To był nieodpowiedni czas na kłótnię. Ścigali nas. W podskokach ruszyliśmy za Eve, która znała ten las jak własną kieszeń. Nie mieliśmy ani chwili do namysłu, więc May odpuściła. Co z zaufaniem? Ryzykowaliśmy życiem i nie mogliśmy się wycofać.
Ukryliśmy się za skalnym murem porastający mchem. Kątem oka obserwowałam ruch policjantów. Uzbrojeni po zęby świecili przed siebie. W końcu nieuchronnie zbliżał się zmrok.
- Nie znajdą nas. Poza tym, będą zajęci sierocińcem. - Wyznała Eve pewnym głosem. Mężczyźni zawrócili. Skąd ona to wiedziała? - Chcą przesłuchać Claire. Wycisnąć wszystko co się da.
- Jakim cudem jesteś tego taka pewna? - Spytałam zaintrygowana.
- Potrafię czytać w myślach. - Odparła krótko, chowając twarz w rękawach bluzy. - To przekleństwo.
- Wiedziałam, że coś z tobą jest nie tak! - May nie potrafiła ukryć swojej satysfakcji.
- May, ciszej. - Skarciłam ją wzrokiem, a następnie zwróciłam się do tajemniczej znajomej. - Później o tym pogadamy. Potrzebujemy kryjówki.
- To już niedaleko. - Rozejrzała się uważnie na boki. - Weź Lucię na ręce. Może się zmęczyć chodzeniem.
- Nie mów mi, że zaszyjemy się w jakiejś jaskini. - Przyjaciółka po raz kolejny zakpiła z Eve.
- Nie mieszkam w takich warunkach. - Wzruszyła ramionami, wychodząc na ścieżkę.
- Mieszkasz? W lesie? - Dziewczynka zaniemówiła. To nie była zwyczajna informacja.
Nie zadawaliśmy więcej pytań. Szliśmy w milczeniu, nasłuchując pohukiwania sów czy szelestu liści. Chłód doskwierał, powodując gęsią skórkę. Starałam się jakoś ogrzać zziębnięte dłonie Luci, a przy okazji nie puścić jej z objęć. Zobowiązałam się chronić ją, dbając tak jak robi to prawdziwa siostra. Prawdziwa rodzina.
Nogi odmawiały posłuszeństwa, ale czas gonił. Byliśmy na celowniku. Zmuszając się ciągnąć osłabione ciało dostrzegłam w końcu coś na rodzaj schronienia. Drewnianą chatę, a raczej jej ruinę. Okna zabite dechami, zardzewiały zawiasy w drzwiach, natomiast dach przykrywał ciężki materiał.
- To tutaj? - Dopytałam dla pewności. Jak mogła żyć w takich warunkach?
- Nie miałam czasu na naprawy. - Bez najmniejszego trudu chwyciła za klamkę. - Czujcie się jak u siebie w domu. - Poprosiła nas, ukazując skromny kącik. Większość rzeczy nie pasowała do pokojów. Szukała po wysypiskach?
- Skąd wiesz, że nas nie namierzą? - Po raz kolejny musiałam przemyśleć sprawę.
- Nie ma tu zasięgu. - Jak tak o tym wspomniała zerknęliśmy na komórki. Rzeczywiście nie złapaliśmy nawet jednej kreski. - Telefony są zbędne. Czy w końcu mi zaufacie? - Spojrzała błagalnie. Doskwierała jej samotność.
- O ile powiesz nam co wiesz o Andre. - Postawiłam solidny warunek. - Uczciwe, prawda?
- Tajemnica za tajemnicę. - Z powagą mierzyłyśmy się wzrokiem. - Połóżmy karty na stół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi