Nie byłam tak głupia jak myśleli. Osobiście otworzyłam drzwi ratownikom, ale nie wiedziałam, po kogo przyjechali. Wszyscy zebrali się na korytarzu, dzięki czemu nie musiałam już szukać sierot. Nienawistnym wzrokiem patrzyli na mnie. Byli wrogo nastawienie. Dlaczego? Przez jeden incydent?
Po kilku minutach ratownicy znieśli ranną dziewczynkę, której towarzyszyły dwie dziewczyny. Znowu w głowie pojawiło się to samo pytanie, a jednak skupiłam cała uwagę wokół zebranego tłumu.
- Brakuje jednej osoby. Gdzie jest Catalina? - Zerknęłam na wszelkie strony świata.
- Może gdzieś się zaszyła. - Podeszła May, odciągając od całego zamieszania. - Poszukamy jej.
- Nie mogę zostawić Valerii. Odpowiadam za nią. - Chciałam wypowiedzieć więcej przekonujących słów, ale nie mogłam.
- Poradzę sobie, pani Clayton. - Uśmiechnęła się słabo Eve. - To w końcu moja ukochana siostrzyczka.
- Siostrzyczka? - O mało nie krzyknęłam. Oni uwierzyli w to kłamstwo?
Od razu wyszłam za nimi przed sierociniec gdzie stała karetka. Gapie zleciały się niczym sępy, obserwując całe zajście.
- Musimy już jechać. Wsiadaj. - Nakazał lekarz, otwierając drzwi karetki.
Wciąż stałam osłupiona całym zajściem. Nie pojmowałam tej szopki z podszywaniem się pod kogoś innego. Tak bardzo mi nie ufali?
Pojazd odjechali na sygnale, a ja wpatrywałam się, jak oddalał z każdą sekundą. Gdzie popełniłam błąd?
- Co jej się stało? - Spytał siedmioletni chłopczyk, trzymając silnie za pluszowego misia.
- Była ranna, ale wróci do nas. - Wzrok uciekał od twarzy pytającego. Ukrywała coś.
- Na pewno wróci. - Lekko uniosłam kąciki ust. - May, możemy porozmawiać?
- A co z Cataliną? Nie szukamy jej? - Wspomniała.
- Uwielbia książki. Pewnie siedzi w bibliotece. - Pomyślałam głośno. - Chodźmy.
Dziewczyna westchnęła ciężko. Niechętnie szła za mną, lecz potrzebowałam informacji. Musiałam ją jakoś zmusić. Weszłyśmy do mojego gabinetu, skąd zabrałam klucz do jednego miejsca.
Ostrożnie szłyśmy wzdłuż korytarza, aż naszym oczom ukazały się obskurne drzwi. Przekręciłam klucz w zamku.
- To nie jest biblioteka. - Niepewnie przekroczyła próg schowka.
- To moje drugie biuro. - Zatrzasnęłam drzwi, zabierając klucz.
- Hej! Co to ma znaczyć?! - Była gotowa rzucić mi się do gardła.
- Bez paniki, panno Santori. - Z cienia wyłonił się Tobias.
- Claire?! - Wrzasnęła na cały regulator głosu. - Co to ma znaczyć, do cholery?!
- Przepraszam, ale musiałam. Chcę im pomóc. - Wyjaśniłam spokojnie. - Tobias w tym pomoże.
- Zabiję cię, suko! - Szarpnęła za kołnierz, podciągając do góry. - Powiem mi, że nas zdradziłaś!
- Nie powiesz. - Uśmiechnął się policjant. - W tych ścianach nikt cię nie usłyszy.
May zrobiła się łagodniejsza, puszczając mnie wolno. Po tym, co się stanie, wzrośnie nienawiść. Czy był inny wybór? Nie podpisywałam się pod bezczynnością.
~~~~~~~~~
Podnoszę wyżej poprzeczkę, żeby w końcu było jakieś ryzyko. Jesteśmy już w połowie historii. Jak się z tym czujecie? Jest to dla was satysfakcjonujące czy nijakie? Tak poza tym, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Pochłonęły mnie tabelki w Excelu. Staram się uporządkować wątki, aby się nie pogubić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi