Gdzieś w oddali słyszałam odjeżdżającą karetkę na sygnale. Tylko że nie to przykuło moją uwagę, a bransoletka migała na zielono, wibrując. Zerknęłam na nią. Carol również zauważyła ten sygnał. Od czasów dawnej Colii zamontowała w nim system alarmowy, aby dać sygnał, że coś działo się z jakimś członkiem grupy.
- Coś się stało. - Podzieliłam się swoimi przekonaniami.
- Eve albo May. - Pomyślała głośno. - Nie podoba mi się to ani trochę, Lucia. Mogły wpaść w pułapkę.
- Jest za wcześnie. Dopiero dochodzi dziewiąta! - Wykrzyczałam spięta na myśl o rannych przyjaciołach. Andre i Marco byli już w niebie. - Carol?
- Nie bój się. Są silne. Spróbujmy je odnaleźć. - Mówiła tak spokojnie, a jednak drżące dłonie mówiły coś innego.
- Szkoda, że pojechali. Chciałam odwiedzić Juana. - Odezwała się sierota, odkładając książkę na półkę.
- Catalino, rozumiemy to. Jednak na razie mamy większy problem na głowie. - Uklękła przy niej, a następnie wyjęła mapę z rozrysowanym położeniem pułapek. - W którym miejscu twój brat węszył?
- Tutaj. - Wskazała na piwnicę, gdzie mieściły się najgorsze z pułapek. Liczne piły tarczowe czy ściana z nożami. Mordownia.
Na moment sięgnęłam do wspomnieć. Piwnica zawierała komory z ciałami. Policja oraz wszelkie służby pomogły je wydostać i ogarnąć żywe trupy. Te dzieciaki szukały kłopotów. Szły naszymi śladami? Nieodpowiedzialnie? Śmiesznie zabrzmiałoby to z ust wcześniej naiwnego dzieciaka, który wierzył we wszystko, co mu się powie. Czasy ulegają zmianom. Podobnie jak ludzie.
- Jeśli nie są aktywne, coś innego musiało się wydarzyć. - Nie zastanawiałam się ani chwili dłużej i wybiegłam z biblioteki. - May! Eve! - Wołałam donośnym głosem. - Gdzie jesteście?
- Lucia! - Za mną biegła siostra wraz z dziewczynką. Nie potrafiły odpuścić. - Zaczekaj!
Na moment zatrzymałam się w miejscu. Nawet nie wiedziałam dokąd iść. Działałam zbyt mocno w emocjach? Burzliwie? Ciężko określić. Carol bała się tak jak każdy w tym sierocińcu. Strach nie był nikomu obcy.
- Są dla mnie jak rodzina. Nie zostawię ich. - Odwróciłam się, patrząc w jej oczy.
- Wiem o tym, ale pomyślmy na spokojnie. Poszukajmy na górze. Może ktoś coś widział. - Zmusiła się do uśmiechu, grając silną kobietę. Beznadziejna rola.
Przestałam komentować, spoglądając ponownie na bransoletkę. Światło zgasło.
~~~~~~~~~~
Nie sądziłam, że te koronaferie (tak to uczniaki nazywają) też wpłyną na mnie. Moje rodzeństwo siedzi w domu z tego powodu, więc czas na spokojne pisanie ogranicza się do późnych godzin nocnych. Oznacza to też nowy grafik oraz wprowadzenie paru minut na przygotowania do CampNano2020. Co to jest? Już śpieszę z tłumaczeniami.
To coś na rodzaj wyzwania pisarskiego, które zwykle odbywa się w listopadzie. Jednak tutaj ludzie dzielą się na małe grupki i piszą wspólnie. W Polsce takich warunków na to nie ma. Zwłaszcza teraz. Cel jest banalny. Ustalasz, co chcesz pisać i ile. Żadnych ograniczeń. To może być cokolwiek. Rozprawka, esej, dokument, scenariusz, lista zakupów, edycja książki, seria wierszy. Ogranicza cię tylko wyobraźnia! Zachęcam, bo wtedy łatwiej spływają pisarskie soki, a przecież kopa w dupę motywacyjnego każdy potrzebuje. Nie lenimy się, tylko aktywnie wykorzystujemy czas na kreatywne działania. Siedzieć w domu nie znaczy, oglądaj nałogowo TV czy Netflixa. Siedzieć w domu znaczy, działaj kreatywnie.
Oto co napisała Julie (tłumaczenie na sucho z angielskiego)
Nikt z nas nie potrzebuje oglądać informacji non stop. Nie musimy przeglądać Facebooka albo Twittera, aby wiedzieć, co ludzie mówią. Zamiast przełączać między kanałami stacji telewizyjnych, czy nie możemy zrobić czegoś pozytywnego jak użyć tego czas na kreatywność?
Z tym pytaniem was zostawiam. Notki wciąż się piszą. Uzbrójcie się w cierpliwość, czytajcie książki, twórzcie coś własnego. Pobudźcie kreatywność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi