mieliśmy czasu na dalsze kłótnie czy wypominanie popełnionych błędów, które skruszyły zaufanie w naszej drużynie, a co gorsza, musieliśmy odpuścić Tobiasowi z zemstą. Teraz liczyło się tylko aby ocalić sieroty. Nikt nie myślał inaczej.
Zanim jednak mieliśmy ruszyć do misji, potrzebowaliśmy Lucię, a na to składało się wiele powodów.

- Zwykle jest w centrum wydarzeń, a teraz, jakby makiem zasiało. - Rozejrzała się na wszystkie strony. - Widzieliście ją?
- Raczej nie wyszła z sierocińca. - Pomyślałam głośno. - Chyba siedzi z Claire albo Cataliną.
- Catalina została w szpitalu. Później ktoś po nią przyjedzie. - Wyjaśniła Carol. - No dobra. Poszukam jej.
- Nie musisz. - Na głos młodej odwróciłam się. Stała na schodach z opuszczoną głową. Była bez życia. - Co kombinujecie? Znowu ktoś ma zginąć?
- Lucia. - Warknęła, sygnalizując wzrokiem. - Nikt nie umarł.
- Nie mamy na to czasu! Zostały nam trzy godziny, zanim...

Na dźwięk mechanizmu staliśmy sparaliżowani. Śledczy jako jedyny zachowywał trzeźwość umysłu, wyciągając broń bez pośpiechu. Zerknął na chwilę i znowu schował. Zaczął się śmiać.

- Świetny żart, dzieciaki. Naprawdę świetny.
- Człowieku, ten dom ich zabija! - Wrzasnęłam, nie powstrzymując się od wulgaryzmów. - Twoja kochana Maner robiła wszystko, żeby zatrzymać dzieci przy sobie. Zrobiła te pułapki, które zabiły Andre, tamte sieroty w piwnicy i każdego, kto próbował uciec. Ty nawet, kurwa nie wiesz, co tu się działo.
- To akurat przez plan Tox. - Wtrąciła się May.
- Zaraz... O czym wy mówicie? Na serio postradaliście zmysły? - Wybuchnął śmiechem. - Jakie to żałosne.
- Żałosne? - Lucia była gotowa do ataku. Czułam, że coś zrobi. - To ty jesteś żałosny. Wiesz czemu? Bo bronisz morderczynię! No i miałeś rację! To my ją zabiliśmy! Tak! Takie dzieciaki, które chciały normalnego domu, spaliły ją żywcem. Gdybyś słyszał te okrzyki radości, nie zapomniałbyś ich do końca życia. Coś pięknego.
- Lucia, starczy! - Tym razem Carol próbowała przystopować nastolatkę. Widać, że długo trzymała w sobie ten balast emocjonalny. - Liczy się to, co jest teraz. Jeśli nam nie pomoże, trudno. Poradzimy sobie. - Położyła rękę na ramieniu.
- Nie boję się go. - Lustrowała go wzrokiem. - Jeśli nas nie wysłucha, zginie. To proste. Nawet Claire tego nie chciała. - Na moment przerwała, zbliżając się do niego niebezpiecznie blisko. Niemal stykali się twarzą. - Powiedziała, że nas kocha, jak własne dzieci, więc pomóż nam pozbyć się pułapek, żeby zabrać stąd te sieroty. Byłeś jednym z nich.
- Byłem. - Stwierdził z powagą. - Więc opowiedzcie mi wszystko od początku.

------
Jest straszny natłok dialogów, dlatego ostatni rozdział postaram się mocniej rozbudować. Potrzebuję czasu, a tymczasem piszcie czy ogólnie ta seria przypadła wam do gustu. Bez opinii recenzentów ciężko mi zrozumieć nad czym powinnam popracować i czy jest coś, co przyciąga do historii.

Zawsze możecie napisać maila na  yoanka2415@gmail.com

Trzymajcie się ciepło i zdrowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi