Nie potrafiłam patrzeć na te wszystkie rany. Gdzie byłam, gdy ten drań przełamywał wszelkie dozwolone granice? Gdzie? To już nie była moja May. Dla cholernej tajemnicy poświęciła całą siebie, tracąc nieskalaną intymność. Czy taka cena opłaciła się w ramach milczenia?
Bez słowa wzięłam się za opatrywanie skaleczeń, a mogłam wyszczekać wiązankę przekleństw lub płakać. Powstrzymałam się, choć cierpiałam razem z nią. Jako liderka Colii podjęłam niewłaściwe kroki pół roku temu. Cały ten koszmar ciągnął się przez jedną zbrodnię. Lucia wykazała większy intelekt, dając mi do zrozumienia, jak wielki popełniliśmy błąd. W końcu dzieci spoglądały na świat odmiennym punktem widzenia.
- Claire cię wołała. To może być ważne. - Odsunęła się, zakładając dżinsy. - Chodźmy do niej. - Poprosiła, doprowadzając do pozornego porządku. Ślady po uderzeniach musiałby zakryć mocny makijaż, na co by się nie odważyła. - Carol, powiesz coś?
- A co mam mówić? - Starałam się brzmieć łagodnie, ale fala emocji rozlewała po ciele. - Zbieramy resztę i stąd spieprzamy.
- Naprawdę już nie chcesz ratować tych dzieciaków? - Westchnęła ciężko. - Nie patrz na mnie. Będę cię spowalniać.
- Bez ciebie nigdzie się nie ruszam, idiotko! - Wrzasnęłam na cały regulator głosu.
- Carol? - Zdębiała, a nawet nie wiedziała, z kim miała do czynienia. - Uspokój się.
- Chcesz zniknąć, a ja... Ja nie mogę ci w tym pomóc! - Odwróciłam się plecami, łkając po cichu. - Nie zostawiaj mnie, May. Błagam.
- Żaden facet nie będzie na mnie zaglądał, a ja chcę wymiotować, gdy muszę żyć z tak żałosnym ciałem. - Wyrzuciła z trudem. - O studiach też mogę zapomnieć. Wywalą za bycie kryminalistką, więc powiem mu, że to ja zabiłam Maner. Będziecie bezpieczni. Tylko na tym mi zależy.
Odruchowo rzuciłam się na nią, uderzając o klatkę piersiową. Na skraju wytrzymania ledwo znosiłam cały balast, a mimo to walczyłam o przyjaciółkę. Pokrewną duszyczkę.
- May, nie rób tego. Jeśli ktoś... Ma się poświęcić... - Nie pozwoliła dokończyć, wtrącając swoje dwa grosze.
- Lucia potrzebuje siostry. Musisz mieć czystą kartotekę. - Uśmiechnęła się słabo. - I nie płacz.
- Nie puszczę. - Zaparłam się, trzymając najmocniej, jak tylko byłam w stanie. - Zostajesz. - Siłowałam się z prawą ręką. - Działamy razem. Jak... Jak drużyna.
- Eve poszła samopas, zaś Lucia nie do końca wie, co robi. Ciągle zmienia zdanie. Dodaj do tego wraka. - Wskazała wolną dłonią na własną osobę. - No i jesteś ty. - Uścisk robił się luźniejszy. - Jesteś im potrzebna. Zbawiaj ten świat, bo moja rola. - Uwolniła rękę. - Właśnie się skończyła.
- May! - Ryknęła za nią, wskakując na plecy, aż runęłyśmy w dół. - To ja decyduję, kiedy koniec. Walczymy razem albo wcale.
~~~~~~~
Tym razem coś w inny deseń. To do czwartku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi