Carol uwielbiała mi dawać najgorszą robotę. Wciąż miałam jej za złe to jak kazała zostać obrońcą Andre. Z perspektywy czasu doszłam do wniosku, że mogliśmy uniknąć tej szopki z sądem. Tak czy inaczej, wszyscy ugrzęźli w tym samym bagnie.
Eve kończyła ukrywać ciało, przysłaniając je ziemią. Ledwo utrzymywała równowagę, chwiejąc się na boki.
- Jeśli jesteś zmęczona, idź spać. - Poradziłam.
- Nie udawaj takiej troskliwej. - Przetarła czoło. - Wiem, że mnie nienawidzisz.
- Źle zaczęłyśmy. - Odwróciłam głowę na bok. - Ale musimy działać razem, jeśli chcemy pomóc dzieciakom. Nie sądzisz, że zasługują na lepsze życie? - Spytałam dociekliwie bez kontaktu wzrokowego.
- Dość! - Wbiła łopatę w ziemię. - Myślisz, że mi na nich nie zależy? Chcę wiedzieć czemu Claire odpierdoliło! Ona nie zabijała! - Krzyczała tak jakby coś w niej miało pęknąć.
Nie potrafiłam być na to obojętna. Podeszłam do niej bliżej z przyjaznym zamiarem. Ledwo dotknęłam ramienia, aż jej ciało zamierzało runąć w dół. Na szczęście ją złapałam zanim uderzyła o ziemię.
- Eve, słyszysz mnie? - Lekko poklepałam po policzkach, czekając na jakąkolwiek reakcję. - To nie jest śmieszne! - Podniosłam nieco ton. - Obudź się, do cholery!
- Czemu tak krzyczysz? Łeb mi pęka. - Momentalnie oczy szatynki otworzyły się. - Co się stało?
- Zemdlałaś. Tak myślę. - Podrapałam się po głowie. - Wystraszyłaś mnie.
- Widocznie za dużo użyłam mocy. - Stwierdziła słabym głosem.
- Czytałaś mi w myślach? - Uniosłam głos.
- Nie. Ja... Chciałam wiedzieć co pamięta. To nam może pomóc. - Przyznała, wstając na równe nogi.
- Jeśli coś wiesz, powinniśmy to poznać. - Zauważyłam. - Chodźmy do nich.
Bez dalszej wymiany zdań powróciłyśmy do kryjówki. Carol siedziała przy stole, trzymając głowę, mając wrażenie, że upada. Nie musiała nic mówić. Każdy czuł to samo. Zmęczenie.
- Zwłoki zakopane? - Spytała chłodno.
- Tak. - Odparła krótko. Z trudem utrzymywała się ziemi.
- Eve, co ten dzieciak mówił? - Nie byłam w stanie zasnąć bez odpowiedzi na tak kłopotliwą kwestię.
- Mówił prawdę. Claire ich... Krzywdzi. - Wydusiła słabym głosem.
- N... Nie uwierzę w to. To nie może być prawda. - Po policzkach spłynęły łzy.
- Ale jest. - Westchnęła ciężko. - I mam dość. - Warknęła, udając się do pokoju.
Potrzebowała odpocząć, więc nie dopytywałam o więcej. Nie walczyłam z ciałem. Pozwoliłam oddać się w ręce Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi