wtorek, 12 maja 2020

Los Luci - jedyna droga wyboru


Sieroty były w ciężkim stanie, kiedy wspominały o przeżytych koszmarach. Niektóre wręcz zatrzymywały w sobie ból tamtych dni. Siedziały, chowając twarz w dłoniach i płakały. Pragnęły nowego domu. Sierociniec musiał być zniszczony, bo było już za późno na naprawę szkód.

- Carol, potrzebna pomoc! - Głos Claire mroził krew w żyłach, a bardziej dezorientował.
- Pobiegnę i sprawdzę, o co chodzi. - Poprosiła May, nie dając chwili na odpowiedź.
- Pani Claire wróciła! - Jeden z chłopców rzucił się do wyjścia. Od razu stanęłam przed nim. - Puść mnie!
- May dowie się, co jest grane, więc bądźcie cierpliwi. - Westchnęłam, siadając na wolnym krześle.

Wciąż mając się na baczności, obserwowałam podopiecznych opiekunki. Bez krzty radości czy śmiechu. Wyglądali na martwych, a przecież nadal żyli. Tylko co to za życie w wiecznym strachu? Nie o tym marzyli. Nikt nie myślał. Zanim poznałam Colię, zachowywałam się beztrosko, ale i jak naiwnie. Ufałam każdemu, kto jedynie się uśmiechnął. Jednak zmądrzałam. Teraz pozostało mi doprowadzić sprawę do końca.

- Lucia. - Na wołanie odwróciłam się. W drzwiach stała Claire. - Musimy porozmawiać.

Powoli wstałam od stolika, pozostawiając resztę samych sobie. Nigdzie nie mogłam wypatrzyć May.

- Gabinet. - Odparła krótko, a następnie wskazała na drzwi.
- Nie możemy przy nich porozmawiać? - Spytałam pełna opanowania, choć serce łomotało mocniej. Zły znak.
- Chodźmy. - Chwyciła za rękę, ciągnąc do pomieszczenia.

Nie walczyłam z nią, żeby nie znosić większego bólu. Posłusznie udałam się wraz z nią. Z szafy wyciągnęła grubą linę i czarną taśmę. Stanęłam z boku, przyglądając się Claire. Jej zachowanie niepokoiło mnie najbardziej.
Usiadła na krześle, rozrzucając materiały na dywanie.

- Przywiąż mnie mocno, Lucia.
- Ale... Ale dlaczego? - Chwyciłam za sznur. - Po co to wszystko?
- Zabijam ich, dlatego zrób to i od razu wróć do nich. - Poprosiła. - Jesteś wciąż moją malutką kruszynką. Kocham cię, Lucio.
- To... To pożegnanie? - Łzy cisnęły się do oczu. Niechętnie zaczęłam wiązać wokół ciała. - Też cię kocham. Jesteś moją mamusią. - Wolną ręką ocierałam krople, na których pojawiały się kolejne. - Zniszczymy to miejsce i wszystko będzie dobrze. M... Musi być. - Wyjąkałam. - I... Inaczej tego... Nie widzę.
----
Pozostały cztery mini rozdziały. Dużo się dzieje. Naprawdę dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi