wtorek, 28 stycznia 2020

Luka Claire- to nadal dzieci


Policja zaczęła zbierać ciało Andre i zabezpieczać wszelkie ślady. Było to zbędne, ale powinni pomyśleć, że doszło do morderstwa. W ten sposób sierociniec nadal będzie działał. Traktowałam te dzieci jak własne, dlatego zrobiłabym dla nich wszystko. Nawet posunęłabym się do kłamstwa.
Śledczy usiadł naprzeciw mnie w gabinecie, lustrując każdy odruch twarzy czy samej postawy rąk. Wzięłam głęboki wdech, wypuszczając powietrze. Tylko spokój uratuje od zbędnych pytań.

- To już kolejny zgon w tym miejscu. Rozumie pani, że to poważna sprawa, prawda? - Uniósł prawą brew, obserwując moją reakcję. Siedziałam niewzruszona. - Jeśli chce pani pomóc swoim podopiecznym, poprosiłbym o współpracę.
- Czytałam Catalinie bajkę jak zawsze, aż usłyszałam jakiś dźwięk. Ciężko mi go określić. - Podrapałam się po głowie. - Byłam lekko śpiąca i nie chcę nikogo wprowadzać w błąd. - Chwyciłam się za głowę. - Oni muszą mieć tu dom. - Wyłkałam, pokazując mu to co chciał zobaczyć. Załamanie. - Biedny Andre. Gdybym mogła jakoś mu pomóc... - Mój głos się łamał.
- Mamy podejrzenia kto mógł to zrobić. - Na blat biurka położył cztery fotografie. - Lucia Corell, Caroline Teklei, May Santori lub Evangeline Marclin.
- To niemożliwe. - Podniosłam swoją głowę, przyglądając się zdjęciom. - Znam ich. To wspaniałe dzieci. Pomogły mi. - Łagodnie się uśmiechnęłam bez zdradzania dodatkowych detali tej osobistej historii. - Nigdy nie sprawiały kłopotów.
- Tak tylko się wydaje, że są niewinni. Są zamieszani w zaginięcie pani córki. - Na tę wieść wytrzeszczyłam oczy. - Nie dała znaku życia od pół roku.
- Widocznie nie kocha mnie. Była trudnym dzieckiem. - Stwierdziłam zgodnie z prawdą.
- Była? Nadal może żyć, a mówi to pani tak pewnie. - Zmierzył wzrokiem ruch warg. - Nie jestem głupi, aby nie zauważyć tak oczywistych rzeczy. - Zaśmiał się prosto w twarz. - Za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna.
- Proszę mi tego nie powtarzać. - Wstałam na równe nogi. - Jeśli pan pozwoli, wrócę do pracy. Jestem jedna na dwieście podopiecznych. - Zwróciłam mu uwagę. - Odezwę się, gdy coś odkryję.
- Nie ma pani wyjścia. - Wzruszył ramionami. - Do widzenia.

Jak tylko wyszedł z pomieszczenia, przeklęłam pod nosem. Musiałam ostrzec Carol i resztę bandy. Pobiegłam do pokoi, otwierając po kolei każde z drzwi.

- Tu jesteśmy. - Zawołała May. Poszłam w ślad jej głosu. Nastolatkowie wydawali się zdezorientowani. Dłużej nie mogłam ukrywać narastającego napięcia.
- Policja może was powiązać ze śmiercią Andre. Coś wiedzą. Musicie stąd uciekać. - Wewnątrz drżałam niczym galareta.
- Za bardzo węszą. - Odezwała się Eve z większym opanowaniem niż poprzednio. - Dowiemy się co tu zaszło.
- Wierzę w to. Jesteście mądrymi dzieciakami. - Wskazałam im ręką na wyjście awaryjnie. - To jeszcze nie koniec. - Powiedziałam na pożegnanie. - Nie nazywajcie tego tchórzostwem. To odwaga.

~~~~~~~~~~~
I tak kończy się pierwsza mini seria. Zachęcam do udziału w dyskusji w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi