Nastąpiły mroczne czasy dla tego sierocińca, a wina wciąż stała po mojej stronie. Nieudolnie kłamałam, nie mając pojęcia co się ze mną dzieje. Nie mogłam dłużej zaprzeczać prawdzie. Krzywdziłam ich tak jak Maner. Po tym, co zobaczyłam w schowku, musiałam zerwać współpracę z Tobiasem. Ten uśmiech May udowodnił mi, że cała Colia miała rację. Stanowiłam zagrożenie, a zdrada ich ze śledczym była okrutnym błędem, za który gorzko zapłaciłam.
Obserwowałam z bezpiecznej odległości, jak dziewczynki gadały ze sobą. Nie mogłam je narażać po raz kolejny. Dystans był wskazany.
- Nie wiedziałam, że będzie tyle przygód tak blisko siebie. - Uśmiechnęła się Catalina. - Ale tęsknię za braciszkiem. Chcę go zobaczyć.
- Musisz uzbroić się w cierpliwość, słońce. Lekarze robią, co mogą, żebyście zobaczyli się ponownie. - Podniosłam wzrok od notatnika, w którym zapisywałam plan dnia. Widniały w nim zmiany. - Przepraszam was za wszystko. - Wyszeptałam do siebie. - Dołączycie do Carol? Mam coś do zrobienia. - Poprosiłam ledwo słyszalnym głosem.
- Coś się stało? - Lucia była spostrzegawcza, ale mimo to, nie potrafiłam jej wyjaśnić.
- W moim gabinecie została broń. Muszę ją zabrać, aby nikt nie zrobił sobie krzywdy. Wiecie, że to niebezpieczne? - Zwróciłam im uwagę. - Gdyby któreś z dzieci zabrało coś takiego, kłopoty miałby każdy. - Wyjaśniłam narastający niepokój. - Więc idźcie do niej.
- Ale potem wrócisz do nas? - Tego nie spodziewałam się usłyszeć. - My ci wybaczamy. Chciała pani dobrze. - Smutek pojawił się na twarzy pierwszej podopiecznej, która po latach zyskała ciepły dom. - Prosimy.
- Lucia. - Starałam się walczyć z natłokiem emocji. Podeszłam do nich bliżej. - Nie spocznę, dopóki nie będziecie całe i zdrowe. - Uśmiechnęłam się ciepło, tuląc je do siebie. Miałam wrażenie, że robiłam to ostatni raz. - Kocham was, moje dzieci.
Były bliskie płaczu, co tyczyło się i mojej osoby. Jednak czas uciekał. Im bliżej słońce chowało się za horyzontem, tym bardziej upiorna noc budziła się do życia. Otarłam łzy z policzków, pozostawiając dziewczynki same sobie. Ból rozdzierał serce.
Drzwi gabinety pozostały otwarte. Wzrokiem szukałam broni. Mały pistolet nie mógł ot tak wyparować. Ktoś tu był. Od dłuższego czasu zapominałam o istnieniu czegoś takiego jak system monitorowania budynku. Rzadko korzystałam z tego, ufając jedynie dzieciom oraz własnym zmysłom. Tym razem zawiodły mnie. Zasiadłam do komputera, przeglądając nagrania.
- Kim jesteś? - Spytałam, widząc odbicie cienistej postaci w monitorze. Po rozważnych krokach i bezszelestnym stąpaniu po podłodze rozpoznałam intruza. - Cholera. - Przeklęłam pod nosem. Dla pewności zbliżyłam na twarz. - Jasny gwint!
Nerwowo zamknęłam komputer wraz z gabinetem, ruszając do biegu. Być może cała drużyna Carol nienawidziła za dokonany akt zdrady, chociaż ostrzeżenia nie mogły zignorować.
Przeszukiwałam większość z pokoi sierot. Moje płuca błagały o litość.
- Carol! - Zawołałam przywódczynię organizacji. - Macie kłopoty! - Użyłam całej siły głosy, aż niósł się po ścianach sierocińca. - Zabieraj resztę i uciekajcie!
~~~~~~
I tak zamyka się kolejna część. Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi