piątek, 15 maja 2020

Los Carol - w milczeniu


Szpital. Nienawidziłam tego miejsca, choć przez ciało przechodziły dreszcze. Nieważne czy byłam jako pacjent lub w ramach odwiedzin, czułam się tak samo. Tym razem wspierałam Catalinę, przechodząc przez białe korytarze bez myśli o ucieczce. Sterylność tego miejsca uderzała w nozdrza.

- Na pewno dobrze się czujesz? - Zapytała zatroskana.
- Jestem tu dla ciebie. Nic więcej się nie liczy. - Chwyciłam ją za rękę i podeszłam pod salę. Chłopak spał z maską tlenową. Większość ciała pokrywały bandaże. - A ty? Trzymasz się?
- Wreszcie go widzę. Jest ze mną! - Pisnęła radośnie. - Juan, nie zostawiłeś mnie! - Szybkim krokiem wparowała do pomieszczenia, nie martwiąc się o wyrzucenie.

Usiadłam na wolnym krześle, wpatrując się w szklane okno pokoju, gdzie leżał. Siostra tuliła go łagodnie, uważając na poranioną skórę. Uśmiechała się. Szkoda, że pozostałe sieroty nie mogły choćby na moment zaznać odrobinę szczęścia.

- A jednak cię znalazłem, panno Teklei. - Na głos śledczego znieruchomiałam. - Spokojnie. Nie mam złych zamiarów.
- To samo mówiłeś, May? Powiedziała mi. - Przegryzłam wargę. - Powinieneś gnić w więzieniu! - Warknęłam, a następnie odwróciłam się, mierząc oponenta wzrokiem. - Czego jeszcze chcesz?
- Zrozumieć, co jest w was tak niezwykłego, że Claire broni was jak tylko się da.
- Niezwykłego? - Prychnęłam. - Może dlatego, że jesteśmy dla siebie jedną, wielką rodziną. - Stwierdziłam niechętnie. - Jeśli znowu spróbujesz kogoś tknąć, doniosę mojemu ojcu. Nie wiem, czy wiesz, ale miał do czynienia z takimi jak ty. Mówi, że taka praca, a dla mnie brzmi niczym prawdziwy obowiązek odpowiedzialnego obywatela Rafesten. - Na moment przerwałam, spoglądając na Catalinę. - Widzisz to? Zjednoczone rodzeństwo, których nic nie rozdzieli, a wiele już musieli przeżyć.

Tobias milczał jak zaklęty. Być może produkowałam się nadaremno lub zbyt wiele myślałam o tym, co działo się w sierocińcu. Troski nie znikały. Umysł nie potrafił wyprzeć koszmarnych wspomnień minionego półrocza.
Odsunęłam się od śledczego, aby podejść do lekarza.

- Doktorze. - Złapałam mężczyznę, zanim dostrzegł dziewczynkę. - Jestem od pani Claire Clayton. Chciałam w jej imieniu zapytać o stan Juana.
- A jakiś papierek na to? - Spojrzał nieufnie.
- Ja to załatwię. - Wtrącił się policjant. - Ten chłopak może być ważnym świadkiem zbrodni. - Okazał swój dokument tożsamości z przybitą pieczęcią funkcjonariusza oraz symboliczną odznaką.
- W tej chwili stan jest ciężki, ale stabilny. Prosiłbym raczej poczekać na lepszy moment. - Wyjaśnił specjalista, zostawiając nas samych.
- Dlaczego mi pomogłeś? - Musiałam znać jego intencje.
- Żebyś ty pomogła mnie.

Mogłam się tego spodziewać. W końcu nie ma nic za darmo. Tylko czy to znaczyło, że był sojusznikiem? Może wrogiem. Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

--------
Mała obsuwa w notkach za co przepraszam. Mam chaos w planach i całkowicie pochłonęły mnie gry z przeglądaniem ofert pracy. Nie powiem, ale napaliłam się, a jak się nakręcam, to na maksa. No to zostały trzy rozdziały.
PS: Robi się plan edycji. Wszystko powoli, bo trochę ich jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi