poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Pęknięte lustro Luci- nic nie ma znaczenia


Jak nazywa się ten stan, kiedy wszystko jest przeciwko tobie? Kłopoty? Pech? Zły los? Wiedziałam, że w końcu dojdzie do tego i staniemy czoła skrywanej tajemnicy. Potrzebowaliśmy wymyślić wspólną wersję wydarzeń, skoro śledczy miał nad nami przewagę.

- Przechytrzył nas, ale to my wygramy. Będziemy sprytniejsi. - Zacisnęła May dłonie w pięść. - Nie odpuszczę mu.
- Jeśli Claire zrzuci na siebie całą winę, kto będzie prowadził sierociniec? - Spytała siostra pełna obaw. - To dla nich walczymy o lepsze jutro. Nie możemy ich zostawić na pastwę losu.
- Powinien być zburzony. - Stwierdziła Catalina, aż odebrało wszystkim mowę. - No co? Zbyt dużego zła wyrządziła "Lagoona." Prawie zabrała mi braciszka. Trzeba ją zniszczyć.
- A gdzie się podziejecie? - Spojrzałam na rówieśniczkę. - To ludzie stworzyli ten dom. Bez nich to kawałki cegieł.
- Lucia ma rację, chociaż mam znajomą, która z chęcią przyjmie parę sierot. - Zaproponowała opiekunka. - Będę was chroniła.
- Cokolwiek się wydarzy, jesteśmy z tobą. - Położyłam jej rękę na ramieniu.
- Lepiej, żeby jedna osoba cierpiała niż wszystkie, więc wiecie, co mu powiem. - Na moment zawiesiła głos. - Rozbrójcie te pułapki, zabierzcie stąd wszystkich i uciekajcie.

Z niedowierzaniem patrzyliśmy na nią. Ucieczka? Mowy nie ma. Tak nie działała Colia. Głos decydujący pozostał Carol. Od niej zależało, co zrobimy. Niezręczna cisza stłumiła chęci do wypowiedzi. Popierałam zdanie Claire, ale jedna rodzina nie zdołałaby zabrać wszystkie dzieciaki. Moje myśli kotłowały się w głowie.

- Carol? - Spojrzałam na liderkę. - Jaka decyzja?
- Tobias jest zbyt mądry. Zauważy, że nas kryjesz. Za dużo wie, a jeśli przyciśnie Eve tak jak...
- Nie mów tego! - Warknęła. - Przestań!
- Hej! Jest twardzielką. Będzie dobrze. - Próbowałam opanować gniew przyjaciółki.
- May, im szybciej to załatwię, tym większa szansa, że nie dotknie jej. - Mówiła dziwnym szyfrem, a może nie miałam zielonego pojęcia, o czym mówili. O jakim dotykaniu była mowa?
- Aż mi się rzygać chce, jak pomyślę o tym. - Zasłoniła usta. Momentalnie zbladła. - Ratuj ją, Claire! Ratuj!

Bez słowa wybiegła z piwnicy. May skuliła się, trzęsąc. Nieświadoma jej cierpienia spojrzałam na wiszące ciała. Czy zaznały spokoju? Nie męczyły się już? Tak głupimi pytaniami śmieciłam głowę. Nawet nie mogłam pocieszyć członkini organizacji. Mogłam jedynie patrzeć, jak twarda skorupa w niej pęka.

------
Ze względu na małe zmiany notki będą publikowane częściej. Oczywiście będą wyjątki. To oczywiste. Także poniedziałek, środa, piątek i niedziela. Rozpoczęła się przedostatnia mini seria.

piątek, 24 kwietnia 2020

Fragmenty Claire - obróć w proch


Spoglądałam w kamienny krąg, gdzie spopieliło się ciało mojej córki. Wszyscy cieszyli się, że umarła, dołączając ją do świata zmarłych. Dokładając ręki w tę zbrodnię, czułam dumę oraz podjęcie odpowiedniej decyzji dla zbawienia "Lagoony" i jej podopiecznych. Czułam to, gdyż zmieniłam pogląd na tamtą sytuację. Wyszłam na podłą matkę, która nie potrafiła pomóc cierpiącemu dziecku. Błagała, a ja bezmyślnie ignorowałam wołanie.

- Tęsknię za tobą, Maner. Tęsknię. - Uderzyłam się w pierś. - Wybacz mi, że tak to się skończyło.

Na moment skupiłam wzrok w miejsce paleniska ciała. Z dokładnym szczegółem pamiętałam tamtą noc, a skoro przeszłość niszczyła plany dzieciom, musiałam postawić sprawę jasno. Odpokutować za grzechy.
Zeszłam do piwnicy, zważając na pułapki. Nie spodziewałam się spotkać znajome twarze.

- Co wy tu robicie? - Spytałam, lustrując całą czwórkę. - Mieliście uciekać.
- Catalina chciała nam coś pokazać, a policja to przeoczyła. Wiedziałaś, że te dzieciaki wieszały się z tego obłędu? - Carol wskazała palcem na sufit.
- Nie. - Żołądek zrobił fikołka. - Nie wiedziałam. - Ledwo wyłkałam odpowiedź. - Dzieci. Moje dzieci. - Zakryłam usta, powstrzymując się od wymiotów. - Od kiedy...
- Tydzień już wiszą. - Opuściła głowę Lucia. - A to przez nas!
- Hej. Już nam tłumaczyłaś. To prawda, że popełniliśmy błąd. - Przyznała May. - Claire, przepraszamy.
- Sami jesteśmy sobie winni, a ja zgodziłam się na ten plan. Chciałam... Chciałam powiedzieć Tobiasowi, że zabiłam własną córkę, pragnąc kontroli nad sierocińcem i wmówiłam wam, że będzie dobrze ze mną! - Krzyknęłam, a po policzkach spłynęły łzy. - Biorę to na siebie. Nie chcę, żebyście zniszczyli sobie bardziej życie.
- Już je zniszczyliśmy. - Westchnęła najbardziej zadziorna kobieta ze wszystkich, lecz w tym głosie brakowało siły do walki. Zgasła.
- May. - Spojrzała na nią. Była zmęczona życiem. Miała wypisany ból na twarzy, który zniosła. Wszędzie rozpoznałabym ten fałszywy uśmiech. - May, nie poddawaj się. Wszystko przed... Wami.

Telefon wyświetlił nieprzeczytaną wiadomość. Uważnie studiowałam każde ze zdań. Nie wiedziałam, czy odpisać lub zignorować. Niemniej jednak miarka się przebrała. Za długo zwlekałam z ukrywaniem prawdy. Wysłałam odpowiedź, mająca jedno słowo. Będę.

- Eve jest przesłuchiwana. - Westchnęłam ciężko.
- Więc nie musimy się bać. Potrafi trzymać język za zębami. - Carol wzruszyła ramionami, mierząc mnie wzrokiem. - Claire?
- Wpadła w pułapkę. Ma dowód, że... Że Maner została zamordowana. Uzgodniłam, że pojawię się tam. - Zdradziłam część planu.
- Przecież wszystkiego się pozbyliśmy. - Warknęła May.
- Ma to. - Pokazałam im zdjęcie broni. - Jeśli wyśle do laboratorium, będzie po nas i tej tajemnicy nie zabierzemy do grobu.

-----
Powoli zbliżamy się do końca. Pozostały dwie miniserie. Liczę na to, że wytrwacie.

wtorek, 21 kwietnia 2020

Fragmenty Eve - wszystko ma swoją cenę


Siedziałam przykuta kajdankami do stołu w sali przesłuchań. Wiedziałam, że nie mogłam dłużej uciekać. To musiało się wreszcie zakończyć, chociaż spędzenie reszty życia za kratkami nie było moim marzeniem.
Tobias uśmiechał się, przeglądając zdjęcia z miejsca zbrodni. Widać, że uwielbiał przesiadywać sam na sam z oskarżonym bez tłumu funkcjonariuszy, którzy przyczepiliby się do jego sposobów "rozmowy."

- Nie będę gadał tej klasycznej wersji pytań. Obaj wiemy, co zrobiłaś i że tego nie żałujesz. Wyrzuciłaś na niego całą nienawiść zbieraną przez lata. Nie pochwalam, a jednak nie potępiam. Zasłużył sobie. - Uśmiechnął się, pokazując ujęcie z psychiatryka. - Zniewolił cię, poniżał, a przede wszystkim łamał prawo, dając chorą dawkę leków. Mogłaś przez niego umrzeć. - Wciąż bez wtrącania się słuchałam drania. Czegoś chciał. - Jesteś młodą oraz mądrą kobietą, Evangeline. Głupio byłoby siedzieć w celi za taką drobnostkę. - Oparł brodę na dłoni. - Mogę wyczyścić twoją kartotekę i nikt nie wrzuci cię do więzienia. Jednak. - Na moment przerwał. - Coś za coś.

Bingo! Trafiłam w samą dziesiątkę. Jako pierwszy pojawił się przy mnie, więc szybko zabrał dowody. Jednak jedna rzecz wciąż zastanawiała. Skąd wiedział o tym, gdzie będę? Śledził każdy ruch? Dla odkrycia prawdy zrobiłby wszystko. W końcu Lucię zmuszał do oglądania zwłok. Fotografie, ale dzieci miały zbyt bogatą wyobraźnię, aby widzieć szczegóły zmasakrowanego ciała.

- Nic ci nie powiem. Nie robię układów z takimi jak ty. - Uderzyłam rękoma o stół. - Wypuść mnie, a nie stracisz posady.
- O! Grozisz mi? To ciekawe. - Zaśmiał się, wyciągając broń otoczoną workiem do zbierania dowodów. - Poznajesz?
- Skąd to masz? - Nieco zadrżałam, słysząc w głowie dźwięk wystrzeliwanych naboi w stronę Maner.
- Znalazłem. - Parsknął śmiechem. - Wyślę ją do badań, bo wydaje się ważną poszlaką. Przecież dzieci w sierocińcu nie bawią się ostrą amunicją. - Zachichotał wrednie. - Powiesz mi, co się stało z Maner, a ja przestanę węszyć. Nawet oszczędzę tą młodą. - Zaproponował. - To jak? Jesteśmy tylko ty i ja. Za te ściany nic nie wyjdzie. Obiecuję.
- Musiałbyś mnie pobić do granic możliwości, ale i nawet wtedy nic nie wydam. - Zaparłam się.
- May Santori mówiła to samo, gdy próbowała wybłagać, abym już jej nie dotykał.

Na to wyznanie spięłam się. Przez myśl przeszła jedna rzecz. Obrzydliwa, aż pragnęłam zwymiotować na niego.

- Ty bydlaku! - Warknęłam.
- Chcesz, żeby kolejna osoba podzieliła jej los? Taką właśnie cenę mają sekrety i kłamstwa. - Wyznał, podając dokument. - Zniszczę, to jeśli powiesz wszystko, czego chcę.
- Nie musisz szukać martwego. - Wydusiłam z siebie. - Jej już nie ma. Nigdy nie będzie.
- Więc ktoś z was ją zabił? Interesujące dzieciaki, które udają bezbronnych. - Złowieszczo zaśmiał się, a następnie ujawnił dyktafon. Zdębiałam. - Mamy to. I widzisz? Nie bolało.

Rozkuł kajdanki kluczykiem, oswabadzając ręce. Przez chwilę spoglądałam na niego. Byłam wolna, ale nie potrafiłam odejść. Miałam coś jeszcze do załatwienia.
------
Tym razem siedzę na wszystkim innym zamiast pisać, ale tak to już bywa. Przepraszam za tak długą obsuwę.

piątek, 17 kwietnia 2020

Fragmenty May - wisielcy


Zachowanie Carol było czymś nie do poznania. Dawno nie widziałam u niej takiej siły walki. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że posunęłaby się do ataku na Tobiasa, a przecież on stanowił mój cel. Nie zamierzałam mu odpuścić po tym, jak mnie zniszczył. Jeszcze będzie błagał o litość.
Przez chwilę spoglądałam na jej przekrwione oczy, które wciąż powstrzymywały kolejną falę łez. Serce się krajało, widząc przyjaciółkę w takim stanie.

- Carol, to jedyny sposób. Pozwól mi odejść. - Zdecydowanie źle ułożyłam wypowiedź. Teraz brzmiała niczym pożegnanie samobójcy. Brakowało jedynie tego chamskiego Kocham cię.
- Pamiętasz zasady Colii? Działamy razem bez względu na sytuację, bo jesteśmy drużyną! - Krzyknęła, waląc w obolały policzek. - May, do cholery. Ogarnij się!
- Nie mam już przyszłości. - Westchnęłam.
- Ale to ja zdecydowałam się na ten plan! - Wrzasnęła poirytowana. - Odpowiadam za was i gdyby nie ten syf z Maner, Andre i dzieciaki by nie umarły, a policja zajmowałaby się kryminalistami. Nie sierotami, które tylko pragnęły wolności.

Gdy tak to mówiła, coś zmieniło się w rozumowaniu. Poddawanie się nie był czymś, z czego mogłam słynąć. Słynęłam z wiecznego oporu, walki, nieskończonego pokładu energii oraz chęci buntu. Zmian. Bez tego May Santori zostałaby zwyczajną dziewczyną z prostym charakterem czy marzeniami.

- Idziemy po Lucię. Zakończmy ten obłęd. - Podałam jej dłoń.

Nie musiałyśmy biegać po sierocińcu. Ledwo opuściłyśmy bibliotekę, aż zderzyłyśmy się z dzieciakami. Spieszyły się gdzieś. Natychmiast złapałyśmy je za ramię.

- Powoli! Dokąd to? - Spytałam dziewczyny.
- Idziemy do piwnicy. Musimy coś sprawdzić. - Wyznała Catalina.
- To nie jest dobre miejsce. Szczególnie chodzić tam same w nocy. - Zauważyła Carol. - Claire kazała nam uciekać. Widzieliście ją?
- Chyba chodzi we śnie. - Pomyślała głośno. - Wołałyśmy ją z Lucią, a ona nie reagowała na nas.
- Cholera. - Przeklęłam pod nosem. - Nie możemy się rozdzielać, jeśli chcemy przeżyć.
- Wreszcie myślisz, May! - Pacnęła w łeb. - W końcu!
- Dobra. Pogadanki potem. Trzymajmy się razem. - Chwyciłam młodą za rękę.

Drzwi nie pozostały zamknięte, dlatego bez najmniejszego trudu przedostałyśmy się do środka. Oświetlałyśmy przed sobą drogę, aby nie wpaść w pułapkę. Przez ciało przechodziły dreszcze. Nic nie wymaże tamtej nocy.

- To tutaj. - Wskazała sierota.
- O mój Boże. - Zbladłam, dostrzegając szereg zwisających ciał dzieci. Wciąż nie rozłożyły się. - To... To zdarzyło się w tym tygodniu.

--------
Rzeczywiście dłużej zajmuje mi pisanie notek, ale to przez natłok pisadeł oraz niektórych dodatków związanych z tą nową rzeczywistością. Nie będę ukrywać, ale mentalność stoi w ryzach. Jednak wkrótce koniec Campa i postaram się pisać szybciej rozdziały. Powoli rozwiązuję każdą z zagadek.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Fragmenty Carol - chcę zniknąć


Nie potrafiłam patrzeć na te wszystkie rany. Gdzie byłam, gdy ten drań przełamywał wszelkie dozwolone granice? Gdzie? To już nie była moja May. Dla cholernej tajemnicy poświęciła całą siebie, tracąc nieskalaną intymność. Czy taka cena opłaciła się w ramach milczenia?
Bez słowa wzięłam się za opatrywanie skaleczeń, a mogłam wyszczekać wiązankę przekleństw lub płakać. Powstrzymałam się, choć cierpiałam razem z nią. Jako liderka Colii podjęłam niewłaściwe kroki pół roku temu. Cały ten koszmar ciągnął się przez jedną zbrodnię. Lucia wykazała większy intelekt, dając mi do zrozumienia, jak wielki popełniliśmy błąd. W końcu dzieci spoglądały na świat odmiennym punktem widzenia.

- Claire cię wołała. To może być ważne. - Odsunęła się, zakładając dżinsy. - Chodźmy do niej. - Poprosiła, doprowadzając do pozornego porządku. Ślady po uderzeniach musiałby zakryć mocny makijaż, na co by się nie odważyła. - Carol, powiesz coś?
- A co mam mówić? - Starałam się brzmieć łagodnie, ale fala emocji rozlewała po ciele. - Zbieramy resztę i stąd spieprzamy.
- Naprawdę już nie chcesz ratować tych dzieciaków? - Westchnęła ciężko. - Nie patrz na mnie. Będę cię spowalniać.
- Bez ciebie nigdzie się nie ruszam, idiotko! - Wrzasnęłam na cały regulator głosu.
- Carol? - Zdębiała, a nawet nie wiedziała, z kim miała do czynienia. - Uspokój się.
- Chcesz zniknąć, a ja... Ja nie mogę ci w tym pomóc! - Odwróciłam się plecami, łkając po cichu. - Nie zostawiaj mnie, May. Błagam.
- Żaden facet nie będzie na mnie zaglądał, a ja chcę wymiotować, gdy muszę żyć z tak żałosnym ciałem. - Wyrzuciła z trudem. - O studiach też mogę zapomnieć. Wywalą za bycie kryminalistką, więc powiem mu, że to ja zabiłam Maner. Będziecie bezpieczni. Tylko na tym mi zależy.

Odruchowo rzuciłam się na nią, uderzając o klatkę piersiową. Na skraju wytrzymania ledwo znosiłam cały balast, a mimo to walczyłam o przyjaciółkę. Pokrewną duszyczkę.

- May, nie rób tego. Jeśli ktoś... Ma się poświęcić... - Nie pozwoliła dokończyć, wtrącając swoje dwa grosze.
- Lucia potrzebuje siostry. Musisz mieć czystą kartotekę. - Uśmiechnęła się słabo. - I nie płacz.
- Nie puszczę. - Zaparłam się, trzymając najmocniej, jak tylko byłam w stanie. - Zostajesz. - Siłowałam się z prawą ręką. - Działamy razem. Jak... Jak drużyna.
- Eve poszła samopas, zaś Lucia nie do końca wie, co robi. Ciągle zmienia zdanie. Dodaj do tego wraka. - Wskazała wolną dłonią na własną osobę. - No i jesteś ty. - Uścisk robił się luźniejszy. - Jesteś im potrzebna. Zbawiaj ten świat, bo moja rola. - Uwolniła rękę. - Właśnie się skończyła.
- May! - Ryknęła za nią, wskakując na plecy, aż runęłyśmy w dół. - To ja decyduję, kiedy koniec. Walczymy razem albo wcale.

~~~~~~~
Tym razem coś w inny deseń. To do czwartku.

sobota, 11 kwietnia 2020

Fragmenty Luci - księżycowa noc udręczonych


Z początku stałam po stronie siostrzyczki, potępiając dawną opiekunkę, która zastępowała mi matkę. Jednak to, co wtedy powiedziała, skruszyło serce. Wybaczyłam jej. Claire to nadal ta sama kobieta, ale tak jak każdy w sierocińcu, zboczył z właściwej ścieżki. Duchy przeszłości ponownie zagościły w ścianach placówki.
Nie byłyśmy aniołkami, więc zostawiłyśmy pokój za sobą i ostrożnie szukałyśmy pozostałych.

- Robi się ciemno, a lamp nikt nie włączył. - Zauważyłam brak światła na korytarzach. Chwyciłam za latarkę.
- Co jeszcze chowasz w plecaku? - Te oczy dziecinnej ciekawości błagały o odpowiedzi. - Lucia, powiedz, a wtedy ja zdradzę ci pewien sekret. Tego nie odkrył ani wasz przyjaciel, ani wy.
- No dobra. Pokażę ci. - Rozsunęłam suwak, ukazując zawartość. - Pamiętnik, w którym wszystko zapisuję. - Pozwoliłam jej zajrzeć do środka. - Scyzoryk na wszelki wypadek. Głównie służył, żeby usuwać nim pułapki. - Na moment wyjęłam przedmiot. - Stare czasy, ale dobrze zrobiłam, że mam go nadal ze sobą. - Jako ostatnie wyjęłam maleńką apteczkę. - Nie ma zbyt wiele bandaży. Jedna rolka i kilka plasterków. Dziewczyny powinny mieć więcej.
- Zupełnie jak braciszek. - Zachichotała lekko, odkładając wszystko do plecaka. - Dlatego wpadł w kłopoty.
- Czego dokładnie szukał? - Dopytałam. - Odkrył coś, prawda? Tajemnica?
- W piwnicy było coś jeszcze poza komorami. Czytał mi gazetkę o tym, że pani Maner zniknęła, a tam znaleźli ludzi. Dorosłych ludzi. - Wciąż stąpając po panelach, nie przerywała historii. - Trafili na trupa. Chłopak nieżywy, a młody. Nie zdradzili więcej. Braciszek był tak ciekawy, aż porwał się sam zbadać miejsce zbrodni. No i coś znalazł. - Przerwała, wskazując na panią domu. - Pani Claire!

Akurat pojawiła się w nieodpowiednim momencie. Wołała Carol, nie zwracając na nic więcej uwagi. Ciekawość ledwo trzymała się pod kontrolą, gdyż sekrety tego miejsca były na wagę złota. Zwłaszcza ile mogły pomóc, pozwalając sierotom spać spokojnie.

- Pani Claire! Tu jesteśmy! - Wciąż nie poddawała się, wołając opiekunkę. Wydawało mi się, że zachowywała się niczym w transie.
- Może nas nie słyszy. Lepiej mi powiedz to, co obiecałaś. - Uniosłam prawą brew. - Proszę. To wiele zmieni. Jeśli to niebezpiecznie, znajdziemy i pozbędziemy się raz na dobre. Wszystko wróci do normy.
- Nie kłam, Lucia. Ja nie chcę tego słyszeć! - Tupnęła nogami. - Nie ma tu naiwnych. - Tym tonem wzbudziła niepokój. Otoczka dziecka prysnęła. - Juan ledwo to powiedziała, ale zrozumiałam, o co chodzi. - Na chwilę przerwała, przecierając oczy. - Wisielce.
- To znaczy, że...
- Dzieci. Nasi rówieśnicy... Oni chcieli zniknąć.

~~~~~~~~~~
Sporo opóźniona notka, ale jednak niezbyt potrafię pogodzić wszystkie pisadła na raz. Do tego są też inne rzeczy. Wybaczcie. Katari nadal nie umarła. Wytrwajcie w tych domach.

wtorek, 7 kwietnia 2020

Notatka Claire - zanim będzie za późno


Nastąpiły mroczne czasy dla tego sierocińca, a wina wciąż stała po mojej stronie. Nieudolnie kłamałam, nie mając pojęcia co się ze mną dzieje. Nie mogłam dłużej zaprzeczać prawdzie. Krzywdziłam ich tak jak Maner. Po tym, co zobaczyłam w schowku, musiałam zerwać współpracę z Tobiasem. Ten uśmiech May udowodnił mi, że cała Colia miała rację. Stanowiłam zagrożenie, a zdrada ich ze śledczym była okrutnym błędem, za który gorzko zapłaciłam.
Obserwowałam z bezpiecznej odległości, jak dziewczynki gadały ze sobą. Nie mogłam je narażać po raz kolejny. Dystans był wskazany.

- Nie wiedziałam, że będzie tyle przygód tak blisko siebie. - Uśmiechnęła się Catalina. - Ale tęsknię za braciszkiem. Chcę go zobaczyć.
- Musisz uzbroić się w cierpliwość, słońce. Lekarze robią, co mogą, żebyście zobaczyli się ponownie. - Podniosłam wzrok od notatnika, w którym zapisywałam plan dnia. Widniały w nim zmiany. - Przepraszam was za wszystko. - Wyszeptałam do siebie. - Dołączycie do Carol? Mam coś do zrobienia. - Poprosiłam ledwo słyszalnym głosem.
- Coś się stało? - Lucia była spostrzegawcza, ale mimo to, nie potrafiłam jej wyjaśnić.
- W moim gabinecie została broń. Muszę ją zabrać, aby nikt nie zrobił sobie krzywdy. Wiecie, że to niebezpieczne? - Zwróciłam im uwagę. - Gdyby któreś z dzieci zabrało coś takiego, kłopoty miałby każdy. - Wyjaśniłam narastający niepokój. - Więc idźcie do niej.
- Ale potem wrócisz do nas? - Tego nie spodziewałam się usłyszeć. - My ci wybaczamy. Chciała pani dobrze. - Smutek pojawił się na twarzy pierwszej podopiecznej, która po latach zyskała ciepły dom. - Prosimy.
- Lucia. - Starałam się walczyć z natłokiem emocji. Podeszłam do nich bliżej. - Nie spocznę, dopóki nie będziecie całe i zdrowe. - Uśmiechnęłam się ciepło, tuląc je do siebie. Miałam wrażenie, że robiłam to ostatni raz. - Kocham was, moje dzieci.

Były bliskie płaczu, co tyczyło się i mojej osoby. Jednak czas uciekał. Im bliżej słońce chowało się za horyzontem, tym bardziej upiorna noc budziła się do życia. Otarłam łzy z policzków, pozostawiając dziewczynki same sobie. Ból rozdzierał serce.
Drzwi gabinety pozostały otwarte. Wzrokiem szukałam broni. Mały pistolet nie mógł ot tak wyparować. Ktoś tu był. Od dłuższego czasu zapominałam o istnieniu czegoś takiego jak system monitorowania budynku. Rzadko korzystałam z tego, ufając jedynie dzieciom oraz własnym zmysłom. Tym razem zawiodły mnie. Zasiadłam do komputera, przeglądając nagrania.

- Kim jesteś? - Spytałam, widząc odbicie cienistej postaci w monitorze. Po rozważnych krokach i bezszelestnym stąpaniu po podłodze rozpoznałam intruza. - Cholera. - Przeklęłam pod nosem. Dla pewności zbliżyłam na twarz. - Jasny gwint!

Nerwowo zamknęłam komputer wraz z gabinetem, ruszając do biegu. Być może cała drużyna Carol nienawidziła za dokonany akt zdrady, chociaż ostrzeżenia nie mogły zignorować.
Przeszukiwałam większość z pokoi sierot. Moje płuca błagały o litość.

- Carol! - Zawołałam przywódczynię organizacji. - Macie kłopoty! - Użyłam całej siły głosy, aż niósł się po ścianach sierocińca. - Zabieraj resztę i uciekajcie!

~~~~~~
I tak zamyka się kolejna część. Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

niedziela, 5 kwietnia 2020

Notatka Eve - zgadnij kto to


Składniki pasowały kropka w kropkę. Lista chemikaliów zgadzała się z planem Tox, a to wymagało poinformowania Colii, żeby zaprzestali kontaktu z Maner. Cholera. Przecież nowa opiekunka nazywała się Claire. Mój mózg rozpoznał wzorzec identycznych zachowań, dlatego też mogłam używać imienia zmarłej.

- Tu nie wolno wchodzić. - Przez znajomy głos powoli odstawiłam kartę na miejsce. - Wyjdzie pani dobrowolnie czy mam wezwać ochronę?

Pokręciłam głową, ociężale wycofując się do wyjścia. Krok po kroku. Za wszelką cenę unikałam wzroku lekarza.

- Evangeline Marclin, jak mniemam. - Westchnął ciężko. - A my cię szukaliśmy. Co za niespodzianka. - Uśmiechnął się przyjaźnie, żeby tylko mnie zmylić. - Doktor Ross, pamiętasz? - Podał rękę. - Wiesz, że muszę cię zabrać na oddział. Twoja choroba jest poważna.

Nie musiał przedstawiać swojej gęby. Tak pamiętnych oprawców mogłam rozpoznać na ślepo. Schowałam drżące ręce do kieszeni, wycofując się coraz szybszym krokiem.

- Nie uciekaj, Eve. Chcę ci pomóc. Jestem tym dobrym. - Zawołał, aż ruszył za mną.

Kłamał jak z nut. Moje ciało czuło tę iluzję troski. Zwłaszcza co zrobił w psychiatryku z ciekawskimi. Nie byłam jedyna, a ta szuja podle współpracowała z Maner. Tego nie dało się opuścić w niepamięć.
W biegu szukałam wyjścia z budynku. Bez paniki, Eve. Bez paniki.

- Znalazłem uciekinierkę. To Evangeline Marclin. Zablokujcie wszystkie wyjścia! - Wzmocnioną zdolnością zdołałam wyłapać wzywanie posiłków.

Krew ciekła z nosa, a to nie było moje największe zmartwienie. Deptali po piętach. Odbijające się uderzenia butów o podłogę rozchodziły się po całym szpitalnym korytarzu. Dyszałam coraz, mocniej, aż płuca błagały o litość. Musiałam zwolnić. Zatrzymałam się przed salą zabiegową. Weszłam do środka, a następnie oparłam się o szafkę, próbując uspokoić oddech.

- Dziwne. Nie mogła się rozpłynąć. Szukajcie dalej! - Za drzwiami roznosił się głos poirytowanego oponenta. Skuliłam się bliżej ściany.
- Jak... Cię dorwę. - Ledwo wydusiłam z siebie.
- To mnie zabijesz?

Nie mogłam w to uwierzyć. Znalazł mnie? Nerwowo odwróciłam się, biorąc do ręki skalpel.

- Zostaw mnie w spokoju! - Uniosłam nieco ton, tracąc kontrolę.
- Ale ja tylko chcę ci pomóc. Zostaw to i chodźmy do twojego domu. - Ten uśmiech powodował odruch wymiotny. Rzygałam nim.
- Mam swój dom! Odejdź albo zrobię ci krzywdę. Dołączysz do tej suki. - Wiedziałam, co mówiłam. Prawdziwą groźbę. - Głuchy jesteś?!
- Eve. - Zaczął podchodzić bliżej. - Chodź ze mną albo będę niegrzeczny. - Coś trzymał za plecami. Broń? Strzykawka? Z każdej strony stanowił zagrożenie.

W jednej chwili wrzasnęłam, dźgając go w ramię. To było za mało. Rzuciłam się do gardła, tnąc kawałek po kawałku tkanki, aż przebiłam się do tętnicy. Krwawił. Cała podłoga zalewała się paskudną posoką.

- Zamilcz wreszcie! Zamilcz!

~~~~~~~~~~
Przez dłuższe granie notka pojawia się opóźniona w niedzielę. Trochę krwawa, ale mówiłam, że trzeba przekroczyć granice.

czwartek, 2 kwietnia 2020

Notatka May - uśmiech jest lekarstwem na łzy


Czasami człowiek zakłada na twarz wiele masek, aby nie zarażać pesymizmem czy erupcją problemów. Nieważne nawet jakiej treści, skoro w ten sposób czują się bezpieczni. Carol znałam od wielu lat, dlatego tak trudno było utrzymać fałszywy uśmiech. Łzy napływały do oczu. Potrząsałam głową i weszłam do wolnego pokoju pełnych zabawek. Głównie misie różnorakiej wielkości.

- Tu raczej wina nie znajdziemy. - Prychnęłam. - Dzieci nie piją.
- Najpierw muszę opatrzyć twoje rany. - Wciąż uparta trzymała mnie, aby nie upaść. - Czegoś mi nie mówisz.
- Spokojnie, kochana. Niczego mu nie wypaplałam. Zejdziemy do kuchni? - Poprosiłam, powstrzymując z trudem narastający płacz. - Alkohol pomaga znieść ból.
- Więc tak chcesz mnie przekonać? - Westchnęła ciężko. - No dobra. Przystanę na to.

Powoli przestawiłam się na własną równowagę ciała, choć podtrzymanie się o poręcz było niestety konieczne. Z każdym krokiem po szczeblach schodów zmuszałam nogi do wysiłku. Starałam się odwrócić uwagę od szczypiących ran. Problem w tym, że nie wszystkie dało się wyleczyć. Uśmierzyć od bólu.
W kuchni nie zastaliśmy ani jednej żywej duszy. Niezbyt interesowałam się, co porabiały sieroty. Przede wszystkim Colia. Sekret musiał być zabrany do grobu.
W lodówce odnalazłam czerwone wino wytrawne. Nigdy w życiu nie miałam okazji, aby przełamać barierę abstynencji. Wzięłam jeden łyczek.

- Gorzkie! - Skrzywiłam się, a intensywny zapach uderzył w nozdrza.
- Dlatego nie pijesz, May. - Brzmiała dość poważnie, siadając z apteczką. - Pokaż to oko.
- Przeżyję. - Szybko wypiłam kolejną część kieliszka. - Boże! Paskudztwo! - Splunęłam do naczynia.
- Zaraz będę bardziej naciskać, jeśli nie powiesz mi, co ci zrobił ten drań. Mam pójść po Lucię, żeby ci wybiła głupoty z głowy? - Groźba niosła w sobie gniew, a mimo to czułam, że bała się.
- Nie tutaj, Carol. - Uśmiech powoli znikał z twarzy. - W łazience. Proszę.
- Będziesz musiała znowu wchodzić na górę, a chcę ci tego oszczędzić. - Odstawiła butelkę z trunkiem na bok. - Biblioteka?
- O ile nikogo tam nie ma. - Westchnęłam ciężko, ruszając cztery litery z dala od paranoi alkoholika. Nie mogłam zapijać problemów.

Nie wiedziałam skąd były takie pustki w pomieszczeniach. Może dzieciaki poukrywały się po kątach z lęku przed przesłuchaniem. Jednak to był czas na wyznanie prawdy. Zamknęłam drzwi, a następnie zasłoniłam rolety, aby nawet najmniejsza część światła nie przebijała się przez nie. Stanęłam przed przyjaciółką, zdejmując dżinsy. Wraz z nimi spadł pobrudzony sweter. Liczne cięcia zdobiły skórę.

- Zniszczył mnie. Wykorzystał, dotykał, ale... Nie dałam się. Niczego nie wie. - Ciało drżało, którego szpetota odrzucała. Brzydziłam się siebie. - Carol, pomóż mi zniknąć.

~~~~~~~~
Ciężko jest pisać w tym miesiącu. Pomysły nadal są, ale zmęczenie jednak dotyka. To odbija się na wszystkich pisadłach. Te campowe nawet nie ma konkretnego rozdziału, a jakiś dialog, ale to dopiero pierwsze dni. Trzeba znowu wejść w ten tryb, nie? Inaczej nie wiem jak to wszystko będzie działać. Siedźcie nadal w domu, szukajcie kreatywnych rozwiązań i dbajcie o siebie. Psychicznie i fizycznie.