sobota, 11 kwietnia 2020

Fragmenty Luci - księżycowa noc udręczonych


Z początku stałam po stronie siostrzyczki, potępiając dawną opiekunkę, która zastępowała mi matkę. Jednak to, co wtedy powiedziała, skruszyło serce. Wybaczyłam jej. Claire to nadal ta sama kobieta, ale tak jak każdy w sierocińcu, zboczył z właściwej ścieżki. Duchy przeszłości ponownie zagościły w ścianach placówki.
Nie byłyśmy aniołkami, więc zostawiłyśmy pokój za sobą i ostrożnie szukałyśmy pozostałych.

- Robi się ciemno, a lamp nikt nie włączył. - Zauważyłam brak światła na korytarzach. Chwyciłam za latarkę.
- Co jeszcze chowasz w plecaku? - Te oczy dziecinnej ciekawości błagały o odpowiedzi. - Lucia, powiedz, a wtedy ja zdradzę ci pewien sekret. Tego nie odkrył ani wasz przyjaciel, ani wy.
- No dobra. Pokażę ci. - Rozsunęłam suwak, ukazując zawartość. - Pamiętnik, w którym wszystko zapisuję. - Pozwoliłam jej zajrzeć do środka. - Scyzoryk na wszelki wypadek. Głównie służył, żeby usuwać nim pułapki. - Na moment wyjęłam przedmiot. - Stare czasy, ale dobrze zrobiłam, że mam go nadal ze sobą. - Jako ostatnie wyjęłam maleńką apteczkę. - Nie ma zbyt wiele bandaży. Jedna rolka i kilka plasterków. Dziewczyny powinny mieć więcej.
- Zupełnie jak braciszek. - Zachichotała lekko, odkładając wszystko do plecaka. - Dlatego wpadł w kłopoty.
- Czego dokładnie szukał? - Dopytałam. - Odkrył coś, prawda? Tajemnica?
- W piwnicy było coś jeszcze poza komorami. Czytał mi gazetkę o tym, że pani Maner zniknęła, a tam znaleźli ludzi. Dorosłych ludzi. - Wciąż stąpając po panelach, nie przerywała historii. - Trafili na trupa. Chłopak nieżywy, a młody. Nie zdradzili więcej. Braciszek był tak ciekawy, aż porwał się sam zbadać miejsce zbrodni. No i coś znalazł. - Przerwała, wskazując na panią domu. - Pani Claire!

Akurat pojawiła się w nieodpowiednim momencie. Wołała Carol, nie zwracając na nic więcej uwagi. Ciekawość ledwo trzymała się pod kontrolą, gdyż sekrety tego miejsca były na wagę złota. Zwłaszcza ile mogły pomóc, pozwalając sierotom spać spokojnie.

- Pani Claire! Tu jesteśmy! - Wciąż nie poddawała się, wołając opiekunkę. Wydawało mi się, że zachowywała się niczym w transie.
- Może nas nie słyszy. Lepiej mi powiedz to, co obiecałaś. - Uniosłam prawą brew. - Proszę. To wiele zmieni. Jeśli to niebezpiecznie, znajdziemy i pozbędziemy się raz na dobre. Wszystko wróci do normy.
- Nie kłam, Lucia. Ja nie chcę tego słyszeć! - Tupnęła nogami. - Nie ma tu naiwnych. - Tym tonem wzbudziła niepokój. Otoczka dziecka prysnęła. - Juan ledwo to powiedziała, ale zrozumiałam, o co chodzi. - Na chwilę przerwała, przecierając oczy. - Wisielce.
- To znaczy, że...
- Dzieci. Nasi rówieśnicy... Oni chcieli zniknąć.

~~~~~~~~~~
Sporo opóźniona notka, ale jednak niezbyt potrafię pogodzić wszystkie pisadła na raz. Do tego są też inne rzeczy. Wybaczcie. Katari nadal nie umarła. Wytrwajcie w tych domach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi