Nie mogłam dłużej słuchać oskarżeń May wobec Andre. Nie znała go tak dobrze jak ja. Może to dlatego, że ludzie z takim samym poziomem szaleństwa mówią i myślą w tym samym języku.
Moje ciało zastygło w bezruchu. Słowa uwięzły w gardle. Nikt nie przekroczył zabezpieczonej taśmy, która otaczała ciało ofiary oddzielone głową od reszty. Starałam się znieść ten widok.
- A... Andre? - Tylko Lucia znalazła odwagę, aby coś z siebie wydusić.
- Nie patrz. - Claire odciągnęła dziewczynkę z dala od tego widoku.
- Lepiej stąd chodźmy. - Zaproponowała Carol. - Wystarczy nam kłopotów. - Nie byliśmy co do tego przekonani. - Eve, dobrze się czujesz? - Zapytała z troską, dotykając mojego ramienia. Gwałtownie odskoczyłam, chwytając za serce.
- Potrzebuję wody. - Odparłam słabo bez obaw o wpadnięcie w pułapkę, choć Andre skończył w jednej z nich.
Usiadłam przy stole kuchennym, walcząc o kontrolę nad rozdygotanym ciałem. Utrzymanie szklanki w dłoniach wydawało się czymś niemożliwym do zrobienia.
- Może wezwę lekarza. Powinien nadal badać sieroty.
- Żadnego lekarza. - Uderzyłam pięścią w stół. Nienawidziłam ich za to jak mnie potraktowali. Te wszystkie badania w psychiatryku, podawanie końskich dawek leków, a najgorsze to zamykanie w izolatce na rozkaz Maner. Jedyną nadzieją jaką miałam na normalne życie odeszła razem z nim.
- Spróbujmy przetrawić na spokojnie całe zajście. Dla mnie to też jest szok. Nie spodziewałam się go tu zobaczyć. W dodatku martwego. - Opiekunka maskowała pod opanowaniem prawdziwe emocje. Nigdy nie ukazywała wprost co czuje, ale i tak darzyła empatią. Troszczyła się, będąc opoką dla bezbronnych dzieci.
- Jeszcze wczoraj ze mną rozmawiał. - Szepnęłam do siebie. - Dlaczego mnie zostawiłeś? - Zduszałam w sobie chęć płaczu.
- Ale... Ale czemu umarł? - Wyjąkała najmłodsza z nas.
- Zabiła go pułapka. - Wyjaśniła treściwie. Ponownie zamilknęliśmy. - Wiecie o sierotach? - Kiwnęliśmy lekko głową. - Zginęły tak jak on.
- Przecież usunęliśmy je wszystkie. - May biegała wzrokiem po ścianach kuchni. - Wszystko wróciło. Jakim cudem?
- O... Ona żyje! - Lucia pisnęła, dygocząc. - To chore! Mści się?
Martwi głosu nie mają. Do tego każdy musiał być przekonany. Ktoś inny za tym stał. Podejrzenia padały na naszą czwórkę. Tylko my zostaliśmy zapoznani z historią tego miejsca. Jednak cała ta sprawa robiła się beznadziejna. Poprawka. Trudna do zrozumienia.
- Zapewniam was, że umarła, wiec proszę o jedno. Po... - Nie zdołała dokończyć. Jakaś osoba zapukała do drzwi. - Idźcie na górę. Ja się nim zajmę. - Poprosiła, idąc w stronę gościa. Głos mężczyzny roznosił się po domu. Ten śledczy nie da tak łatwo za wygraną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, co o tym.sądzisz i jakie masz pytania lub drobne uwagi