Cieszę się, że Colia zna prawdę o Maner. Poza tym mamy też schematy pułapek, co nam pomoże przy ich likwidacji. Claire nam pomoże. Chce odzyskać Lagoonę i my jej w tym pomożemy, Zdecydowanie pod jej opieką będzie bezpieczniej, niż jest teraz. Jednak my też musimy ją wspierać. Walka z Maner nie może być w pojedynkę. To tylko da rezultat porażki.
Zeszłam do kuchni po coś do jedzenia. Było widać po jej bladej twarzy, że była głodna. Ja też chciałam coś przekąsić. Szybko posmarowałam kanapki masłem i dodałam do nich plasterki ogórków. Od razu opuściłam kuchnię, by Maner mnie nie nakryła. Jednak było zbyt cicho i nawet ani razu nie wyszła z gabinetu. Coś mi tu nie gra.
W podskokach wróciłam do pokoju.
-Proszę. Powinnaś coś zjeść.- podałam jej kanapkę
-Dziękuję- usiadłyśmy na łóżku
-Nie ma za co. Powinnam ci się odwdzięczyć bardziej za uratowanie mi życia.- uśmiechnęłam się, robiąc pierwszy gryz
-To nic takiego. Powinnam dziękować Lucii. To ona razem z twoją przyjaciółką nas znalazły- przypomniała Claire
-Wiem. Słyszałam.
Kiedy tak rozmawiałyśmy, niespodziewanie usłyszałam dźwięk stłuczonej szklanki.
-Wybacz. Muszę coś sprawdzić- byłam nieco zdenerwowana
-Znowu pułapka?- spytała również poddenerwowana
-Nie wiem. Zaraz wrócę- wyszłam na korytarz
Najpierw zajrzałam do kuchni, ale nic tam nie było. Żadnego szkła na podłodze. Przy łazience zauważyłam jakąś postać. Miała czarne włosy długie do ramion i bardzo białą twarz. Wyglądała na dorosłą. Kim ona jest?
Przyjrzałam się jej uważnie. Rysy twarzy przypominały Andre. Jego matka? To niemożliwe. To mi się chyba śni.
-Przepraszam. Co pani tu robi?- dotknęłam jej ramienia, a ona od razu odskoczyła na bok
Była chłodna. Co to ma znaczyć?
-Nic ci nie zrobię. Możesz mi powiedzieć, kim jesteś?- spytałam ostrożnie, czekać, aż nieco się uspokoi
Wszędzie były koło niej potłuczone odłamki luster. Jest w szoku.
-Gdzie mój syn?- odważyła się zapytać
To było dziwne. Pytała o syna. Czyli to jest matka od Andre. Podejrzenia się sprawdziły. Jakim ona cudem przeżyła? Może ktoś jeszcze ocalał. Może moi rodzice też nadal żyją. Mam taką nadzieję, bo szybko się ze mnie to nie wypali.
-Pani jest matką Andre, tak?- spytałam dla pewności
-Tak. Proszę, zaprowadź mnie do niego- prosiła na kolanach
Uklękła na szkle. Bardzo była zdesperowana. Musiałam jej pomóc, nawet nienawidząc Andre. Poszłyśmy do jego pokoju, ale jego tam nie było. Nigdzie go nie znalazłyśmy. Nagle znowu usłyszałam hałas. Ktoś spadł ze schodów. O Boże. To pewnie Carol. Szybko podbiegłam do niej.
-Nic ci nie jest?- spytałam wystraszona
-Nic nie widzę!- krzyczała zrozpaczona
Kobieta stała nad nami, patrząc, jak pomagam wstać Carol.
-Już dobrze. Zaraz cię zabiorę do pokoju. Jak nic nie widzisz to nigdzie nie wychodź- poprosiłam ją o to
-Chciałam tylko iść do kuchni.- wyjaśniła powód wyjścia z pokoju
-Następnym razem napisz do mnie SMS-a- otworzyłam jej drzwi, kładąc ją na łóżko
Teraz musiałam zająć się matką Andre. Też mnie to zdziwiło, że nie było go w sierocińcu. Postanowiłam ukryć ją w pokoju jej syna. Tam będzie bezpieczna. Na razie. Zniknięcie Andre było dosyć niepokojące. Nie powinnam się o niego martwić, ale też jest narażony na Maner. Nawet bardziej niż my wszyscy. Co ta baba zaś wymyśliła? Chce wojny? Będzie ją miała.
Zeszłam do kuchni po coś do jedzenia. Było widać po jej bladej twarzy, że była głodna. Ja też chciałam coś przekąsić. Szybko posmarowałam kanapki masłem i dodałam do nich plasterki ogórków. Od razu opuściłam kuchnię, by Maner mnie nie nakryła. Jednak było zbyt cicho i nawet ani razu nie wyszła z gabinetu. Coś mi tu nie gra.
W podskokach wróciłam do pokoju.
-Proszę. Powinnaś coś zjeść.- podałam jej kanapkę
-Dziękuję- usiadłyśmy na łóżku
-Nie ma za co. Powinnam ci się odwdzięczyć bardziej za uratowanie mi życia.- uśmiechnęłam się, robiąc pierwszy gryz
-To nic takiego. Powinnam dziękować Lucii. To ona razem z twoją przyjaciółką nas znalazły- przypomniała Claire
-Wiem. Słyszałam.
Kiedy tak rozmawiałyśmy, niespodziewanie usłyszałam dźwięk stłuczonej szklanki.
-Wybacz. Muszę coś sprawdzić- byłam nieco zdenerwowana
-Znowu pułapka?- spytała również poddenerwowana
-Nie wiem. Zaraz wrócę- wyszłam na korytarz
Najpierw zajrzałam do kuchni, ale nic tam nie było. Żadnego szkła na podłodze. Przy łazience zauważyłam jakąś postać. Miała czarne włosy długie do ramion i bardzo białą twarz. Wyglądała na dorosłą. Kim ona jest?
Przyjrzałam się jej uważnie. Rysy twarzy przypominały Andre. Jego matka? To niemożliwe. To mi się chyba śni.
-Przepraszam. Co pani tu robi?- dotknęłam jej ramienia, a ona od razu odskoczyła na bok
Była chłodna. Co to ma znaczyć?
-Nic ci nie zrobię. Możesz mi powiedzieć, kim jesteś?- spytałam ostrożnie, czekać, aż nieco się uspokoi
Wszędzie były koło niej potłuczone odłamki luster. Jest w szoku.
-Gdzie mój syn?- odważyła się zapytać
To było dziwne. Pytała o syna. Czyli to jest matka od Andre. Podejrzenia się sprawdziły. Jakim ona cudem przeżyła? Może ktoś jeszcze ocalał. Może moi rodzice też nadal żyją. Mam taką nadzieję, bo szybko się ze mnie to nie wypali.
-Pani jest matką Andre, tak?- spytałam dla pewności
-Tak. Proszę, zaprowadź mnie do niego- prosiła na kolanach
Uklękła na szkle. Bardzo była zdesperowana. Musiałam jej pomóc, nawet nienawidząc Andre. Poszłyśmy do jego pokoju, ale jego tam nie było. Nigdzie go nie znalazłyśmy. Nagle znowu usłyszałam hałas. Ktoś spadł ze schodów. O Boże. To pewnie Carol. Szybko podbiegłam do niej.
-Nic ci nie jest?- spytałam wystraszona
-Nic nie widzę!- krzyczała zrozpaczona
Kobieta stała nad nami, patrząc, jak pomagam wstać Carol.
-Już dobrze. Zaraz cię zabiorę do pokoju. Jak nic nie widzisz to nigdzie nie wychodź- poprosiłam ją o to
-Chciałam tylko iść do kuchni.- wyjaśniła powód wyjścia z pokoju
-Następnym razem napisz do mnie SMS-a- otworzyłam jej drzwi, kładąc ją na łóżko
Teraz musiałam zająć się matką Andre. Też mnie to zdziwiło, że nie było go w sierocińcu. Postanowiłam ukryć ją w pokoju jej syna. Tam będzie bezpieczna. Na razie. Zniknięcie Andre było dosyć niepokojące. Nie powinnam się o niego martwić, ale też jest narażony na Maner. Nawet bardziej niż my wszyscy. Co ta baba zaś wymyśliła? Chce wojny? Będzie ją miała.
May to jakaś wyrocznia, czy coś, że po 2 sekundach już wiedziała, że ta laska to matka Andre? Co z tego, że miała podobne rysy?
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu trochę bym to dopracował, bo po prostu tracisz na realizmie.
Ok. Jakbyś nie zauważył to cały ten dziennik jest fikcją. A May poprzez rysy i sama mowa o synie daje wskazówki o jej tożsamości. Potem dopytała i się dowiedziała. Więc mój drogi nie ma tu żadnego realizmu. Przykro mi, jeśli myślałeś inaczej.
UsuńChyba rozumiesz inaczej pojęcie realizm ode mnie.
UsuńZapewne tak ;'D
UsuńCo tu sie dzieje? Matka andre zyje! A z carol coraz gorzej. Mam nadzieje ze za niedlugo bedzie wojna!
OdpowiedzUsuńSuper!
Wojna się zbliża . Jednak jeszcze daleko. Najpierw wątek z nową postacią . To już. dziś ;)
Usuń