niedziela, 26 stycznia 2020

Luka May- witaj w domu koszmarów


Siedzieliśmy jak na szpilkach, czekając na Lucię. Długo nie wychodziła z sali przesłuchań co było dość niepokojące. Dziwne? Raczej nienormalne. Do tego ten Andre nadal nie wystawił nosa. Przeklęty glina. Czemu ubzdurał sobie, że wiemy coś o tym co się stało z sierotami "Lagoony?" Mogłam wyjechać, a nie zostać w tym cholernym mieście, z którego pamiętałam tylko ból. Z myśli zbudził mnie płacz. Biedne dziecko.

- Kazali jej oglądać zwłoki. To jest podłe! - Krzyknęła Carol. - Czemu wmieszali nas w takie bagno?!
- Może Andre im coś wyśpiewał i nie ma odwagi nam spojrzeć w oczy. - Byłam gotowa powiedzieć coś więcej, ale z każdym słowem Eve uderzała mocniej pięścią w ścianę. - Ugryzło cię coś?
- Zamknij się, dobra? Nic o nim nie wiesz. - Warknęła, waląc mocniej. - Więc zamilcz, do cholery.
- Hej. Co ty taka nerwowa? - Dziewczyna odstawała od nas swoim charakterem. Zachowywała się dziwnie. Coś ukrywała.
- Dobra. Dajcie już spokój. To jej sprawa. My mamy coś ważniejszego do zrobienia. - Wtrąciła się przyjaciółka, unosząc głos. - Jeśli mamy zakopać nasz sekret do grobu, musimy wrócić do "domu." - Zakreśliła cudzysłów w powietrzu. Lucia nadal drżała. - Wiem, że to dla wszystkich będzie trudne, ale inaczej nie dadzą nam żyć.
- Trudno się nie zgodzić. - Westchnęłam ciężko. - Kiedy mamy tam zawitać?
- Dzisiaj. - Podkreśliła dosadnie słowo.
- No to wio, drużyno. - Lekko parsknęłam śmiechem, choć sytuację mieliśmy do kitu. Zostawiliśmy policjantów w spokoju, żeby zajęli się swoją robotą. Jednak ktoś nas obserwował, aż ciarki przeszły po ciele. - Wynośmy się stąd.

Liście opadały z drzew, pozostawiając nagie gałęzie. Chłodny wiatr spychał nas wzdłuż ścieżki, która prowadziła do sierocińca. Dziewczynka ciągle trzymała za rękę Carol. Wracały złe wspomnienia, a kazali nam zapomnieć. Kłamali w żywe oczy, że będzie lepiej jak tylko znajdziemy cegiełkę do budowania przyszłości. Gdyby nie dusiły koszmary, może te gadki specjalistów miałyby więcej sensu.
Przed wejściem stał samochód policyjny wraz z karetką. Znowu coś się działo.

- Nie powinniśmy tu teraz być. - Eve była gotowa się wycofać. - To źle wróży.
- Kłopoty? Większych nie będzie. - Uśmiechnęłam się głupkowato, otwierając drzwi. - Pani Clayton. - Zawołałam opiekunkę placówki. Stała nieruchomo blisko schodów.
- May, poczekaj! - Za plecami usłyszałam pozostałych. Nie wycofałam się. Nie byłam tchórzem. Zadzieranie ludziom nosa to moja przyjemność. Im bliżej byłam kobiety, tym bardziej czułam zapach co do przyjemnych nie należał. Zapach śmierci. Czyżby kolejna ofiara rzekomego mordercy? Ciekawość nie dała za wygraną.
- O nie. - Nowa członkini Colii zastygła na ten widok. Brakowało słów. - To... - Więcej nie potrafiła z siebie wydusić. Niewidzialna siła kazała nam na to patrzeć. To był strach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi