czwartek, 26 marca 2020

Okruchy życia Claire - utraceni


Dla tych dzieci zrobiłabym wszystko, dlatego też nie mogłam odrzucić zaproponowanej oferty przez Tobiasa. Inaczej sieroty straciłby dach nad głową. Szkoda, że May tego nie rozumiała. Nie wybaczy za zdradę. Nie ona.
Pomyślałam, aby poczekać na nich w gabinecie. Nie spodziewałam się jednak gości. Carol siedziała skulona we łzach tulona ramionami siostry. Jedynie Catalina zachowywała zimną krew, stojąc przed otwartą szafką z lekami.

- Carol, to nie jest tak, jak myślisz. Wyjaśnię ci na spokojnie, ale najpierw uspokój się. - Poprosiłam troskliwym tonem. - Zaparzę ci jakąś herbatę i porozmawiamy.
- Za... Zabijasz je! - Uniosła ton, zmuszając drżące nogi do posłuszeństwa. - Zaufaliśmy ci, a ty... Ty to robisz? - Odwróciła się, wyciągając broń. Ciarki przeszły wzdłuż ciała.
- Nic nie rozumiesz. To nie są specyfiki Maner! Naprawdę uważasz mnie za takiego potwora? - Dopytałam nieco spięta. Niepewnie trzymała pistolet, a nie byłyśmy same. Mogła zranić dzieci. - Catalino, prawda, że o was dbam? - Zwróciłam się do swojej podopiecznej.
- To nam pomaga zasnąć. Żadnych złych snów. - Wciąż była spokojna mimo tak napiętej sytuacji.
- Zasnąć? To was niszczy! Przejrzyjcie na oczy! - Krzyknęła zrozpaczonym tonem. - Ja... Ja wszędzie rozpoznam to świństwo.
- Siostrzyczko, czy... Czy możesz jej nie ranić? Ona jest dobra. Musi być. - Lucia wyglądała na załamaną. Nic nie mogła zrobić, a krzyczała. - Nie chcę widzieć kolejnego trupa! - Pisnęła, aż prawie popękałaby błona bębenkowa.
-Dobrze wiesz, że chcę dla nich dobrze. Nie kłamałam. - Nieważne jak łagodnie przemawiałam do dziewczyny, otworzyła rany przeszłości. - Carol, moja śmierć w niczym nie pomoże.
- Jesteś gorsza od Maner! Kłamiesz! Przez cały ten czas bałamuciłaś swoimi śpiewkami, że razem pomożemy sierotom, a ja ci w to uwierzyłam. Jaka ja byłam głupia. - Po policzkach spływały łzy. - Nienawidzę cię! - Silnie trzymała za spust. Strzeli?
- Carol, zostaw ją! - Młoda zgrywała bohaterkę, stojąc między nami. - Rozwiążemy to bez rozlewu krwi. May z Eve to poprą.
- May... Gdzie ona się podziewa? - Zaczęła się zamyślać. - Claire, ty coś wiesz?

Przemawiała przez nią nienawiść. Nie zamierzałam im zdradzać swojego układu, więc milczałam. Czy tu miałam zakończyć swój żywot? Czekałam na jej ruch.

- Zakończ ten obłęd. Wiem, jak cierpisz, ale chcemy tego samego. Beze mnie zostaną same. Pomyśl o tym, zanim odbierzesz im matkę. - Błagałam, powstrzymując się od jakiegokolwiek ruchu. - A ty chcesz odebrać Luci siostrę?  Żeby znowu cierpiała?
- Dość!

W jednej chwili usłyszałam dźwięk wystrzelanego pocisku. Nadeszła pora zmówić ostatnią modlitwę.

~~~~~~~~~
Czasami mam takie tryby, że w dialogach zawiera się wiele akcji, więc stąd taka długość. Do tego chamskie zakończenie, które wręcz uwielbiam robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi