wtorek, 30 września 2014

Z przeszłości Andre- dar czy przekleństwo?

Obudziłem się w dziwnym miejscu. Nie było żadnych obrazów, tylko puste czarne ściany z jednym zakratowanym oknem. Jednym odruchem dotknąłem tyłu głowy i na ręce ujrzałem krew. Nie wiedziałem, co się stało. Byłem przerażony? Cholera. Gdzie ja jestem?
Na łóżku siedziała czarnowłosa dziewczyna . Nie znałem jej i na pewno nie znajdowałem się w Lagoonie. Byłem gdzieś indziej. Może ona mi powie. Chciałem ją zapytać, ale ona od razu udzieliła mi odpowiedzi.

-Nie zwariowałeś. Jednak jesteś w psychiatryku. Bez obaw. Nie zrobię ci krzywdy. Ktoś specjalnie cię tu wysłał. Jesteś z Lagoony. Zgadza się?- patrzyła na małe okienko.

Byłem w szoku. Nie musiałem nic jej mówić, a sama wiedziała na co chcę znać odpowiedź. Nawet znała moje takie jakby pochodzenie. Głównie większość czasu tam spędziłem.

-Tak. Jestem z Lagoony. Skąd o tym wiesz?- spytałem zdumiony jej domysłami

-Tez tam mieszkałam, aż mnie ta suka Maner   wyrzuciła. Odkryłam jej tajemnicę i poznałam przeszłość. No i za to trafiłam do tego porąbanego miejsca.- odwróciła się twarzą do mnie

Kurde. Nie wiedziałem, że tez tam mieszkała. I ona ją wywaliła za poznanie sekretów? Beznadziejne. A z resztą przypomniało mi się, że miałem zajrzeć do kieszeni. Tam miałem mieć jakieś wskazówki do czegoś.

-Masz tu coś do zrobienia. Wyjmij kartkę z kieszeni- wskazała na spodnie

Trochę to dziwne. To tak, jakby czytała mi w myślach. Chyba już zwariowałem w tym psychicznym wariatkowie.

-Nie zwariowałeś. Po prostu potrafię czytać ludzkie myśli. To dar, ale i też przekleństwo. Mów mi Eve- podała mi rękę

-Andre- przedstawiłem się, odwzajemniając gest

-Wiem, jak się nazywać, Znam twoje problemy i pragnienia. Odzyskałeś matkę, ale straciłeś zaufanie swojej dziewczyny Carol. Chcesz naprawić swoje błędy, bo bardzo jej zaszkodziłeś. Przez twoją głupotę może umrze- spojrzała mi w oczy, wgłębiając się w mój umysł

To mnie zamurowało. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo Carol cierpi przeze mnie i mój niby sojusz z Maner. Nie chcę jej zabić. Nadal ją kocham. Jest dla mnie wszystkim.

-Czy możesz wyjść z mojej głowy?- wściekłem się, bo to było okropne uczucie

-Wybacz. Mówiłam ci, ze to jest tez przekleństwo. Nie mogę tego zatrzymać. To działa z automatu bez kontroli. To skutek leków, które mi dawała- wyznała Eve

-Też chciałaś o czymś zapomnieć? Co zrobiłaś?- zaciekawiło mnie jej wyznanie

-Tak. O tym, jak widziałam śmierć mojej matki. Nie potrafię wymazać tego obrazu z pamięci

Nieco się z nią rozgadałem, ale miałem zadanie do wykonania. Z kieszeni wyjąłem kartkę.

-Znajdź moją teczkę podpisana nazwiskiem Clayton i zabierz ją do Lagoony. Jesteś mądry i znajdziesz sposób na ucieczkę . Tylko nie łącz z nikim sił. To tajna misja. Maner Serio to zrobisz?- wyczytała bez patrzenia w kartkę, bo myślałem  treści wiadomości

-Nie wiem. Jeśli to znajdę to sam zrobię z tym porządek.

-Dasz to Colii czy spalisz?

-Wiesz wszystko, więc więcej ci nic nie muszę mówić.

Obecność Eve mnie nieco drażniła.Zbyt wiele wiedziała. Była chodzącym skanerem. To było nie do zniesienia. A Maner chce jakiejś teczki. Mam jej to dać czy raczej sam coś z tym zrobię? Nie wiem, co uczynię, ale od tego zależy reszta mojego życia w sierocińcu.


No to mamy nową postać. Co o niej sądzicie? Czy jest dobra a może zła? Jak myślicie o notce? była ciekawa, czy nie bardzo? Piszcie ;)

poniedziałek, 29 września 2014

Z przeszłości May- dlaczego ty tu jesteś?

Cieszę się, że Colia zna prawdę o Maner. Poza tym mamy też schematy pułapek, co nam pomoże przy ich likwidacji.  Claire nam pomoże. Chce odzyskać Lagoonę i  my jej  w tym pomożemy, Zdecydowanie pod jej opieką będzie bezpieczniej, niż jest teraz. Jednak my też musimy ją wspierać. Walka z Maner nie może być w pojedynkę. To tylko da rezultat porażki.
Zeszłam do kuchni po coś do jedzenia. Było widać po jej bladej twarzy, że była głodna. Ja też chciałam coś przekąsić. Szybko posmarowałam kanapki masłem i dodałam do nich plasterki ogórków. Od razu opuściłam kuchnię, by Maner mnie nie nakryła. Jednak było zbyt cicho i nawet ani razu nie wyszła z gabinetu. Coś mi tu nie gra.
W podskokach wróciłam do pokoju.

-Proszę. Powinnaś coś zjeść.- podałam jej kanapkę

-Dziękuję- usiadłyśmy na łóżku

-Nie ma za co. Powinnam ci się odwdzięczyć bardziej za uratowanie mi życia.- uśmiechnęłam się, robiąc pierwszy gryz

-To nic takiego. Powinnam dziękować Lucii. To ona razem z twoją przyjaciółką nas znalazły- przypomniała Claire

-Wiem. Słyszałam.

Kiedy tak rozmawiałyśmy, niespodziewanie usłyszałam dźwięk stłuczonej szklanki.

-Wybacz. Muszę coś sprawdzić- byłam nieco zdenerwowana

-Znowu pułapka?- spytała również poddenerwowana

-Nie wiem. Zaraz wrócę- wyszłam na korytarz

Najpierw zajrzałam do kuchni, ale nic tam nie było. Żadnego szkła na podłodze. Przy łazience zauważyłam jakąś postać. Miała czarne włosy długie do ramion i bardzo białą twarz. Wyglądała na dorosłą. Kim ona jest?
Przyjrzałam się jej uważnie. Rysy twarzy przypominały Andre. Jego matka? To niemożliwe. To mi się chyba śni.

-Przepraszam. Co pani tu robi?- dotknęłam jej ramienia, a ona od razu odskoczyła na bok

Była chłodna. Co to ma znaczyć?

-Nic ci nie zrobię. Możesz mi powiedzieć, kim jesteś?- spytałam ostrożnie, czekać, aż nieco się uspokoi

Wszędzie były koło niej potłuczone odłamki luster. Jest w szoku.

-Gdzie mój syn?- odważyła się zapytać

To było dziwne. Pytała o syna. Czyli to jest matka od Andre. Podejrzenia się sprawdziły. Jakim ona cudem przeżyła? Może ktoś jeszcze ocalał. Może moi rodzice też nadal żyją. Mam taką nadzieję, bo szybko się ze mnie to nie wypali.

-Pani jest matką Andre, tak?- spytałam dla pewności

-Tak. Proszę, zaprowadź mnie do niego- prosiła na kolanach

Uklękła na szkle. Bardzo była zdesperowana. Musiałam jej pomóc, nawet nienawidząc Andre. Poszłyśmy do jego pokoju, ale jego tam nie było. Nigdzie go nie znalazłyśmy. Nagle znowu usłyszałam hałas. Ktoś spadł ze schodów. O Boże. To pewnie Carol. Szybko podbiegłam do niej.

-Nic ci nie jest?- spytałam wystraszona

-Nic nie widzę!- krzyczała zrozpaczona

Kobieta stała nad nami, patrząc, jak pomagam wstać Carol.

-Już dobrze. Zaraz cię zabiorę do pokoju. Jak nic nie widzisz to nigdzie nie wychodź- poprosiłam ją o to

-Chciałam tylko iść do kuchni.- wyjaśniła powód wyjścia z pokoju

-Następnym razem napisz do mnie SMS-a- otworzyłam jej drzwi, kładąc ją na łóżko

Teraz musiałam zająć się matką Andre. Też mnie to zdziwiło, że nie było go w sierocińcu. Postanowiłam ukryć ją w pokoju jej syna. Tam będzie bezpieczna. Na razie. Zniknięcie Andre było dosyć niepokojące. Nie powinnam się o niego martwić, ale też jest narażony na Maner. Nawet bardziej niż my wszyscy. Co ta baba zaś wymyśliła? Chce wojny? Będzie ją miała.




No i tą notką kończę nudę. Mam nadzieję, ze jakoś wyszła bez chaosu, czy błędów.Liczę na szczerą wypowiedź na temat notki. Jutro będzie zapowiedziana akcja. Jeśli macie pytania, pytajcie. Aha i mój blog dołączył do Sowiego przylądka. Zapisany jako Dramat. Może w ten sposób znajdę więcej czytelników. Kto wie. Liczę na to ;)


niedziela, 28 września 2014

Z przeszłości Carol- nie współczuję bestiom

Musiałam wyjść z pokoju. May się odezwała. Napisała o pilnym spotkaniu u niej. Co jest grane? Może coś odkryła? Tylko  jak bardzo to jest ważne? Trzeba to sprawdzić.
Lucia tez otrzymała wiadomość i razem z nią poszłyśmy do naszej przyjaciółki. W jej pokoju zastałyśmy Claire. Wciąż nie byłam przekonana, by jej ufać. A jednak May chce, żeby była przy tej rozmowie. Przecież nie zostawiła nas i pomogła. Poza tym nie doniosła na nas, więc odrobinę zaufania może być dobre. Usiadłyśmy wszystkie na łóżku, patrząc, jak otwiera laptop, szukając jakiś plików. Byłam ciekawa, czym nas zaskoczy. Lagoona ma wiele tajemnic jeszcze nie odkrytych, a sama Maner jest zagadką.

-Ta sprawa jest dla nas wszystkich bardzo istotna. Claire możemy ufać, więc postanowiłam, żeby była przy tej rozmowie- rozpoczęła May

Coś dla wszystkich? To też łączy Claire? Ciekawe.

-Ok, niech tak będzie- kiwnęłam głową

Kilkoma kliknięciami otworzyła jakiś folder z dokumentami. Wydawał mi się znajomy. Plan Tox, Maner Clayton, Lagoona. Czyli May musiała włamać się do jej biura. Zuch dziewczyna.

-Znalazłam w jej dokumentach dosyć dużo prywatnych plików. Są tu zapisy z psychiatryka- kliknęła na ikonkę

Nie wierzyłam, ze cały ten czas mamy do czynienia z psychiczną wariatką. Z tych danych wynikało, że uciekła i nie wyleczyli jej. Adres wskazywał na bliskie położenie. Praktycznie kilka metrów za sierocińcem. Czy to ma jakieś znaczenie? Słuchałam, co miała nam jeszcze do powiedzenia.

-Czyli ona jest chora?- spytała Lucia również zdziwiona na te informacje

-Tak, to prawda.

-A czym było to spowodowane?- pytałam, bo coraz bardziej byłam ciekawa, co nam jeszcze wyzna

-Powiem krótko. Maner nie może mieć dzieci i, jak się o tym dowiedziała to wpadła w depresję. Chciała się zabić, ale nie udało jej się

O cholera. Co ja słyszę? Ona nie może mieć dzieci i dlatego zabrała sierociniec swojej matce? A te zabójstwa naszych rodziców to tylko po to, by mieć dzieci przy sobie? Szok. Po prostu szok. Długo stałam zawieszona myślami.

-I przez to zabrała mi Lagoonę. Próbowała mnie zabić, ale zawsze była kiepskim chemikiem, więc arszenik nie położył mnie do grobu- podsumowała Claire

-Ona nie ma żadnych granic. Może zrobić wszystko!- wściekła się May

Miała rację. Pułapki to nic, a próba zabicia własnej matki to już bestialstwo.

-Na szczęście w jej komputerze znalazłam schematy i rozmieszczenie pułapek. Rozmontujemy je  i będziemy nieco bezpieczni- uspokoiła nas

Miała dobry plan, ale jak długo nam to zajmie. Mam nadzieje, że Andre nam w tym nie przeszkodzi. Po skończonym spotkaniu wróciłam do swojego pokoju. Był dopiero początek dnia, a czułam się zmęczona. Na chwilę miałam zawrót głowy i upadłam na łóżko. Znowu widziałam ciemność. Jak długo to jeszcze potrwa? Mam tego dość.


Podzieliłam pewną cześć historii na fragmenty, ale jak dojdę do Andre to będzie ciekawiej. N a razie mogę tylko zanudzać takimi notkami. Jeszcze od May i macie ciekawszą notkę. Będzie niezapomniana. Aha i dojdzie kolejna osoba. Kto to taki? Śledź dalsze losy w Lagoonie, a dowiesz się, kim jest owy człowieczek. Komentujcie, czytajcie, Czyli to , co zawsze ;)

sobota, 27 września 2014

Z przeszłości Lucii- prawdziwe oblicze

Ktoś ciągle mną potrząsał. Czemu ktoś chce mnie budzić? Jak będę chciała wstać to wstanę. To chyba logiczne, ale ten ktoś nie przestawał. Dopiero, jak rozchyliły się powieki ujrzałam Carol. Co ona tu robi? Dopiero Słońce wstało.

-Jak się czujesz, Lucia?- spytała troskliwie

-Dobrze, a czemu pytasz? Coś się stało?- zapytałam niepewnie

-Tam w piwnicy...- przerwała i nie chciała więcej mówić

Sama musiałam zrozumieć, co chciała powiedzieć. Piwnica? Taka z rowerami ? W sierocińcu nie ma czegoś takiego. A może to jest inna piwnica. Inna?
I wtedy zaczęłam sobie wszystko porządkować w głowie. Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie obraz tego pomieszczenia. Były drzwi, schody, ściany z jednym okienkiem. Czy to wszystko? Nie, to nie był koniec. Ze wspomnienia tamtej nocy widziałam jakieś krzesło i komory. Zakryłam swoja twarz podkulając nogi do głowy. Przypomniałam sobie, co strasznego musiałam widzieć tam na dole.

-Lucia, co się dzieje?- spytała, chwytając mnie za rękę

-Powiedz mi, że Maner nie jest morderczynią? Nie zabiła tych ludzi z piwnicy?- liczyłam, że to wszystko jest jakąś wielką pomyłką

Przez chwilę milczała. Nie odezwała się ani jednym słowem. Nieco byłam spokojna i usiadłam normalnie wyprostowując nogi. W końcu po tej niezręcznej ciszy, odezwała się.

-Niestety to prawda.

-Jak długo o tym wiedziałaś?- wydawało mi, się, że tylko ja o tym nie wiedziałam

-Kilka dni. Nie chciałam ci o tym mówić, bo bałam się twojej reakcji- wyznała

W sumie Carol ma rację. Gdybym wcześniej poszłam z nimi do piwnicy to byłoby ciężko. A tak byłam zmuszona pomóc May i matce Maner. Wyszło na dobre. Tak mi się wydawało.

-A co z nimi? Uwolnieni?- spytałam, bo byłam ciekawa, czy akcja ratunkowa się powiodła

-Tak. Nic im nie jest. Wszystko poszło zgodnie z planem, oprócz tej pułapki nad drzwiami

-Pułapki?- Maner nie próżnuje

Kiedy stąd uciekniemy? Do czego musi dojść, by Maner zrozumiała, jakie błędy popełnia?




Notki są coraz krótsze i słabsze. Brakuje weny do tworzenia. Chciałam zacząć od Andre, ale według kolejności ma być notka od Lucii. Niestety muszę pilnować kolejności. Wybaczcie, ze się na mnie zawiedliście, ale nastąpił niespodziewany kryzys. Oby szybko minął, bo zależy mi na Unprotected. Piszcie szczerze, co o tym sądzicie. Niebawem podsumowanie sezonu.

piątek, 26 września 2014

Krąg tajemnic Maner- wszystko jest możliwe

Wariat. Inaczej  nie mogę nazwać Andre. Po jaką cholerę wyjął ciało trupa z komory? Jak on się dostał do piwnicy? Czy nie ma lepszych zajęć do roboty?
Zeszłam na dół, a tam były otwarte drzwi. W ścianę było  wbite ostrze. Czyli ktoś uruchomił pułapkę. Tylko kogo korciło tu wchodzić? Przewrócone krzesło? One uciekły. O kurde. Mam przerąbane. Muszę znaleźć Claire, bo May pewnie jest w swoim pokoju.
Z wściekłości rzuciłam krzesłem o ścianę. Byłam zła na siebie. Za to, jak nie dopilnowałam więźniów. W dodatku Andre zabrał jedno z ciał, tylko matki. On zaczyna wariować. Nie wiem, czy mogę mu powierzyć kolejne zadanie, a potrzebuję go.
Kiedy nieco ochłonęłam sprawdziłam inne komory, czy kogoś nie brakuje. Na szczęście wziął tylko nią. Teraz musiałam rozmówić się z nim. Może jeszcze będzie posłuszny i zrobi, co mu każde, nawet coś okropnego. Do tego doszło, że wszystko jest do wykorzystania. Zwłaszcza moc ostrza.
Powoli kroczyłam po schodach, zmierzając do jego pokoju. Delikatnie pociągnęłam za klamkę, otwierając drzwi.

-Już się ogarnąłeś?- spytałam, patrząc, jak ciało jego matki leżało w jego łóżku przykryte kocem

-Zawsze jestem ogarnięty. Nie to, co ty- wymierzył na mnie wzrokiem

-Uważaj, co mówisz, Andre. Nie widzisz, co ty robisz? Myślisz, że twoja matka nadal żyje. Może chcesz trafić pod opiekę psychiatry?- zasugerowałam

-Nie jestem szaleńcem. Ona żyje! Słyszałem jej oddech!- wykrzyczał, przekonując do swoich racji

Biedny Andre. Postradał zmysły. Jednak może jeszcze uda mi się jakoś go wykorzystać.

-Mam do ciebie pewne zadanie. Czy wykonasz je, mimo wszystko?- podeszłam do niego nieco bliżej, odsuwając go od łóżka, bo ciągle dotykał czoła matki

Wahał się. To było widać, bo zastygnął w miejscu. Myślał nie będąc świadomy, co będzie musiał zrobić.

-Tak. Mów, co mam zrobić- wykrztusił ledwo słowa

-Musisz coś dla mnie odzyskać. Wszelkie wskazówki znajdziesz na kartce w kieszeni od spodni.

-A czemu tam?- zdziwił się

-Bo tak- stłukłam mu wazon na głowie

Upadł bezwładnie na ziemię. Szybko go wzięłam ze sobą do drzwi wyjściowych. Położyłam go tam, a ja zajęłam się dalszym planem. Wykręciłam numer do pewnej placówki psychiatrycznej w Niemczech. Była blisko Lagoony, więc łatwo go odnajdę.

-Dzień dobry. Mówi Alicia Trade. Dzwonię w sprawie pewnej sieroty, która chciała popełnić samobójstwo wielokrotnie w sierocińcu. Proszę, żebyście mu pomogli. Podaję adres

Podałam im wszelkie dane potrzebne do znalezienia sierocińca. Wiem, że Andre będzie na mnie wściekły, ale to jedyny sposób.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam kluczami. Do środka weszła kobieta i mężczyzna w fartuchach białych z plakietkami placówki.

-To on?- wskazała na Andre, leżącego na ziemi

-Tak. Proszę pomóżcie mu. To jeszcze dzieciak. Powinien jeszcze żyć- udawałam błaganie, a on od razu go zabrali do białej furgonetki

-Bez obaw. Zajmiemy się nim

Kiedy odjechali z placu, odczułam ulgę. Teraz Andre mógł wykonać zadanie. Gdy się obudzi to sobie przypomni, co ma zrobić.  I ja będę zadowolona. Mam więcej czasu na szukanie swojej matki. Dla bezpieczeństwa zamknęłam drzwi do Lagoony. Już nikt stąd nie wyjdzie.




Wybaczcie, że znowu nie popisałam się zbyt dobrze kolejną notką. Jeśli wyłapiecie błędy lub chaos to bardzo za to przepraszam. Nie będę obwiniać powodów takiej weny, ale po prostu brak czasu. Co o niej sądzicie? Wszelka dyskusje na różne tematy możecie poruszyć w zakładce zapytaj autorkę. Może ktoś będziesz chciał z tego skorzystać a tak to liczę na wasze komentarze pod notką ;)

czwartek, 25 września 2014

Krąg tajemnic Andre- w stanie hibernacji

Obudziły mnie dziwne hałasy. Coś, jak dźwięk pił. Ktoś uruchomił pułapkę. Czyli nadal nie przerywają swojej misji. Na szczęście mnie to już nie dotyczy. Niestety sprawy Lagoony nie były mi obojętne. Po części związałem siły z Maner, by nie być sam, ale to tylko przykrywka. Chcę znać prawdę o śmierci rodziców. Wszyscy mówili, że to jej sprawka, a widziałem komory. Jakoś miałem wrażenie, że oni wszyscy są za hibernowani. Żyją? To niedorzeczne.
Zszedłem tego samego wieczora do piwnicy. Co dziwne to drzwi były otwarte. Zajrzałem i zauważyłem leżące krzesło z porwanymi linami. Kogoś tu przetrzymywała? Kogo i po co? Podszedłem bliżej jednej z komór. Od razu rzuciło mi się w oczy inicjały. T.Strifer. Mój ojciec, który niby zmarł na zawał? Czyli ona mi go zabrała? Nie wybaczę jej tego.
Nieco wahałem się, czy zniosę widok martwego ojca. Ostrożnie wysuwałem komorę. Gdy zobaczyłem jego bladą twarz, oczy mi się zaszkliły.

-Dlaczego go zabiłaś. Dlaczego?- upadłem na kolana, patrząc ku ziemi

Ledwo znalazłem siły na sprawdzenie ostatniej komory. Mojej matki. Wstałem podpierając się o ścianę. Stanąłem przy jej komorze i powoli przysuwałem do siebie. Przybliżyłem twarz do zbiornika z ciałem. Przez szybę zauważyłem, jak oddycha. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie dość, że byłem w szoku to mogłem być szaleńcem. Aby się upewnić o związku z hibernacją i upozorowaną zbrodnią, otworzyłem komorę. Nie myślałem, co robię, ale bardzo chciałem zobaczyć matkę żywą. Czy to możliwe? Taką miałem nadzieję.
Czekałam zaledwie parę minut, a nadzieja mnie nie opuściła. Nie wątpiłem w zdarzenie się jakiegoś cudu. Czułem, że ona do mnie wróci. Uwolni mnie z tego popapranego miejsca.  Niestety nic się nie działo.Nawet nie otworzyła oczu. Leżała sztywno z wyziębionym bladym ciałem. Żadna ręka nie uniosła się w górę. Traciłem szansę na odzyskanie mojej rodzicielki. Jednak wpadłem na pewną myśl. Wyciągnąłem ją z komory i zabrałem do swojego pokoju. Było mi ciężko nią dźwigać po schodach, ale jakoś udało się mi dotrzeć do pokoju bez jakichkolwiek przeszkód. Niespodziewanie, jak otworzyłem drzwi, stała nade mną Maner. Cholera. Mam przerąbane.

-Co ty do cholery wyrabiasz?- zaczęła krzyczeć

-Nic.- nie umiałem nic innego powiedzieć, jak wbijała we mnie swój okropny wzrok

-Przecież widzę, że zabrałeś jakiegoś trupa. Czy ty już całkiem zgłupiałeś?- nadal unosiła swój ton

-To ty zgłupiałaś debilko. Dlaczego mnie okłamałaś? Moja matka wciąż żyje!- wściekłem się i uniosłem pięści, zbliżając do jej twarzy

Osłupiała, jak słyszała, co do niej powiedziałem.

-Nie nazywaj mnie tak. Chcesz poznać serio moje prawdziwe oblicze? Już nie będę taka milutka dla ciebie.- zagroziła

-Już poznałem. Upozorowałaś śmierć tych wszystkich rodziców a oni żyją. Jesteś szalona . Powinnaś się leczyć.

-Jakoś nie pomogło- zaśmiała się i wyszła


Wybaczcie za długość, ale nie mam zbytnio czasu na pisanie. Przygotowuję się do pewnej roli i jest to czasochłonne. Doba, piszcie, co uważacie. Jeśli nałapiecie jakieś niedocisłości czy chaos to przepraszam . Teraz czekam na wasze komentarze ;)








środa, 24 września 2014

Krąg tajemnic May- czy mogę ci zaufać?

Cały obraz się trząsł przede mną. Coś wyrwało mnie ze snu. A raczej ktoś. Gdy otworzyłam oczy, spostrzegłam nieznaną mi twarz, a jej ręka szturchała moje ciało. Siedziała obok mnie jakaś kobieta. Uważnie się jej przyjrzałam i zauważyłam, że Maner była podobna do niej. Co to znaczy? Rodzina?

-Jak się czujesz?- spytała, a ja nie wiedziałam, co mam mówić do obcej mi osoby

Tego bym od Maner nie usłyszała. Nie mogą być ze sobą spokrewnione, tylko skąd takie uderzające podobieństwo?

-Kim jesteś? - jedyne, jakie wymyśliłam pytanie na poczekaniu

-Noe bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Nazywam się Claire. Ty jesteś May, tak? Twoja przyjaciółka się o ciebie bardzo martwiła. Czy wiesz, czemu zostałaś zamknięta?- wyjaśniała mi pewnie fakty, ale nic nie rozumiałam

Jakie zamknięcie? Skąd wie, jak się nazywam?

-Nie wiem o czym mi mówisz, ale czemu byłam zamknięta?- patrzyłam na nią, czekając, aż udzieli mi jakiejś sensownej odpowiedzi

- Nie tylko ty tego nie wiesz. Twoja przyjaciółka podejrzewa moją córkę

No i to mnie zszokowało. Czyli ona jest jej matką? To już jest chore. Jak ona się tu dostała? Czemu teraz?

-Jak tutaj weszłaś? Przecież nikt nie może tu wejść. Nie da się!- byłam podirytowana

-Nie od dziś znam przejście do budynku,. Kiedyś było awaryjne w razie pożaru, ale potem zostało usunięte. Znalazłam je przykryte liśćmi. No trafiłam do jakiejś chyba piwnicy i cię tam znalazłam. Twoi przyjaciele nas uratowali. Zwłaszcza ta maleńka Lucia- opowiedziała o całym zajściu, co się wydarzyło

Powoli zaczynałam wszystko rozumieć. To Maner stała za moim porwaniem, bo inaczej tego nie umiem nazwać.

-Znasz Lucii?- spytałam z niedowierzaniem

-Kiedyś Lagoona była pod moją kontrolą, ale teraz to moja córka nim rządzi. I w pierwszych latach to Lucia była moja pierwszą podopieczną. Po stracie rodziców w wypadku samochodowym trafiła w mojej ręce.

-Na pewno zginęli w wypadku?- dopytałam

-Tak. A czemu uważasz, że było inaczej?- zdziwiła się

Wyjęłam swój laptop, gdzie miałam wszystkie pliki z komputera Maner. Nim byłam gotowa jej pokazać...

-Czy mogę ci zaufać? Nie zdradzisz tego, co zobaczysz?- liczyłam na pomoc, a przy okazji na zrozumienie

-Bez obaw. Możesz mi zaufać. Wiesz, że gdybym cię nie wzięłam z piwnicy to byłabyś skazana na Maner?

Miała rację. Tylko, czy mogę zaufać matce największej zbrodniarki? Czy mogę zaufać komuś, kogo widzę pierwszy raz? Zaryzykowałam i pokazałam jej pliki. Pokazałam najpierw o początku sierocińca, aż doszłyśmy do dokumentu ze zgonami zmarłych rodziców sierot z Lagoony. Na początku listy byli rodzice Lucii.

-Zginęli od strzału z broni. To niemożliwe. Czyli ona wszystko zmieniła?- była w szoku i nie dziwiłam się jej reakcji

-Dziękuję za pomoc. Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić...- przerwała mi

-Pozbyć się mojej córki. Chcę odzyskać sierociniec. Mogę na ciebie liczyć? - poprosiła, a ja zgodziłam się

Liczyłam , że Claire lepiej się nami zajmie. Pewnie przeczucie mówiło mi, by uważać komu powierzam tajemnicę. O Colii nie wspomniałam, bo tylko Carol może to zrobić jako dowódczyni.


Znowu krótko, ale notka jest szybciej. Mam nadzieję, ze się podoba? Na cos czekacie? Macie pytania, albo coś tu nie pasuje? Piszcie ;) Aha i jestem dostępna na gmail, gdyby ktoś chciał podyskutować ;)


yoanka2415@gmail.com



wtorek, 23 września 2014

Krąg tajemnic Carol- w jedności siła

Ciemność. Znowu widzę ciemność. Czy ja naprawdę stracę wzrok? Dlaczego ja? Za co to jest kara? Musiałam się uspokoić. To szybko minie i będę znowu widziała normalnie.
Leżałam na łóżku, kierując swoją głowę w górę. Lekki usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Nie poznałam osoby, która weszła do mojego pokoju.

-Kto idzie?- zapytałam

Po głosie poznałam Lucii. Słyszałam, jak szła w moja stronę, ale nie mogłam tego zobaczyć.

-Musisz mi pomóc. May jest zamknięta z kimś w piwnicy- wykrztusiła z siebie

-Skąd wiesz o piwnicy?- zdziwiłam się, bo tylko ona nie znała tego miejsca

-Jak nie schowek to piwnica. Szukałam kluczy w biurze wiesz kogo?- wyjaśniła

-Wiem. A jak to się stało, że jest zamknięta?- zdenerwowałam się

Powoli już widziałam przed sobą jej twarz i różne obiekty w pokoju. Nareszcie oddano mi oczy.

-Nie wiem, ale musisz mi pomóc. Trzeba iść zabrać klucz z gabinetu tej złej. Dobrze się, czujesz?- prosiła o wsparcie i zgodziłam się, ale nie pokazywałam po sobie, ze jestem zbyt słaba, by jej pomóc

-Tak. Mną się nie martw. Idziemy po klucz- wstałam z łózka, biegnąć do drzwi

Gwałtownie je otworzyłam na oścież nie hałasując. Skradałyśmy się po cichu do celu. Nie dość, że zapewne była prawie druga w nocy, to bez latarek chodziłyśmy w ciemności. Dziwne był fakt taki, ze drzwi od gabinetu były otwarte, a Maner spała przy biurku. Lucia wskazała mi miejsce, gdzie znalazła klucz. Jednak nic tam nie było.

-Dziwne. Był tu. Dobrze pamiętam, skąd brałam- osłupiała Lucia

-Skoro był tu musi gdzieś być.- wyszeptałam do niej

Rozejrzałyśmy się po całym pokoiku, zaczynając od haczyków z innymi kluczami, potem szperałyśmy obok jej garderoby, ale wciąż nic. Wtedy sobie coś przypomniała. Doznała olśnienia i podniosła klucz z ziemi.

-To ten - ucieszyła się, znajdując zgubę

-No to idziemy po May

Poszłyśmy po schodach do drzwi, które były od piwnicy. Klucz idealnie pasował do zamka. W kilka sekund drzwi zostały otwarte. Lucia była przerażona, jak zobaczyła przywiązaną May i komory obok niej. Oparła się o ścianę, zakrywając swoja twarz. Była w ogromnym szoku.

-A jednak wam się udało. Dziękuję za pomoc. Teraz trzeba zabrać tę dziewczynę. Nie wygląda źle, ale nie wiem, co znia zrobiła Maner- powiedziała nieznajoma

-Skąd pani ją zna?

-Jest moją córką. Przykro mi, ze macie z nią kłopoty. Pomóżcie mi odzyskać sierociniec, a problemy się skończą- odparła, licząc na nasze wsparcie

Chce odzyskać Lagoonę? Czyli to ona najpierw sprawowała tu władzę. Lucia na pewno ją kojarzy, ale ja niestety późno tu trafiłam i jej nie poznaję. Wydawała się przeciwnością Maner. Może warto jej zaufać i pomóc? Obym tego nie pożałowałam.

-Chętnie pani pomożemy. Eee...- zająknęłam się, bo nie wiedziałam, jak mam się do niej zwracać

-Claire. Tak możecie mi mówić.- kiwnęła głowa

Rozwiązałam May i sprawdziłam, jak bardzo z nią jest źle. Delikatnie potrząsnęłam nią, ale ona ani nie drgnęła. To mnie zaniepokoiło. Ta kobieta zajęła się nią przez chwilę, bym mogłam sprawdzić, czy Lucia się otrząsnęła po odkryciu.

-W porządku?- lekko ją szturchnęłam w ramię

-Nie, nie jest w  porządku. Zabierz mnie stąd. Nie chcę tu być- rozpłakała się i leżała bezwładnie przy ścianie

-Dobrze. Zabiorę cię do pokoju- podniosłam ja z ziemi i matczyny sposobem wyniosłam z piwnicy

Claire tak samo zrobiła z May. Gdy byliśmy poza tym strasznym miejscem, rozległ się dźwięk jakiejś maszyny. Wyczułam zagrożenie.

-Na ziemię!- krzyknęłam na ostrzeżenie

To była jedna z pułapek. Nad naszymi głowami zawirowały ostre okrągłe  piły  . Całe szczęście uszło bez żadnych ran.

-Co to było? - stanęła w szoku

-Pani córka umieściła pułapki w tym budynku, by nikt się stąd nie wydostał- wyjaśniłam krótko

-Jak ona może. Brzydzę się jej. Czy ona nie wie, ze komuś może zrobić krzywdę?

-Nawet wie, ale nie przeszkadza jej to. Taka już jest.

Claire zabrała May do jej pokoju. Wskazałam drzwi. A Lucia tez trafiła do swojego kącika. To była najstraszniejsza noc, Prawie zginęłabym przez jakąś chora pułapkę, poznaję matkę wiedźmy no a w dodatku May została przez nią porwana? Czego mogę się jeszcze spodziewać po Maner?



Trochę sie pomieszało,ale powinno byc dobrze. Sami oceńcie, jak wyszło. Czy macie jakies pytania? Walcie śmiało. Aha i przepraszam za tak późną publikacje, ale brat okupował cały czas kompa, a w szkole była do szesnastej, więc jest spora strata czasu.



poniedziałek, 22 września 2014

Krąg tajemnic Lucii- klucze

 Nastąpiła głucha cisza.  Nikt nic nie mówił, ale słyszałam coś dziwnego. To było dość późnym wieczorem. Jakieś krzyki pod podłogą. Wyszłam na korytarz i zauważyłam, jak Maner zamykała jakieś drzwi. Czy ona tam coś ukrywa? Spojrzałam na nią, gdy oddalała się do swojego gabinetu. Nikogo nie zauważyłam na korytarzu, więc cichymi stąpaniami po drewnianych schodach zeszłam na dół. Podeszłam do tych drzwi, które zamknęła na klucz. Przyłożyłam do nich ucho i usłyszałam czyjś oddech. Ktoś tam był? Czemu ten ktoś tam siedzi? Może to jakiś pokój, ale zamykany na klucz przez opiekunkę Lagoony? Dziwne, a nawet bardzo podejrzane.

-Halo. Czy ktoś tam jest?- powiedziałam szeptem przez dziurkę od klucza

Nikt się nie odzywał przez chwilę, aż nagle  przemówiła kobieta. Poznałam po delikatnym głosie

-Kto mówi? Kim jesteś? - spytała

-Jestem Lucia. Mieszkam tu. A pani? - nadal mówiłam szeptem, by nikt nas nie usłyszał, zwłaszcza Maner

-Mów mi Claire. Lucii, czy możesz otworzyć drzwi?- poprosiła

Była dosyć spokojna. Prosiła o otworzenie drzwi bez hałasu i zdenerwowania. Musi być ze stali skoro nie pokazuje strachu.

-Nie mam kluczy. Przykro mi, a czy tam z panią ktoś jest?- dopytałam, by wiedzieć ile osób było w potrzasku

-Tak. Jakaś dziewczyna. Ma brązowe włosy kręcone i taki sam kolor oczu. Czy ją znasz?

O Boże. Opis pasuje do May. Co ona tam robi? Maner ją zamknęła? Co się dzieje? Dlaczego ona im to robi?

-Tak, to moja znajoma. Nazywa się May. Zaraz pójdę po klucze- zdecydowałam się pójść do paszczy lwa, czyli  zmierzyć się z opiekunką Lagoony

Chciałam je uratować. Nieznaną mi kobietę, która wydaje się miła i May- naszą członkini Colia. Niepewnie stąpałam po ziemi. Ciągle bałam się, że Maner mnie zaskoczy i coś mi zrobi. Musiałam działać szybko. Ona siedziała w gabinecie, a klucze leżały na haczyku przy jakiejś szafce. Niestety tam było ich wiele i każdy do innego pomieszczenia. Nawet nie wiedziałam, jak się nazywa to miejsce, gdzie one są. Wykluczyłam pralnię, bo była przy schodach. Na pewno nie była to kuchnia, jadalnia, czy biblioteka. Zostały mi dwa klucze do wyboru. Złoty i srebrny. Na jednym widniał napis Piwnica, a na drugim pisało Schowek. Myśl Lucia, myśl. Gdzie one mogą być? Są na dole i słyszałam oddech, czyli jakieś zimne miejsce. Nie bardzo to pasuje do schowka, a do piwnicy to też nie. To gdzie mogą być?
Czas uciekał. W każdej chwili mogła nakryć mnie Maner na kradzieży. No to wzięłam oba klucze. Ostrożnie opuściłam jej gabinet. Jednak przez chwilę się zachwiałam i prawie stłukłam jakiś wazon przy wyjściu, Mało brakowało do tragedii. Jeszcze mnie nakryje i będzie po nas wszystkich. Zeszłam do drzwi, które miałam otworzyć. Użyłam klucza o nazwie Schowek. Nie działał. Teraz chciałam sięgnąć po ostatni klucz, ale nie miałam go przy sobie. Kurde musiałam go opuścić, jak "ratowała" wazon.

-Coś nie tak? - spytała nieco już zaniepokojona

-Wzięłam niewłaściwy klucz. Przepraszam- byłam wściekła na siebie

-To nic.Nie martw się o nas. Będzie dobrze. Niech ktoś ci pomoże. Sama nie dasz rady z moją córką

-Chwila. Jaką córką?- zdziwiłam się

-Maner jest moją córką- wyznała

To był dla mnie szok. Musiałam poradzić się Carol. Razem wydostaniemy May i jej towarzyszkę.



Coś pogubiłam się w czasie, więc nieco musiałam zmienić. Ok. Czekam, co o tym sądzicie i przepraszam cię Paul, jeśli znalazłaś tu chaos ;)




niedziela, 21 września 2014

Myśli Maner- trupia wizyta

Andre wykonał swoje zadanie. Teraz moja kolej. Pora pozbyć się kolejnego natręta. May Santori to ona jest natrętem. Na nią mam inne plany. Jest silniejsza od Carol, więc trucizna na nią nie zadziała. Jedyny sposób na pozbycie się jej będzie niewinna przestępczość. Porwanie.
Siedziałam w swoim gabinecie, czekając na dalsze ich ruchy. Carol nie chodziła po korytarzu. Czyli powoli odczuwa specyfik, który jej dał Andre. Doskonale. May też nie ma i Lucii . Musiałam czekać na odpowiedni moment, by wcielić w życie swój plan.
Siedziałam bezczynnie do południa. Nic się nie działo. Zupełna cisza. Jedynie dźwięk telefonu postawił mnie do pionu. Pewnie znowu szantażysta. Odebrałam niepewnie słuchawkę.

-Dziś cię odwiedzę. Bądź gotowa oddać mi klucze i stań przy drzwiach z walizkami. Sierociniec nie należy do ciebie. Lagoona jest moja

Mówiła spokojnym głosem, ale nie zdążyłam się do niej odezwać, bo się rozłączyła.  No to mam dwa kłopoty na głowie. Od czego zacząć? Od sieroty, czy umarłej matki? Nie bałam się jej słów. Nie ma prawa mi odbierać sierocińca. On należy do mnie a ona niech wraca pod ziemię. Wciąż nie potrafię pojąć, jak ona przeżyła? Może za mało dosypałam jej arszeniku. No nieistotne. Dokończę to, co zaczęłam. Pora wyjąć mojego obrońcę. Stary niezawodny przyjaciel od wielu lat. Najpierw pozbędę się Claire, jeśli to ona dzwoniła, a potem zajmę się May.
Nerwowo zerkałam na zegarek i przez okno. Pogoda była niezmienna. Czarne chmury już wskazywały na mroczną noc.
Broń schowałam w jasnobrązowym płaszczu. Niecierpliwie czekałam na swojego szantażystę, który mógł mnie nabrać, jeśli chodzi o swój przyjazd. Wzięłam klucze od bramy i drzwi wejściowych. Znów spojrzałam przez okno. Nadal nikt nie stał, a żadnego pojazdu nie zauważyłam w pobliżu. Wiedziałam, że to był żart. W spokoju zeszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę. Odetchnęłam z ulgą, że nie będzie musiała rozprawiać się z przeszłością. Lagoona wciąż należy do mnie. Nikt mi jej nie odbierze. Było zbyt cicho, jak na normalny dzień. Wróciłam do swojego biurka, gdzie przejrzałam stare dokumenty w komputerze. O dziwo był tylko domknięty. Ktoś się włamał, bo nie wyłączył systemu. Cholera. To już jest problem. Muszę coś zrobić z ta dziewczyną. Niespodziewanie usłyszałam dźwięk do drzwi. Zeszłam sprawdzić, czy ktoś nie robi sobie żartów. Zerknęłam przez małe oczko od drzwi i widok mnie przeraził.

-Możesz mi otworzyć. Wiem, ze tam jesteś Maner.- pukała i prosiła, bym jej otworzyła

Cholera. Co się dzieje? To niemożliwe. Moja matka wciąż żyje. I widać ma się dobrze. Nie wpuściłam jej. A ona się upierała na marne.

-Nie wpuszczam tu obcych. Wynocha!- uderzyłam w drzwi.

Nawet się nie przestraszyła. Tylko zaczęła się śmiać. Serce waliło, jak  bieg szalonych koni. Nie chciałam pokazywać u siebie strach, wiec udawałam, ze jej wizyta mnie nie rusza. Odeszłam od drzwi, ale Claire nie przestawała mnie wnerwiać.
Poszłam zająć się moim planem. Ochłonęłam nieco po widoku trupa. Ostrożnie chwyciłam za klamkę, wchodząc cicho do pokoju May. Spała. Wzięłam do ręki coś ciężkiego i uderzyłam w jej głowę. Upadła na ziemie nieprzytomna. Zabrałam ja dom piwnicy, gdzie nikt nie zważy się jej szukać, gdy odkryją jej zniknięcie.
Przywiązałam ją mocnymi pętlami, które znalazłam przy dzieciakach, co chciały się powiesić. Owszem zrobiły to, ale wiedziałam, ze ich linki na coś mi się przydają. Miałam rację. Gdyby się szybko ocknęła, nic nie powie. Kawałkiem materiału obwiązałam jej usta. Teraz nic nie mogła zrobić.
Przez chwilę jeszcze siedziałam w piwnicy. Sprawdzałam, czy wszystko dobrze zrobiłam. Wiązania muszą być mocne, by nie uciekła. Wszystko pasowało. Mogłam wracać. Gdy miałam już wyjść stąd, sparaliżował mnie znajomy głos. Odwróciła się za siebie a tam byłą moja matka. Weszłam tajnym przejściem. Skąd o nim wiedziała?  Znowu pochłonął mnie strach i nienawiść.

-Nigdy nie byłaś dobra z chemii. Nie wiesz nawet, czym jest arszenik. Cieszę się, że mogę żyć- zaśmiała się, podchodząc do mnie bliżej

-Czego chcesz?- spytałam , drżąc rękami

-Tylko jednego. Sierociniec. Oddaj mi go! - rozkazała

-Nigdy! Odejdź stąd! - krzyczałam całym gardłem

-Musisz krzywdzić niewinnym. Czemu Maner to robisz? Chciałaś mieć dzieci, ale to powód, by zabijać ich rodziny?- swój wzrok skierowała na komory i blisko nich przywiązaną May

-Nie miałam innego wyboru- wyszłam , zamykając piwnicę

Nie wiem, co się stało z moja matką, ale nie jest to istotne. Albo jest w piwnicy albo wróciła na zewnątrz. Nigdy jej nie pozwolę na odebranie mi Lagoony. Chyba będę zmuszona się jej pozbyć. Obrońca czeka, Plan Tox ruszył.



No i jest nowa notka. Jak wam się podoba? Nie jest zbyt przerażająca, bo tego nikt się nie spodziewał, ale wizytę Claire można odhaczyć. Teraz pojawią się inne problemy. A jak wam się podobało? Na pewno macie jakieś pytania, a w komentarzach piszcie, co chcecie.  Aha a zwiastun jest na mim kanale Youtube, jeśli nie da rade go odpalić na blogu.Czytajcie i widzimy się w poniedziałek z nowa miniserią ;)

sobota, 20 września 2014

Myśli Andre- plan Tox

Zrobiłem to. Dołączyłem do  Maner, a oni wyrzucili mnie z Colii. Stało się i nic tego nie zmieni. Straciłem Carol, ale nie na długo. Odzyskam ją, bo będę o nią walczył. Czasem cieszę się, co zrobiłem. Że zabiłem Marco. Nie zasługiwał na nią. Carol potrzebowała zawsze prawdziwego mężczyzny, a nie jakiegoś dzieciaka.
Obudziłem się wcześnie rano. Do kieszeni od bluzy schowałem buteleczkę, która dała mi Maner. Miałem  do wykonania ważne zadanie. Musiałem pokazać, że może mi zaufać i zrobię coś, czego na pewno pożałuję. Zatruję Carol.
Ubrałem się luźno w  zwykły biały t-shirt, ciemnoniebieską bluzę, ciemne dżinsy i czarne trampki. Zszedłem gotowy na dół. Przekąsiłem jedną kromkę z dżemem i wypiłem sok. Nikogo jeszcze nie było w jadalni, ale po schodach już schodziła Carol. Dobrze pamiętałem, jaką szklankę zwykle bierze na kawę. Poczekałem tylko, aż się pojawi reszta sierot na śniadanie. Potrzebowałem dobrego kamuflażu przy zadaniu. Stałem przy mikrofalówce, udając, że szukam czegoś w kuchni. Podeszłą do mnie May.

-Czego szukasz? Tu masz talerze, jakbyś nie wiedział - wskazała na półkę z talerzami

-Spoko- odparłem chłodno i do razu poszła usiąść obok Carol.

Dziwnie się na mnie patrzyła. Chyba zachowywałem się zbyt podejrzanie. Musiałem wyluzować. Odszedłem od szafek i otworzyłem lodówkę. W tym samym czasie Carol miała już zrobioną kawę. Gadała z May, wiec miałem szansę wlać zawartość butelki niespostrzeżenie.

-Kilka kropel w zupełności wystarczy- powiedziałem do siebie szeptem

Później odsunąłem się i wyszedłem. Obserwowałem z daleka rozwój wydarzeń. Wzięła ręką za kubek pełen kawy. Kolor by taki sam, więc nie mogła wiedzieć, ze coś tam jej dolałem. Wypiła cały napój. Nie czuła żadnych oznak otrucia. Od razu poszła do swojego pokoju, a ja poszedłem za nią. Przez dziurkę od klucza patrzyłem, co robiła. Interesowało mnie to, jak toksyny na nią zadziałają.  Może być na nie odporna, ale ostatnio też się słabo czuła, czyli nie jest tak odporna. Nagle poczułem, ze ktoś za mną stoi. Na szczęście to była tylko Maner.

-Co tu robisz? Powinieneś wykonywać zadanie, które ci zleciłam- odsunęła mnie od drzwi

-Gotowe- pokazałem pustą buteleczkę

-Dobrze się spisałeś. Odejdź stąd i wracaj do pokoju. Wszystko się rozwinie w swoim czasie. Plan Tox ruszył

Poszedłem do siebie według nakazu zleceniodawczyni. Po głowie chodziły różne myśli. Dlaczego słucham się Mnaer? Czemu chcę zaszkodzić Carol? Przecież ja kocham nadal, a robię coś dla niej złego. Głupie sumienie. Dopiero teraz się odzywa po całym zajściu. Już za późno. Nic już nie naprawię.


Przepraszam was wszystkich, ze notki się zrobiły krótkie, ale brakuje mi pomysłów. Mam mały kryzys twórczy. Lecz bez obaw. Nadal będą notki na bieżąco. Co sądzicie o takim krótkim zapisie? Piszcie, a ja was tez zapraszam na zwiastun Unprotected. Nie wyszedł zbyt zadowalająco, ale zawsze coś ;)


https://www.youtube.com/watch?v=qS3JFCgblMQ

piątek, 19 września 2014

Myśli May- więcej niz jedno

Jest z Carol coraz gorzej, a przez Maner nie mogę ją zabrać go szpitala. Jesteśmy zdane tylko na siebie. Ja jej pomogę. Tylko mam nadzieję, że nie jest to nic śmiertelnego. Kto ją skrzywdził? Maner czy Andre? Jedno jest pewnie. Musimy rozbroić pułapki i uciec. Nie możemy tak długo żyć bezczynnie. Colia musi działać.
Wyszłam z pokoju Carol. Poszłam do gabinetu tej wariatki. Za pomocą wsuwki weszłam i mogłam poszperać w jej dokumentach. Najpierw rozejrzałam się, szukając teczek, aktówek, czy jakiegoś komputera. Wiedziałam, że Lucia może mieć rację. Ten plan Tox to na pewno jej sprawka. A jeśli uwzięła się na moją przyjaciółkę, to łatwo nie będzie, Pod biurkiem znalazłam laptop. Hasło było banalne do odgadnięcia,

-Wiedziałam, że to miejsce jest dla ciebie ważne. Sprytne- powiedziałam do siebie, wpisując hasło: Lagoona

Hasło przyjęte. Teraz miałam dostęp do wszystkich jej sekretów, ale do naszego nigdy nie będzie miała . No chyba, że ujrzy naszą tajemnicę w rękach. Lepiej, żeby do tego nie doszło. Może znajdę tu coś, co mi pomoże. Sprawdzałam każdy plik. Jakieś prywatne zdjęcia, muzyka, dokumenty założenia sierocińca i jakiś podejrzany folder.  Tox. Podwójnie zaszyfrowany. Myślałam, jak przejść zabezpieczenia. Gdy prawie odgadłam hasło, usłyszałam stukanie obcasów. Maner się zbliża, Szybko zgrałam dane na mój pendrive. W pośpiechu schowałam laptop pod biurko. Ostrożnymi krokami wyszłam na korytarz i w biegu poszłam do swojego pokoju, by tam zakończyć szyfrowanie danych.
Miałam dużo szczęścia. Prawie mnie nakryła. Odetchnęłam z ulgą, gdy było już po wszystkim. Odpaliłam swój mini komputer, podłączając nośnik USB z danymi Maner,

-No i co ty ukrywasz Maner?- spytałam się sama siebie, otwierając folder, który prawie rozszyfrowałam

Plan Tox. To plan w razie problemów z sierotami. W niewielkich dawkach podaje się truciznę poprzez strzykawkę lub syrop. Gdyby trucizna nie byłaby zbyt mocna, można zwiększyć dawkę. Nigdy nie można przerwać planu, dopóki problem z podopiecznym się nie rozwiąże, lub w gorszym wypadku umrze.

O cholera. To jej sprawka. A Andre chce jej pomóc. Nic nie ma o antidotum. Jak mam ją uratować, skoro nie znam odtrutki? Sprawdziłam resztę dokumentów, Było coś o pułapkach. To nam pomoże. Na schemacie było wyraźnie pokazane, gdzie zostały umieszczone i jak je zdjąć. Teraz ucieczka jest możliwa, ale musimy zmienić miejsce spotkań, skoro Andre jest nosicielem informacji.
W oczach stanęły mi krople łez. Jak Maner może być taki potworem? Dlaczego pozabijała naszych rodziców? Dlaczego odebrała nam naszych najbliższych? Czemu?
Sprawdziłam inne pliki.Trafiłam na coś związane z piwnicą. Całą lista zwłok i przyczyny zgonów. Jestem w szoku, Nadal nie rozumiałam, po co ich zabiła?
W pewnej chwili spostrzegłam coś ciekawego. Maner Clayton- historia choroby

U pacjentki Maner Clyton po pobycie na oddziale zamkniętym zostało potwierdzone zaburzenie psychiczne. Zostało spowodowane urazem psychicznym, gdy pacjentka odebrała badania\o potwierdzeniu diagnozy o bezpłodności. Po tej wiadomości była zamknięta w sobie i z nikim nie rozmawiała. Popadła w depresję i chciała wiele razy odebrać sobie życie. Po dwóch tygodniach uciekła z oddziału.  Jedyne, co powtarzała to, że chciałaby mieć dzieci.

O ja pierdziele.Co to ma być? Psychiczna wariatka i seryjna zabójczyni opiekuje się sierotami, niewinnymi dziećmi? To jest nie do pomyślenia. Powiem o tym całej Colii, nawet Lucia powinna poznać powagę sytuacji,



W pewnych momentach nie wiedziałam, co mam pisać W tej notce za dużo ujawniłam.Przez to  muszę wymyślić więcej pomysłów. A jak wyszło? Czekam na komentarze ;)




czwartek, 18 września 2014

Myśli Carol- nie jawa, nie sen, a koszmar

To już koniec. Andre dla mnie nie istnieje. Jak on mógł go zabić? Zazdrość musiała go zmusić? A już myślałam, by coś było więcej między nami. Przez chwilę głupio myślałam, że zastąpi mi Marco. Byłam głupia i nadal jestem. Nie odpuszczę mu łatwo, Nie chciałam rozmawiać z Lucii. Z nikim nie chciałam. Od razu poszłam do pokoju, gdzie poszłam spać. Oprócz tego, że czułam się słaba to zmęczenie zmusiło mnie do snu.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Zamiast śnić o czymś przyjemnym to widziałam przed sobą czarny obraz. Żadnych innych kolorów tylko ciemność, Szłam przed siebie, szukając światła. W ułamek sekundy ujrzałam blask, No i zmienił się sen. W tle był korytarz. Ten sam, gdzie Andre zabił Marco. Na ścianie spostrzegłam cień. Był mi znany. Wielki był ,jak moje ciało, Co ja tam robiłam? Czy to na pewno byłam ja?
Znowu zmiana. Ktoś wyciągnął pistolet. Taki, jaki miałyśmy obie z May. To był nas sekret, którego nikt nie znał. Ta osoba nie odezwała się. Tylko trzymała niepewnie broń, celując przed siebie. Potem pojawiło się zbliżenie twarzy. Byłam w szoku. To naprawdę byłam ja, Następnie kolejny przeskok. Tam ktoś leżał. A raczej leżały. Dwa ciała. Małe i duże, Ostatnie, co widziałam to ręce we krwi. I ten obraz mnie przeraził. Obudziłam się z krzykiem. Czy kogoś skrzywdzę? Kogo?
Po przebudzeniu straciłam wzrok. To mnie bardziej przeraziło. W dodatku było mi coraz gorzej. Rozbolała mnie głowa tak bardzo, że upadłam z hukiem na podłogę.
Obudziłam się i zobaczyłam May, kiedy wrócił mi wzrok. Siedziała obok łóżka.

-Co tu robisz?- spytałam z trudem

-Słyszałam hałasy to przyszłam,Znowu zemdlałaś?- zmartwiła się

-To nic, A Lucia? Jest w pokoju?- usiadłam na łóżku

-Tak. Spokojnie. Gorzej z tobą,Carol, nie jest dobrze. Powinien cię zbadać lekarz- zasugerowała May

-A niby jak? Do sierocińca nikogo nie wpuści- skrzywiłam się, bo znów mnie rozbolała głowa

-Carol?- patrzyła na moja bladą twarz

-To tylko ból głowy. To nic takiego, a na pomoc kogoś z zewnątrz nie możemy liczyć. Gdyby nie to, co widziałam to nie musiałabyś mnie zbierać z gleby- lekko uśmiechnęłam się

Chyba jej powiem o tym, co mi się śniło. W końcu to moja najbliższa mi osoba,

-A jak to się stało?- zapytała

-Głupi koszmar. Widziałam, jak zabiłam jakieś dwie osoby w sierocińcu- prawie krzyknęłam, gdy wspomniałam jej o tym

May patrzyła na mnie ze zdumieniem. Nie wierzyła mi, co mówię. A to, co ona mi powiedziała to prawie zwaliło mnie na podłogę.

-Andre jest z Maner. Musimy być ostrożne. Może się mścić za wywalenie go z Colii-wyznała przejęta tym wszystkim, co się ostatnio dzieje

-Będzie dobrze. Nie damy się, W jedności siła- podniosłam rękę i ścisnęłam jej dłoń

Pocieszyłam ją, jak ona to zawsze robi, Nadal byłą zmartwiona. Nie tylko moim stanem , ale i Andre. Bała się, że on coś nam może zrobić.

-Carol to nie wszystko.Pomaga jej nas się pozbyć. Miał jakąś butelkę i pewnie wykonuje plan Tox.

-To wszystko ma sens. Czy to on mnie zatruł?- zdziwiłam się

-Nie wiem. Mam nadzieję, że do tego się nie posunął. Żałuję, że mu nie przywaliłam. Po co mnie Lucia powstrzymywała?- żałowała May

-Znowu chciałaś mu przywalić?- zaśmiałam się, jest nieobliczalna

-Może odrobinkę- uśmiechnęła się i podeszła do drzwi

-May

-Odpoczywaj- puściła oczko, zamykając drzwi

Zostałam sama. Długo nie zmrużyłam oczu. Kolejny spisek się utworzył. Andre chce nas skrzywdzić razem z Maner. Od teraz mam dwóch wrogów, ale ja sama dla siebie jestem zagrożeniem,


I jak wyszło z tą notką? Może pojawić sie chaos bo pisanie było dosyć trudne. Ok sami oceńcie, jak wyszło. Wyrzućcie z siebie emocje i czekam na wasze opinie. Aha i ankieta się kończy. Tylko dwa głosy,a gdzie reszta? No nic. Zapraszam na nn ;)

środa, 17 września 2014

Myśli Lucii- wszędzie ból

Andre już nie ma z nami. Dobrze, że zniknął z Colii. To był sprawiedliwy wyrok. Bardzo mnie ucieszyła decyzja naszej Carol. Jednak byłam ciekawa, co on jej powiedział. Poszłam ją o to zapytać. Na pewno mi odpowie. Przecież nie zwierzał się z tajemnic w czasie rozprawy.

- Dobrze zrobiłaś, Carol. Dobrze, ze nie ma zdrajcy w Colii. A co ci mówił przed wyrokiem?  Chciał cię do czegoś przekonać?- zaczęłam rozmowę

-To nieważne. To były puste słowa. Sprawa skończona. Andre już nie ma- odparła, zbierając zeszyt z mównicy

Od razu szybkim krokiem wyszła z biblioteki. Widziałam, że nie miała ochoty rozmawiać. Nadal nie wiedziałam, jakie" puste słowa"  powiedział do niej.  Usiadłam na krześle zrezygnowana. Obok mnie usiadła May.

-Nie przejmuj się. Przejdzie jej.- uśmiechnęła się do mnie

-Czy bez niego damy radę uciec?- spytałam zaniepokojona całą tą sytuacją

-Damy radę bez problemu. Po prostu dłużej nam to zajmie, ale będzie dobrze- poklepała po ramieniu

-Może masz rację. Za bardzo się przejmuję, ale naprawdę chcę już stąd uciec- uniosłam nieco głos, ale w porę mnie uciszyła, by Maner nas nie usłyszała

-Tak, jak wszyscy, choć Andre to niech tu gnije, jak najdłużej. Niech się słucha tej baby i niech robi, co chce. Dla nas już przestał istnieć. Skrzywdził Carol, bo zabił Marco.- wyjaśniła May

Faktycznie. Andre ją bardzo skrzywdził. Słyszałam, co powiedziała. Marco był związany z Colią, bo Carol była jego dziewczyną. To dlatego dała surowy wyrok. A zresztą dwulicowego oszusta nie potrzebujemy.

-Rozumiem. Współczuję jej. Biedna- było mi jej żal

-Nie martw się. Poradzi sobie. Jest silna.

-Tak, jak ty?- zaśmiałam się przez chwilkę

-Zdecydowanie bardziej. Wpieprzyć facetowi w ryja to każdy potrafi-  również się uśmiała

Poprawił nam się humor. Byłyśmy rozbawione, ale to nie trwało długo. Zauważyłyśmy, jak Andre wychodził z gabinetu Maner.

-A to zdrajca, a się wypierał.

May chciała już mu wymierzyć sprawiedliwość. W porę ją szarpnęłam za bluzkę.

-Nie rób nic głupiego

-Lucia, to nie będzie mój pierwszy raz- nadal była zadowolona

Czy ją to bawi, jak myśli, by mu przywalić? Chyba tak, bo nie przestała szczerzyć swojego uśmiechu. Już gestem rak pokazała, na co miała ochotę. Trochę mi szkoda Andre. Andre? Szkoda? Nie no żartuję. Nie będę kłamać w swoim dzienniczku. Bardzo mnie cieszyło, że bardziej oberwie za swoją zdradę. Jednak w pewnej chwili się wycofała. Coś ją zszokowało, bo stała przyparta do ściany.

-Co jest?

-Widzisz, co trzyma w rękach?- pokazała mi palcem

-Nie wierzę. Czyli jednak jest z nią.

-Wykonuje za nią robotę. A to drań jeden.

May znowu chciała ruszyć do przodu, ale on wszedł do pokoju. Wszyscy byli w pokojach, ale nie każdy spał. Słyszałam czyjeś jęki zza ścian. Po głosie poznałam Carol. Pewnie miała koszmar. W tym sierocińcu każdy ma koszmary.


Dodałam szybciej notatkę, ale to nie znaczy, że jest dłuższa. Sami oceńcie, jak wyszło. A z tego, co widzę to mało już tu osób zagląda. Albo z braku czasu, albo blog im się znudził. No nic. Cieszę się z tych, którzy wytrwali i wytrwają do końca. Macie pytanie do notki? Co wam się spodobało, a co nieszczególnie? Liczę na szczere opinie w komentarzach ;)

wtorek, 16 września 2014

W głębi umysłu Maner- ona jest martwa

Próbowałam otrząsnąć się po dziwnej rozmowie przez telefon. Miałam wrażenie, że rozmawiałam z trupem. Przecież widziałam na własne oczy , jak moja matka konała. Nie mogła sobie tak po prostu wstać z grobu i żądać sierocińca. To było dziwne. Bardzo dziwne. Siedziałam w swoim gabinecie, patrząc w blat stołu. Nawet nie zauważyłam, ze Andre wołał mnie, stając w gabinecie. Długo nie reagowałam na wołanie, aż ocknęłam się.

-Andre, a ty czego chcesz?- spytałam zdumiona na jego widok, nie był zadowolony

Na jego twarzy malowała się wściekłość. Co on zrobił? Albo co się stało?

-Mogę na ciebie liczyć, tak?- poprosił o pomoc

-Oczywiście. Zawsze ci pomogę. Co się stało. Aż tak źle?- dopytałam o przyczynę jego uczuć

-Zostałem sam. Carol już wie, co zrobiłem i wyrzuciła mnie z organizacji.- wyjaśnił

-Jakiej organizacji?- zdziwiłam się, bo nie miałam pojęciach o jakiś tajnych stowarzyszeniach

-Colia. Organizacja, która chce wolności. Pamiętasz, jak cię wezwałem do biblioteki? May z Carol zorganizowały urodziny Lucii- wspomniał Andre

-Aha. Rozumiem. Już kojarzę.

Podeszłam i zebrałam części telefonu. Dopiero teraz zauważył, że był w kawałkach.

-Co się stało?- zapytał

-To nic. Małe zdenerwowanie. To nieistotne. Czy mogę ci coś powierzyć?- zaproponowałam mu współpracę i wiedziałam, ze w obecnej sytuacji zgodzi się na wszystko, nawet na...

-Zależy, co jest do zrobienia- nadstawił ucho, bym mogłam mu powiedzieć plan

-Plan Tox. Dopilnuj, by Carol nie otrzymała odtrutki- wyszeptałam

Andre przez chwilę zamyślał się nad udzieleniem odpowiedzi. Chodził niezdecydowany w koło, aż podjął decyzję.

-Zgoda.- podał mi rękę, która od razu uścisnęłam na znak zawarcia umowy

Udało mi się. Od teraz Andre mógł mi pomóc w pozbyciu się tej Carol. Ciągle mi przeszkadza w planach i musi, jak najszybciej odejść. Dałam mu buteleczkę z trucizną.

-To masz jej wlać do jakiegoś picia. Zrób to- rozkazałam, licząc na jego bezgraniczne zaufanie i posłuszeństwo

-Ok- odszedł do pokoju

Od razu, gdy zniknął mi z oczu, zadzwonił telefon stacjonarny. Miałam tylko nadzieję, ze to nie był ten sam numer. Nie mogłam tego sprawdzić, więc niepewnie dźwignęłam słuchawkę.

-Słucham. Kto mówi?- spytałam, czekając na identyfikację anonima

-Mówi twoja matka, Maner. Pamiętasz Claire Clayton? To właśnie ja. Ja nadal żyję. Prawie ci się udało mnie pozbawić życia, ale jakoś przeżyłam. - zaśmiała się

-Ty umarłaś. Widziałam, jak umierasz! - krzyknęłam do słuchawki

-Odbiorę ci sierociniec. Już nigdy tam nie postawisz nogi. Przyjadę po to, co należy do mnie. Spodziewaj się mnie. Maner. A ty dla mnie już jesteś trupem, bo próbowanie zabić własnej matki jest niewybaczalne. Odezwę się i pamiętaj, co ci powiedziałam - rozłączyła się

Ona nie może żyć. Nadal w to nie wierzę. Kto chce mi namieszać w głowie? Jak trup może czegoś chcieć? To niemożliwe. Spotkania ze śmiercią nikt nie przeżył.


Przepraszam za opóźnienie, ale grafik szkolny daje mi w kość. Jeszcze prywatne sprawy i w ogóle. Ni nic. Witam wam tak późna porą. Jak wam się podobała notka? Głosujcie w ankiecie i piszcie, czy macie jakieś pytania. ;)

poniedziałek, 15 września 2014

W głębi umysłu Andre- sprawiedliwa Temida

Nadszedł moment prawdy. Nie wiem, co Carol o tym pomyśli. Mam nadzieję, że nie da mi surowej kary za moją przeszłość. Przecież mam prawo mieć drugą szansę. Sam chciałem zapomnieć o tamtej nocy ,dlatego Maner mi pomogła. A one uznają mnie za zdrajcę. Żeby było dobrze. Tylko tego chcę.
O wymierzonej porze pojawiłem się w bibliotece, gdzie była już cała Colia. Nawet Lucia tam była. Po co ona tu przyszła? Może będzie mnie bronić, bo na Carol nie mogę liczyć. To ona wymierzy wyrok.  A May? Z nią to nie mam nic do gadania. Dziwne, że usiadła po stronie obrońcy. To chyba jakieś żarty. Jestem skończony. Ona mnie wkopie.

-Gotowy?- zwróciła się w moją stronę

-I tobie się to podoba? Cała ta szopka, Ty to wymyśliłaś!- nie ukrywałem, jak bardzo mnie irytuje ta cała sytuacja, a zaraz miała pytać mnie Carol

-Cisza! Zaczynamy!- krzyknęła nasza sędzini

Zajęliśmy swoje miejsca. Carol stała przy mównicy, Lucia była po prawej stronie, a ja z moją obrończynią byliśmy po lewej. Obrończynią? Ta sama, co mnie nienawidziła miała mnie teraz bronić? Widziałem,że jej tez się to nie podoba. Sugerował jej grymas na twarzy.

-Zaczynamy. Ja Carol Teklei rozpoczynam sprawę o oskarżeniu Andre Strifer za zabójstwo Marco  Cartera i spisek przeciwko Colii.  Wszyscy mamy mówić tylko prawdę- rozpoczęła rozprawę

-Tylko prawda!- krzyknęliśmy, składając obietnicę

No i zaczęło się piekło. Pierwsze pytania. Liczę na szybkie zakończenie procesu. Miejmy to z głowy.

-Andre. Czy to prawda, że zabiłeś Marco Cartera?- skierowała swój wzrok na mnie, a May siedziała niewzruszona

Mam mówić o tym wszystkim przy tej małej? Co one sobie pomyślały, że łatwo mnie złamią? Niedoczekanie,

-Tak- odparłem krótko

-Jak do tego doszło?- spytała znowu

Cholera. Wiedziałem, że będzie mnie pytać o całe zajście. Czy ona nie wie, jak bardzo chcę o tym zapomnieć? Obiecałem mówić prawdę. Zachowałem spokój.

-Co mam mówić mój obrońco?- zakpiłem z May

-Mów, co chcesz. Pamiętaj, tylko prawda.- uśmiechnęła się złośliwie

-Andre, mów- czekała Carol na moją wypowiedź

-Ok. To było w nocy...- nagle zerwał mi się głos

Nie mogłem tak mówić wprost, Podszedłem do niej. Chwyciłem ją za dłonie i zacząłem z nią szczerze rozmawiać.

-Carol, ja to zrobiłem dla ciebie, bo cię kocham, Żałuję, że do tego doszło. Niepotrzebnie wziąłem ten nóż i go zabiłem. Carol, to nie tak miało być- prosiłem ją o wybaczenie, a ona się rozpłakała

-Wracaj na miejsce. Ogłoszę wyrok- otarła policzki

Posłuchałem jej, Z jednej strony czułem wielką ulgę, Sprawa ujrzała światło dzienne, ale za spisek z Maner mi nie odpuści,

-Już nic nie zmienisz. Nie wiem, jak mam cię bronić, Radź sobie sam- skrzyżowała ręce

-Andre, zadam ci ostatnie pytanie, Czy współpracujesz z Maner Clayton?- spytała mnie ostatni raz

-Nie. - zaciąłem się, bo nie umiałem im powiedzieć prawdy

-Kłamiesz. Widziałam, jak się z nią kłócisz. Ona wie więcej o tobie. Ciągle się z nią trzymasz ty zdrajco!- wtrąciła się Lucia

-Zgadza się, Potwierdzam - zgodziła się May

-I tak mnie bronisz?- spytałem zdumiony

-To już koniec- odparła sucho

Miała rację, Carol otworzyła zeszyt z zasadami organizacji, Teraz był ten ostatni moment. Błagam, Carol. Nie wyrzucaj mnie.

-Uwaga. Według ustaleń sprawy  i zajrzenia w kodeks Colii wystawiam wyrok. Marco był powiązany z Colią, bo był moim chłopakiem. Poza tym kolejne dowody wskazują na współpracę z wrogiem organizacji.- podsumowała całą rozprawę

-Co go czeka?- spytała May dociekliwa mojej kary

-Nie mam wyboru. Andre, oddaj bransoletkę

To mnie wstrząsnęło. Czy ona mnie...?

-Chyba nie mówisz poważnie, Opamiętaj się, Jestem wam potrzebny. Beze mnie nie uciekniecie z sierocińca- wyznałem

-Jakoś damy radę bez ciebie. Zostajesz wyrzucony z Colii. Przykro mi- wzięła moja bransoletkę

Odszedłem do pokoju. Będą mnie jeszcze błagać o powrót, a Carol będzie moja. Żadna przeszłość mi tego nie zniszczy. Czyli zostałem sam, Chyba, że Maner będzie po mojej stronie,



I mamy sąd. Jak uważacie, czy wyrok byl sprawiedliwy? A może oczekiwaliście czegoś innego? Jak wrażenia? Brakuje czegoś? Piszcie i dawajcie głosy w ankiecie ;)



niedziela, 14 września 2014

W głębi umysłu May- bronić zdrajcę to szaleństwo

Byłam nadal w pokoju Carol. Martwiłam się o nią. Nie wyglądała zbyt dobrze. Najpierw traci wzrok i mdleje. Co jej się stało? Czyżby to Maner jej zrobiła? Nie wiem, czego możemy się po niej spodziewać. Ewidentnie Andre działa z nią.
Carol powoli odzyskiwała wzrok, bo patrzyła już na mnie. Nadal miała bladą twarz. Przede mną nic nie ukryje. Chciała już wstać, ale nie pozwoliłam jej na to.

-Masz leżeć. Jeszcze nie czujesz się na siłach. Jak znowu zemdlejesz to cię dźwigać nie będę- powiedziałam pół żartem pół poważnie

-Nie przesadzaj, May. Już mi lepiej. Widzę i mogę chodzić-zapewniła mnie, ale nadal się martwiłam

Faktycznie wstała bez problemu. Lekko się zachwiała, ale dała radę utrzymać pion ciała. Szła w kierunku drzwi.

-Gdzie idziesz?- spytałam

-Nie dokończyłam rozmowy z Andre. Muszę wiedzieć wszystko, co ukrywa.

Podeszłam do niej, kiedy chciała przekręcić klamkę.

-Dowiesz się. Nie musisz z nim o tym gadać. Jeśli naprawdę zabił Marco to musimy go osądzić- zasugerowałam

-Co masz na myśli?- odwróciła się od drzwi

-Nie możemy mieć zabójcy w Colii. Jeśli będzie niewinny, zostaje w organizacji. Co ty na to?- spytałam, licząc, że się zgodzi na mój pomysł

-Zgoda. Napiszę mu SMS-a- wyciągnęła telefon i wysłała mu wiadomość

-Maner nic nie znalazła u ciebie?- spytałam, przypominając sobie, jak szukała czegoś w naszych pokojach

-Nie. Mam to dobrze schowane.- uspokoiła mnie Carol

-To dobrze. U mnie też łatwo tego nie znajdzie- również zapewniłam ją o bezpieczeństwie naszego sekretu

Carol przebrała się w inne ciuchy. Włożyła białą bluzkę i długa czarna spódnicę. Z małej szafki wyjęła niewielkie buty na obcasie, które też były w kolorze czerni. Spięła włosy w kok. Była gotowa na rozprawę Andre. Ja też musiałam się przygotować. Na chwilę zostawiłam ją samą. Też ubrałam się tak samo, ale włosów nie spinałam. Wolałam mieć je rozpuszczone. Tak mi było najwygodniej.
Szybko się ogarnęła i poszłam do Carol. Zatrzymał mnie on.

-I wy tak na serio? Kolejna wasza głupia zabawa? Zgaduję, że to twój pomysł- zaśmiał się

-Carol chce mieć pewność, że zabiłeś Marco i to, ze współpracujesz  wrogiem Colii. Wiesz, kogo mam na myśli?- wyjaśniłam mu cel

-Wiem. Przesadzacie. Nie pracuję z nią!- krzyknął Andre

-Nie przesadzamy, a poza tym przyznałeś się do zabicia chłopaka Carol.

To go wkurzyło. Żyłka w nim pękła. Znowu musiałam być przyciśnięta do ściany.

-On nie żyje. To koniec. Zapomnijcie o tym.

-Masz być w bibliotece. O dwudziestej drugiej zaczynamy. Masz jeszcze dwie godziny. I wymyśl sobie, jak z tego wybrniesz- powiedziałam z powagą

Nieco ochłonął emocjami. Puścił mnie wolno. Zgodził się być tam. Poszłam do Carol, by jej o tym powiedzieć.

-Jestem gotowa. Andre przyjdzie. To czekamy, tak?

-Tak, Mamy dwie godziny. Muszę znaleźć zeszyt, gdzie spisaliśmy prawa Colii. Jest taki szary z zielonym kryształem na środku.

-Pomogę szukać- odparłam chętna do pomocy

Pamiętam, jak na początku stworzenia organizacji spisaliśmy pewne zasady. To miało być na wypadek, gdyby ktoś chciał nas zdradzić. Nie wiedziałam, że po tylu latach będziemy musieli kogoś osądzać, Nigdy tego nie było. Byliśmy świetną ekipą, aż do teraz. Nie wiem, jaki wyrok da Carol, bo jako dowódczyni Colii to ona zadecyduje, jaką karę otrzyma Andre,

-A kto będzie go bronił? Wiem, że to dupek, ale ma prawo do obrony.

-Ty- zaśmiała się

-Żartujesz sobie? Nie ma kwietnia, a ty sobie jaja robisz? Nie może go Lucia bronić?- byłam w szoku

-Lucia ma trzynaście lat. Jest małoletnia. Szesnaście wystarczy na bycie obrońcą.- odparła

Przeszukałyśmy dolne szafki, potem te górne. W końcu znalazłam jej zeszyt. Ciągle leżał na biurku.

-Heh, jak mogłam go nie zauważyć. Dobrze, że się znalazł- uśmiałyśmy się

-No bez tego to nie moglibyśmy zrobić rozprawy. A Lucia będzie też w tym uczestniczyć?- spytałam dociekliwie

-Jest w naszej organizacji. Powinna przy tym być, a ty masz go bronić. May. Jesteś jego obrońcą pamiętaj

-Za jakie grzechy- nie podobało mi się to, ale to moja wina, bo sama podsunęłam ten pomysł z sądem

-Nie rozpaczaj. Będzie dobrze- poklepała mnie po ramieniu

Nienawidzę Andre,a  jeszcze muszę go bronić. Chociaż powie szczerze, czy jest z Maner i potwierdzimy zabicie Marco. To będzie trudne bronić zdrajcę.



Czy notka nie jest zbyt nudna? Nie ma chaosu? Tym razem pisałam bez pośpiechu? Jak wyszło? Czekam na wasze komentarze. Aha i pamiętajcie o ankiecie. Wiem, że dużo was jest, a na razie widzę tylko dwa głosy. Mobilizacja czytelnicy,. Mobilizacja ;)


sobota, 13 września 2014

W głębi umysłu Carol- z krwawym nożem

Szkoda, że urodziny Lucii nie był tak idealne, jak planowałyśmy z May. Żal mi jej. A to wszystko przez Andre. Przez niego Maner się dowiedziała. I na pewno on jej to powiedział. Przecież nam groził. A my się narażamy dla jej dobra, a ten dupek myśli tylko o sobie. Powinnam go wyrzucić z organizacji, ale jest nam potrzebny. Właśnie zmierzałam do jego pokoju, gdzie na korytarzu zatrzymała mnie May.

-Nie idź tam

-Czemu? Coś nie tak?- patrzyłam na nią ze zdumieniem

-On jest zdrajcą.- gdy to mówiła, zacisnęła pięści, nienawidziła go

Czyżby May miała rację? To dzięki niemu Maner zepsuła urodziny Lucii? Jak to możliwe?

-Skąd to możesz wiedzieć?- zapytałam nadal nie dowierzając jej oskarżeniom

-Ktoś musiał powiedzieć Maner o przyjęciu. Sama, by się nie domyśliła. Robiliśmy to, tak dyskretnie, że nie zorientowała, by się- wyrzuciła swoje domysły

To może być prawda.

-A ja tak się o niego martwiłam, a on nas wsypuje i Colia nic dla niego nie znaczy. Nienawidzę go- wpadłam w złość, kryjąc rozpacz rękami

May podeszła do mnie i przytuliła.

-Tylko nie płacz, Carol. Dla takiego debila nie warto- pocieszyła mnie

-I jeszcze mówił o swojej amnezji. Był taki poszkodowany i przez ten cały czas był z nią- wspomniałam o tajemnicy, która miałam razem z Andre

Nie mogłam uwierzyć, jak mógł nam zrobić takie świństwo. Namotał mi w głowie. Udawał, że go krzywdzi. Udawał.

-On miał amnezję? Czemu mi nic nie powiedziałaś?- spytała nieco wściekła

-To miał być sekret. Obiecałam mu , że pomogę. A teraz nie potrzebuje niczyjej pomocy. A uciec to na pewno nie chce. Wykorzystał nas. Jak mogłam być taka ślepa?- miałam wyrzuty sumienia, bo jako dowódczyni Colii powinnam chronić

-To nie twoja wina.- nadal próbował mnie pocieszyć

Nagle w mojej głowie utworzył się dziwny spisek.

-A może Andre zabił Marco?!- wyjawiłam podejrzenia

May była w szoku, co mówiłam. Nie potrafiłam już nikomu więcej zaufać. Wstałam i szybkim krokiem poszłam do pokoju Andre. Próbowała mnie zatrzymać, ale chciałam wiedzieć, czy to prawda. Czy to prawda, że zabił Marco? Czy to prawda, że jest razem z Maner?

-O cześć Carol. Co tam?- uśmiechał się do mnie

Był zadowolony, że przyszłam. W duchu miałam gniew, ale nie dałam sobie po tego poznać. Byłam spokojna. Dałam mu buziaka w policzek.

-Cześć- również odwzajemniłam jego gest

Zamknęłam drzwi za sobą. Siedzieliśmy na łóżku, wpatrując się w siebie. Nadal udawałam, że wszystko gra.  Czekałam na odpowiedni moment, by wyrzucić z siebie gniew.

-Jak się czujesz?- spytał troskliwie

-Dobrze. Widzę normalnie i jakoś chodzę. Nic mi nie jest. Może wtedy w piwnicy zemdlałam przez to, że nic nie jadłam- kłamałam

Andre był naiwny i wierzy w każde moje słowo. Żałosne, że Maner go nic nie nauczyła.

-Cieszę się. A wiesz, mam ci coś do powiedzenia- zbliżyły się nasze twarze jeszcze bliżej

W ostatniej chwili zakryłam mu usta. Wiedziała, co chciał zrobić. Nie będzie mnie zdrajca całował. Odsunęłam się od niego. Zaczęłam być dla niego oschła.

-Kochasz mnie, tak?- spytałam go wprost, czekając na jego reakcję

No to się chłopaczyna zarumienił. Czyli to prawda. On niby mnie kocha, tak?

-No wiesz... Chciałem ci to jakoś powiedzieć wcześniej. Nie było okazji.- wyznał wyduszając z siebie

Pora na prowokację.

-Wiesz, jakby Marco żył to nadal byłby moim chłopakiem. A teraz Maner mi go zabrała- udawałam płacz

Niespodziewanie coś w nim pękło. Przytulił mnie.

-To nie Maner go zabiła, tylko pułapka- drżał mu głos

Nie wierzę. Broni Maner. A to dwulicowy zdrajca. Mocno go odepchnęłam od siebie. Koniec teatrzyku. Trzeba działać.

-Kłamiesz. Ja wiem, kiedy kłamiesz. Nie ukryjesz nic przede mną.- rzuciłam go na ziemię

Był w szoku. Wstał i przysunął mnie do siebie. Chciał mi wmawiać bajeczki, ale ja nie jestem już dzieckiem. Odkąd trafiłam do sierocińca musiałam szybciej dorosnąć.

-Carol, dlaczego mi nie ufasz? Przecież my w Colii liczymy na zaufanie. Co z tobą?  Otrząśnij się. Życia mu nie przywrócisz. Trzeba żyć dalej!- potrząsnął moim ciałem

Nagle poczułam silny ból głowy. Zaczęłam widzieć ciemność. Znowu straciłam wzrok.

-Co ty mi zrobiłeś?!- krzyknęłam

-To nie ja. To nie moja wina.- przeraził się

-Powiedz mi tylko jedno. Czy zabiłeś Marco? Mów!- po dźwiękach jego mowy wiedziałam, gdzie mam skierować głowę

Stał osłupiały. W końcu wydusił z siebie prawdę. Ani razu nie zająknął się.

-Tak, To ja to zrobiłem. Przepraszam, ale byłem zazdrosny. I nie jestem z Maner. Sama się dowiedziała o urodzinach.

Na podłogę spadły łzy. Czułam te krople. Byłam pod nim. Na szczęście May zjawiła się w samą porę. Pomogła mi wstać z ziemi. Nadal miałam czerń przed oczami. Nawet konturów nie mogłam zobaczyć.

-Naprawdę nie chciałem jemu nic zrobić. Kocham cię i nie potrafiłem żyć z myślą, że jesteś z Marco.

-I dlatego go zabiłeś? Nienawidzę cię. Dla ciebie Colia już nie istnieje

To były ostatnie słowa, nim straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam w swoim pokoju, nie zapomniałam, co mi Andre powiedział. Taki zdrajca, który mi zabrał moją miłość. Zniszczył mi życie. Dlaczego tracę wzrok? Co się ze mną dzieje? Nim skończyłam myśleć, weszła May. Powiedziała mi o Maner, która ma jakiś plan Tox. Cholera. To jej wina.


No i jak wam się podoba dzisiejsza notka? Mam nadzieję, ze przybliżyłam was do pewnych wątków. Jak reakcje? Krytyka, błędy? N co czekacie? Piszcie i polecajcie innym tego bloga ;)





piątek, 12 września 2014

W głębi umysłu Lucii- urodziny

Nadszedł ten pamiętny dzień. Moje urodziny, ale czy ktoś pamięta?
Obudziły mnie promienie słońca, które padały mi na twarz. Rękami przetarłam oczy i przebrałam się. Założyłam brązową bluzkę w białe paski i do tego ciemne dżinsy oraz białe skarpetki, by pasowały do czarnych trampek. Kiedy byłam już gotowa zejść do kuchni na śniadanie, przeciągnęłam się kilka razy dla rozluźnienia napiętych mięśni przez ciągle pobudki w nocy. Co dziwne to była to najspokojniejsza noc dotąd w sierocińcu. I niech tak zostanie.
Wszyscy zeszli po schodach. Były nas tłumy. Cała Colia i inne dzieciaki. Weszliśmy do jadalni, gdzie czekał na nas szwedzki stół. Usiedliśmy przy stole, zajadając pyszne kanapki. Dla odmiany zjadłam kilka kanapek z ogórkiem. Gdy miałam już wyjść stąd, Carol dała mi jakąś kartkę. Otworzyłam zgięty kawałek, gdzie pisało : Colia, biblioteka, dołącz(<>)
Pierwszy raz otrzymuję taką wiadomość w taki sposób. Postanowiłam zmienić swoje plany, Dla Colii pójdę wszędzie. No to poszłam powolnym,i krokami do miejsca spotkania. Ostrożnie chwyciłam za klamkę. Usłyszałam okrzyki. Nie mogłam uwierzyć, co ja widziałam. Był wielki napis przede mną. Najlepszego Lucia. Byłam wzruszona. Ktoś pamiętał o moich urodzinach. Byłam szczęśliwa, że ten dzień nie spędzę sama w pokoju. Rzuciłam się na szyję Carol. Z moich oczy wypłynęły łzy szczęścia.

-Dziękuję- uścisnęłam ją tak mocno, jak mogłam

-Nie ma za co- uśmiechnęła się

-Ok .Teraz pora zdmuchnąć świeczki, Lucia. Pomyśl życzenie- przyniosła babeczkę  May

Długo myślałam o życzeniu. Czego mogłam sobie życzyć? Żeby rodzice nadal żyli? By sierociniec był inny? Nie mogłam sobie życzyć czegoś, co się nie spełni.

-Mogę powiedzieć na głos?- spytałam, wahając się

-Ale wtedy się nie spełni- wtrącił się Andre

-Byśmy zyskali wolność. Colia na zawsze- zdmuchnęłam świeczki

-Colia- podnieśliśmy rękę przed siebie

Po tradycyjnej części urodzin, przeszliśmy do jedzenia babeczek. Ja zjadłam swoja urodzinową ,a reszta brała z tacki po jednej, Nie miały w sobie owoców, ale w środku miały odrobinę nutelli lub miodu. Z miodem były oznaczone bitą śmietaną, a pozostałe były bez tego z posypką cukrową.

-Ty to zrobiłaś?- skierowałam się do Carol

-Z małą pomocą May.- odparła nadal uśmiechając się do wszystkich

Cieszyłam się, że chociaż ten jeden raz wszyscy są zadowoleni, nawet Andre nie narzekał. Stał przy ścianie z założonymi rękami, zjadając babeczkę z nutellą. Podeszłam do niego.

-A ty nie chcesz się bawić?- spytałam go zdumiona jego stałą postawą

-Wiesz, że łamią zasady dla ciebie? Nie obchodzi cię to, że wpakują się przez ciebie w kłopoty?- mówił oschle

-Zasady. A skąd wiedzieliście, że mam urodziny?

-Carol słyszała, jak mówisz do siebie. Następnym razem mów ciszej- odszedł od ściany, kierując się do wyjścia

-A ty dokąd?- zaczepiła go May

-Wychodzę. Róbcie tę szopkę beze mnie- trzasnął drzwiami, a May poszła za nim

Milczeliśmy, patrząc na nią, jak rzuca go o ścianę.

-To nie jest szopka. Weź mnie nie denerwuj. I co chcesz teraz zrobić? Chyba nie powiesz jej o przyjęciu?- wściekła się, trzymając go za bluzkę

-To już zależy ode mnie. Bawcie się. Ja nie mam zamiaru brać w tym udziału- popchnął May i poszedł do pokoju

Nie wiedziałam, co mam robić. Andre miał rację. Nastawiają za mnie karku, a ona się dowie, co my robimy.

-Musimy kończyć, Carol. Przepraszam, ze musiałaś słyszeć moje utrapienia- wybiegłam do swojego pokoju

Byłam wściekła na Andre,ale i też zła na Carol, że weszła w to, narażając się pani Maner. Tak nie może być. Przeze mnie będą mieć kłopoty. Pewnie już sprzątają bibliotekę. Usłyszałam dźwięk obcasów. Wyszłam na schody i ukryłam się. To była ona. Szła do Carol. Cały sierociniec słyszał ich kłótnię. Powychodzili z pokojów na korytarz. Większość poszła do biblioteki, gdzie było źródło afery.

-Carol Teklei. Jak śmiesz łamać zasadę numer dwa! Nie możecie organizować żadnych przyjęć, imprez. Nie wolno! Chcesz być ukarana?- krzyczała na nią, a była niewinna

Wbiegłam do nich. Zaczęłam bronic Carol. Nie może dostać kary za mnie. To moja wina. I znowu ten dzień jest najgorszym.

-Proszę niech ją pani zostawi. Jeśli ma być ktoś ukarany, to tylko ja. Carol chciała dobrze, Bardzo chciałam mieć urodziny w "Lagoonie", ale pani nam nie pozwala, dlaczego?- wyrzuciłam swoje emocje

Opiekunka stała przed nami. Nie potrafiła dobrać słów do mojej wypowiedzi. Chyba ją ruszyłam. W końcu.

-Sa zasady, które macie przestrzegać. Możeść iśc, Carol. A ty Lucia dostajesz ostrzeżenie.- wyszłą z biblioteki

-A czym jest plan Tox?- spytałam, licząc, że mi wyjaśni

Nie spytała sie, skąd wiem, tylko na chwilę przystanęła i szepnęła mi do ucha.

-Coś nie dla ciebie. Jeszcze nie.

Potem zniknęła w swoim gabinecie. Wróciliśmy do swoich pokoi.

-Dzięki, że mnie broniłaś

-Nie ma za co. Colia trzyma się razem- posłałam jej uśmiech

-Chociaż ty to rozumiesz- zamknęła drzwi

Maner dowiedziała się o urodzinach, jak? A skąd wiedziała, ze będziemy w bibliotece? Musiał jej Andre powiedzieć i jeszcze, jak jej wspomniałam o planie Tox to mówiła, ze to nie jest dla mnie. Jeszcze nie? To kiedy? To był dziwny początek dnia. Jednak cieszę się z jednej rzeczy. Z tego, jak Carol to z May zaplanowały. Cieszy mnie to, ze mogę mieć ich wsparcie, a Andre niech zniknie z Colii.


I jak notka? Długa, czy za krótka? Miała być bardziej optymistyczna, ale nie wyszło. Sorki ;( Ankieta poszła w obieg. Czekam na wasze głosy. A jeśli chodzi o resztę wydarzeń to jeszcze wiele się może zdarzyć. Pytajcie i śmiało piszcie swoją krytykę i zadowolenie. Wiecie, jak komentarze działa motywacyjnie ;)

czwartek, 11 września 2014

Czas wspomnień Maner- inna "Lagoona"

Coś jest zbyt cicho. Za cicho. Nie ma żadnych hałasów, i nikt się nie kręci po sierocińcu w nocy. Cieszy mnie to, że w końcu słuchają moich zasad. Tak ma być. Samowolka będzie okrutnie karana.
Siedziałam przy biurku, pijąc kawę. Przeglądałam stare dokumenty "Lagoony"  za czasów mojej matki. Kiedyś to ona zajmowała się sierotami z domów. Miała inne zasady i zupełnie inaczej na nią spoglądali. Była mila i przyjazna. Nikomu nie zrobiła krzywdy. Nikogo nie zabiła, bo nie musiała. Dzieci stały się sierotami przez nieszczęśliwe wypadki. Przed śmiercią nie poznała prawdy o "wypadkach" rodziców byłych podopiecznych. Gdyby się dowiedziała, to by mnie wydziedziczyła. A cała historia zaczęła się, jak miałam dwadzieścia jeden lat. Teraz liczę z czterdzieści, ale kogo to obchodzi. To nie od wieku zależy mądrość. I tak dużo wiem od nich. Zwłaszcza o samej "Lagoonie".
Na komputerze sprawdziłam zapis Lucii, jak był wpisany zgon jej matki i ojca. Patrzyłam na pierwszą stronę i pisało. Wypadek samochodowy. Eh no tradycyjne kłamstwo. Nawet ona tego nie pamięta. To tym lepiej. Chociaż nie pyta o nich i jest spokój.
Po przeczytaniu kolejnych raportów ze zgonów, na chwilę zdrzemnęłam się. W mojej głowie przywołały się wspomnienia. Claire, czyli moje matka trzymała w ręce gazetę.

Niemcy, Rafesten 1976. Kolejna para rąk pomaga osieroconym dzieciom. Państwo Clayton otwierają sierociniec "Lagoona". Mają już ponad 300 podopiecznych pod opieką. Według opinii są najlepszym sierocińcem w  Niemczech.

-Jakoś ci się udało, mamo. Cieszę się, że wychodzisz na prostą- pogratulowałam jej

-A myślałaś, że mi się nie uda? Kocham dzieci. Chcę im pomóc w dorastaniu w nowym życiu. I chcę, by dla nich Lagoona była domem.- wyznała mama

-Wiem, jak po wyjeździe z Hiszpanii było trudno, ale nie było innego wyjścia. Mamo, czy wojna skończy się kiedyś i wrócimy do naszego domu?- spytałam, patrząc na nią

-Nie wiem tego, kochanie. Mam do ciebie pewną sprawę. Gdyby coś mi się stało, zajmiesz się sierocińcem. Obiecaj mi to- wręczyła mi zapasowy klucz

-Obiecuję.

Nagle zbudził mnie dźwięk telefonu. Podniosłam słuchawkę.

-Dzień dobry. Mówi Maner Clayton. Kto mówi?- przedstawiłam się, przecierając oczy

-Nie poznajesz mnie, córeczko?- spytała, a jej głos brzmiał, jak głos mojej matki

Spuściłam telefon na ziemię. Byłam przerażona. Jak ona przeżyła? Przecież byłam przy jej śmierci, To musi być zły sen. Jakiś koszmar. Lekko otrząsnęłam się. Połknęłam kilka tabletek na uspokojenie, popijając wodą.

-Przepraszam, ale to musi być pomyłka- nadal nie potrafiłam zapomnieć jej głosu

-To nie jest pomyłka, Maner. Chcę, byś oddała mi sierociniec. Należy do mnie. Rozumiesz?!- wydarła się, jakby chciała prosić, ale nie umiała tego wyrazić słowami

-Ty nie żyjesz... Widziałam, jak umierasz! Ty nie istniejesz!- krzyczałam do rozmówcy

-Istnieję, żyję i nie umarłam. Przyjadę po to, co należy do mnie, a ty pójdziesz a kratki, albo do psychiatryka- zagroziła mi, a ja rzuciłam mocno telefonem o ścianę.

Rozpadł się na części. Ekran był popękany, a obudowa leżała w kawałkach. Chciałam zasnąć. Zapomnieć, co usłyszałam. Nie wierzę, że moja matka żyje i po tylu latach chce odzyskać sierociniec. Nie pozwolę jej na to. Nie pozwolę. Pozbędę się  jej ostatni raz. To będzie ostatni akt.




Nieco dłuższe, a jutro ostateczna notka z urodzinami Lucii. Zdjęcie przedstawia tzw. matkę Mnaer, która niby nie zyje. Co o tym myślicie? Czy to jakiś żart? A może Claire wciąż żyje? Te i inne pytania zostana z odpowiedziami w następnej miniserii. A jak sądzicie o notce? Jak są błędy to pisać. Ok a według ankiety to Carol najbardziej wam się podoba. Cieszy mnie to. Teraz liczę na kolejny udział w kolejnej ankiecie ;)

środa, 10 września 2014

Czas wspomnień Andre- nic tylko kiwać głową

Nie będę się  wadził z nimi. Nie dlatego, bo May mi zaś przywali, tylko nie chcę się niepotrzebnie kłócić. To ich decyzja i nic nie mam do tego. W razie porażki nie odpowiadam za to. I jestem przekonany, że Maner łatwo nas nakryje na tym. Skoro potrafiła pozabijać ludzi i ich pochować do komór potajemnie ,to nic nie jest dla niej problemem.
Siedziałem w pokoju i myślałem. Myślałem, jak to się jutro rozegra. Albo Lucia będzie zadowolona, albo odwrotnie. Ja ją rozumiem, ale nie chcę mieć kłopotów. Teraz już ją May akceptuje, a wcześniej wrzeszczała, że Carol jest nieodpowiedzialna. Dziwna ona jest. Jest, jak baba w ciąży. Szybko zmienia zdanie.
Nagle z zamyśleń wyrwało mnie pukanie. Ktoś chciał tu wejść? Kto?

-Czego i kto?- spytałem oschłym głosem

W krótkiej chwili rozpoznałem głos dziewczynki. Pozwoliłem jej wejść, ale nie wiedziałem, czego ode mnie chce. Chyba nie słyszała, jak kłócimy się o jej przyjęcie niespodziankę? Zachowałem spokój. Czekałem, aż zacznie mówić. Stanęliśmy naprzeciw swoich spojrzeń. Patrzyła mi prosto w oczy. Coś chce wiedzieć.

-No to po co tu przyszłaś?

-Masz mi coś do powiedzenia?- zaczęła pytać również ze spokojem

Byłem w szoku. Co ona wie?

-A co mam ci mówić? O to, co zrobiłem May?- dopytałem

-Co jej zrobiłeś?- zdziwiła się

O kurde. To nie o to jej chodzi?

-Nieważne. To nic takiego. Co mam ci powiedzieć, Lucia?- zwróciłem się po imieniu, by w końcu mówiła coś konkretnego

-Słyszałam, jak gadałeś z panią Maner. Kłóciliście się i słyszałam, że niby coś ukrywasz? Co miała na myśli. Mów! - zdenerwowała się, machając rękoma w dół

Cholera.  Nie mogę jej powiedzieć, co ukrywam. Powie to Carol i jestem skończony. Nie dość, że wyrzuci mnie z Colii to może posunąć się do czegoś gorszego. Zemsty.

-No...ona wie, o sekrecie Colii- skłamałam, a po jąkaniu się było to widoczne

Była w szoku, Niestety kiepsko grałem.

-Kłamiesz, Andre. Co jest grane naprawdę?!- uniosła głos

Musiałem wymyślić coś innego.

-No dobra. To jest niespodzianka. Nie mogę ci nic powiedzieć, bo wszystko zepsuję.- powiedziałem prawdę i nawet nie zająknąłem się ani raz

-A dobra to nie mów.- uspokoiła się i wyszła

Kurde. O mały włos. Muszę bardziej uważać. Dobrze, że nie zna mojego sekretu. Byłem wściekły na Maner. Przez nią mogę mieć poważne kłopoty. Nawet większe, niż małolaty.




Wybaczcie, że takie krótkie, ale w szkole są organizacje półmetka a jeszcze jutro zebranie rodziców w szkole. No to mam trochę przerąbane :D  Chociaż trochę dodałam o jej urodzinach. Notka o Lucii będzie 12 września, czyli w piątek. Postaram się dodać długie, ale to zależy, ile prac domowych będę miała zadanych. Piszcie, co o tym sądzicie, łapcie błędy i piszcie własne pomysły. Niebawem kończy się ankieta i zacznie się następna. Jutro podsumowanie. Not o czekam i mam nadzieję, ze nadal będziecie to czytać, bo mam duże plany z  tym blogiem  Do czerwca. Szaleństwo, ale za to tylko jedno ;)

wtorek, 9 września 2014

Czas wspomnień May- tak trzeba

Dostałam wiadomość od Carol. Lucia, 13 lat, świeczki, tort. Co ona planuje? Urodziny? Skoro mowa o świeczkach i torcie to musi chodzić o to. Hmm dość szybko się pozbierała z rozpaczy. To dobrze. Potrzebujemy każdej pary rąk. Carol jest nam potrzebna jako dowódczyni Colia.
Jeszcze tego samego dnia po południu, mieliśmy spotkanie grupy. Byliśmy w pokoju Carol bez obecności Lucii.

-Dzięki, że przyszliście. Mam dla was pilną sprawę. Znacie Lucię. tak? Wiecie, że jutro kończy 13 lat, dlatego pomyślałam, by zrobić dla niej miłą niespodziankę. Jakoś zróbmy coś, by dla niej był to dzień niezapomniany. To jeszcze dziecko i na smutki ma czas. To jak? Wchodzicie w to?- spytała, wyjaśniając powagę sytuacji

Andre od razu zabrał głos w dyskusji. On to zawsze musi coś mieć do powiedzenia.

- No dobra, ale znasz zasady. Nie możemy tak po protu jej zrobić urodzin. Maner się na to nie zgodzi. Jak to chcesz rozegrać?- podniósł głos na Carol

Nie podobał mu się ten pomysł, ale to nie musi od razu ją krytykować. Ma rację. Lucia nie powinna się smucić, tylko cieszyć się życiem,.A skoro ma mieć urodziny to tym bardziej.

-Dwa słowa. Impreza niespodzianka.

Andre nadal nie miał zamiaru brać w tym udziału. Był wściekły, że chcemy łamać zasady dla małolaty. A co on, by zrobił na jej miejscu? Nie chciałby mieć fajnych urodzin chociaż raz? Czasami zachowuje się, jak egoista. On chce tylko uciec i guzik go obchodzą inni,. Ja bym go wywaliła z Colia, ale Carol się upiera, ze jest nam potrzebny. Jako jedyny zna się na komputerach i to jest użyteczna zdolność.

-Czy już kompletnie zgłupiałaś?! Ta piwnica namieszała ci w głowie? I nadal spiskujesz przeciwko Maner?- wściekł się Andre

-Zamknij mordę, debilu- strzeliłam mu ręką w policzek

Wkurzył mnie. Nie wytrzymałam. Carol stała osłupiała. No i zaczęło się piekło.

-Ej no spokój!- krzyknęła do nas

-Carol, wybacz. Wiesz, że łatwo mnie jest wyprowadzić z równowagi.- wytłumaczyłam swoje zachowanie

-Wybaczam, ale przeproś Andre- zasugerowała

-To on ma cię przeprosić jako pierwszy. Nie ma prawa mówić o tobie źle. Masz fajny pomysł. Ja pomogę zrobić te urodziny. Będzie je miło wspominać- wyznałam szczerze, patrząc, jak Carol traci równowagę psychicznie

-To ja czekam na twoje przeprosiny, May. Chyba też na nie zasługuję, prawda?- zniósł gniew na spokojne granice

-Najpierw przeproś Carol- popchnęłam go bliżej niej

Długo stał bez słowa, aż otworzył gębę.

-No dobra, przepraszam. Wiesz, że łamanie zasad źle się kończy. Nie chcę mieć kłopotów.- wyżalił się Andre

No nareszcie. Przyznał, co serio o tym myśli. Postanowiliśmy upiec małą babeczkę i dać do niej małą świeczkę. Akurat mieliśmy wszystko, co trzeba.

-Ok, a gdzie będzie impreza?- spytałam

-Biblioteka. Tam będzie najlepiej. Niczego się nie domyśli. Będzie dobrze- podniosła nas na duchu

Nim wszyscy wyszli z pokoju, przeprosiłam Andre.

-Sory, że ci wpieprzyłam, ale, jak będziesz tak mówił o Carol to pożałujesz- zagroziłam mu palcem

-O, May jakie to szczere- zaśmiał się

-A chcesz zarobić jeszcze raz?

-Nie no odpuść. To do jutra- wyszedł z pokoju Carol.

Wróciliśmy do swoich pokoi. Myślałam, jak to się jutro porobi. Miałam nadzieję, że Maner nas nie nakryje. Andre musi pogodzić się z naszym pomysłem. Zrozumie to, a w ryj mu się należało. To za to, jak gada o mojej przyjaciółce. Idiota i kretyn. Zobaczymy, czy nie zepsuje nic jutro. Liczę na wyrozumiałość Colii. Lucia, to będzie twój niezapomniany dzień. Przysięgam na odwagę, lojalność, otwartość, ambicje i mądrość Colia.


Najśmieszniejszy moment w tej notce. Tak wyglądał cios May. Jak się wam podobało? Macie pytania? Czekam na koniec ankiety i robię podsumowanie ;)